Życie zwalnia tempo

Agnieszka Zielińska
opublikowano: 2007-06-22 00:00

Grecki historyk Herodot mawiał: „Każda rzeka, która płynie w kierunku przeciwnym do Nilu, podąża w niewłaściwą stronę”.

Egipt — rejs po Nilu Chaty z niewypalanej cegły, soczysta zieleń i białe feluki zalane słońcem. Nad brzegami Nilu czas się zatrzymał.

Grecki historyk Herodot mawiał: „Każda rzeka, która płynie w kierunku przeciwnym do Nilu, podąża w niewłaściwą stronę”.

Symbol wiecznego odradzania się życia, od niepamiętnych czasów źródło sił witalnych całego kraju. Nil. Zanim w latach 60. XX wieku wybudowano Tamę Asuańską, co roku wylewał, pokrywając pola żyznym mułem. Dziś, podobnie jak przed setkami lat, nad brzegami rzeki rosną sady owocowe, ciągną się pola kukurydzy, bananów, warzyw i zbóż. Niedokończone domy oblepione wyschniętym mułem wyglądają bardzo biednie. Kobiety piorą ubrania w rzece, a mężczyźni jeżdżą na wózkach ciągnionych przez osły. Wokoło biegają dzieci i zwierzęta.

Magia kina

Obok zaniedbanych chłopskich domostw przepływają majestatycznie luksusowe statki hotele. Rejsy nimi stały się modne pod koniec lat 70., kiedy na statku wycieczkowym Karnak zebrało się eleganckie towarzystwo — młoda milionerka z nowo poślubionym mężem, małomówny pułkownik Race i detektyw Herkules Poirot. Nie każdy z podróżnych marzył jednak o zwiedzaniu starożytnych zabytków. Doszło do zbrodni. Detektyw Poirot rozpoczął żmudne śledztwo.

Ekranizację powieści Agaty Christie „Śmierć na Nilu” z 1978 r., w reżyserii Johna Guillermina, nakręcono w doborowej obsadzie. W postać pułkownika Race'a wcielił się David Niven, Herkulesa Poirot zagrał Peter Ustinov, a w pozostałych rolach zobaczyć można było m.in. Jane Birkin, Bette Davis, Mię Farrow, Jacka Wardena i Maggie Smith.

Film odniósł sukces i spopularyzował wycieczki po Nilu. Dziś ten sposób zwiedzania kraju faraonów przysparza pokaźnych wpływów egipskiemu budżetowi. Po rzece pływa co najmniej kilkadziesiąt luksusowych statków hoteli. Niektóre są własnością wielkich sieci, jak Hilton i Sheraton.

Każdy statek wyposażono w recepcję, bary, restauracje, sklepiki i basen. Niektóre — dodatkowo w salony masażu i fitness. Wygodne klimatyzowane kabiny z łazienką, telewizorem i minibarem, pełne wyżywienie i bogaty program wycieczek z przewodnikiem przyciągają chętnych.

Las kolumn

Początek rejsu to zwiedzanie świątyń w Karnaku. Zespół leży około trzech kilometrów od Luksoru, dawnych starożytnych Teb, znanych jako miasto o stu bramach. Kompleks powstawał przez 1300 lat. Do pierwszego pylonu świątyni poświęconej bogu Amonowi-Ra prowadzi słynna aleja sfinksów z baranimi głowami. Za nią znajduje się największy dziedziniec świątynny w Egipcie, z okresu Średniego Państwa. Ma 8000 mkw., jego długość wynosi 102 m, a szerokość — 53 m. Jednak Karnak to przede wszystkim Wielka Sala Hipostylowa, którą wypełnia las 134 kolumn o wysokości 23 metrów.

Na terenie zabytkowego kompleksu pełno policji turystycznej. Funkcjonariusze noszą broń w widocznym miejscu. Po czarnej serii zamachów z lat 90. i ostatnim w 2005 w Szarm asz-Szajch, w Egipcie wzmocniono środki bezpieczeństwa. Kraj nie może sobie pozwolić na kolejne incydenty, bo to poważne zagrożenie dla egipskiej turystyki. Kiedy 17 listopada 1997 r. w świątyni królowej Hatszepsut w Luksorze terroryści z Dżama Islamija zabili 65 turystów, biura podróży na całym świecie masowo wstrzymywały wyjazdy do Egiptu.

Koszty zapewnienia turystom bezpieczeństwa są jednak wysokie. Na każdym kroku widać uzbrojonych policjantów, przy wejściach do świątyń ustawione są bramki, a po kraju jeździ się z wojskową eskortą. Policjanci są obecni również na statkach. Wejścia do nich standardowo strzeże kilku uzbrojonych Egipcjan.

Domy na piasku

Kolejny etap podróży to Idfu. Wcześniej, w Esnie, sennej rolniczej miejscowości, statki czekają na wpłynięcie do śluzy. Przymusowy postój wykorzystują handlarze, podpływający do wycieczkowców w małych, szybkich łódeczkach. Sprzedają ubrania. Rzucają je wysoko w górę, wprost na taras statku, gdzie gromadzą się turyści. Zaczyna się targowanie. Handlarze wykrzykują ceny. A zainteresowani rzucają im pieniądze zawinięte w foliowe torebki.

Do monumentalnej świątyni Horusa — boga z głową sokoła — wzniesionej w Idfu, turyści docierają na dwa sposoby: spacerując wśród sklepów z pamiątkami lub jadąc konną bryczką. Aż trudno uwierzyć, że ten wielki kompleks do lat 60. XIX w. był niemal całkowicie przysypany piaskiem, na którym stały domy.

Z kolei w Kom Ombo czeka podwójna świątynia bogów Haroerisa i Sobka. Płaskorzeźby pokazują, jak wyglądały początki chirurgii. Ciekawostką jest również starożytny nilometr — głęboka studnia, służąca do kontrolowania stanu wód Nilu.

Na terenie kompleksu znajduje się także świątynia Sobka, boga z głową krokodyla, która niestety jest w dużym stopniu zniszczona. Zachowało się za to niewielkie pomieszczenie z mumiami małych krokodyli.

Zamiast piramid

Żywych zwierząt brakuje w tym rejonie rzeki. Krokodyle żyją na południe od Asuanu, wyżej się nie przemieszczają, bo zatrzymuje je wielka Tama Asuańska. Jej budowa to przełomowe wydarzenie w historii Egiptu. Dzięki niej kraj dysponuje energią elektryczną — starcza jej nawet na eksport. Sztuczne Jezioro Nasera zapewnia z kolei wodę pitną w okresach suszy. Do konstrukcji tamy wykorzystano tyle kamieni, gliny, piasku i cementu, że starczyłoby na 17 wielkich piramid. Liczy 111 m wysokości i 3,6 km szerokości. Z jej szczytu rozpościera się wspaniały widok na sztuczne Jezioro Nassera.

Dawniej te rejony zamieszkiwali Nubijczycy. Budowa tamy odebrała im dach nad głową. To niejedyny koszt gigantycznego przedsięwzięcia. Dziś Nil wprawdzie nie wylewa, ale i nie nanosi na pola żyznego mułu. Zastąpiono go nawozami sztucznymi — sporym wydatkiem dla niezamożnych rolników.

Skutki budowy tamy odczuła też pobliska, wspaniała świątynia Izydy na wyspie Phile. Monumentalny kompleks robi niesamowite wrażenie, bo ze środka granitowych skał strzelają ku niebu kolumny i filary. Świątynia Izydy łączy elementy architektury starożytnego Egiptu z architekturą grecko-rzymską. Budowano ją przez 800 lat, również w czasach rzymskich. Gdy zaczęto wznosić Tamę Asuańską, poziom rzeki tak się podniósł, że świątynia znalazła się pod wodą. Trzeba było ją przenieść w inne miejsce. Ogromny kompleks, kamień po kamieniu przetransportowano w latach 70. na sąsiednią wyspę.

Podobny los spotkał leżącą na południe od Asuanu majestatyczną świątynię Abu Simbel. Jej wejścia strzegą cztery olbrzymie posągi Ramzesa II. Kolosy o wysokości 20 m podpierają ścianę fasady. Dwa razy w roku, 19 lutego i 21 października, zachodzi tu niezwykłe zjawisko. Starożytne posągi oświetla blask wschodzącego słońca. I tym wspaniałym zabytkom groziło zalanie — aby uchronić je przed zniszczeniem, w latach 1964- -1968 świątynie zostały przeniesione ponad lustro wody, w miejsce położone około 65 m wyżej. W to przedsięwzięcie zaangażowało się wiele państw. Sfinansował je rząd Egiptu i UNESCO. Koszt operacji wyniósł około 36 mln dolarów. Polacy również mieli swój wkład — kierownikiem prac pozostawał, z ramienia UNESCO, inżynier Kazimierz Michałowski.

Stara Katarakta

W okolicach Asuanu Nil poprzecinany jest wieloma wyspami. Tworzy to niezapomniany, malowniczy krajobraz, który najlepiej podziwiać płynąc zwinną egipską łodzią — feluką.

Asuan zamieszkuje głównie ludność nubijska, wysiedlona z terenów zalanych przez ogromne Jezioro Nasera. Państwa nubijskiego od dawna nie ma. Przetrwała za to tradycja i język. Nubijczycy wyróżniają się ciemniejszą karnacją niż mieszkańcy północy Egiptu.

Zwiedzając Asuan, warto zajrzeć do hotelu Stara Katarakta, najbardziej prestiżowego i eleganckiego w Egipcie. To magiczne miejsce.

W czasach kolonialnych pozostawał ulubionym hotelem angielskiej arystokracji. Mieszkali tu członkowie rodzin królewskich, prezydenci i premierzy, m.in. Winston Churchill, a potem także księżna Diana czy gwiazdy filmowe. Zatrzymywała się również Agata Christie w czasie swoich podróży do Egiptu. Jej mąż, archeolog Max Mallowan, brał udział w wykopaliskach, a pisarka często mu towarzyszyła. Podobno właśnie tu, na tarasie Starej Katarakty, pisała książkę „Śmierć na Nilu”.

W Asuanie trzeba koniecznie obejrzeć również miejscowy targ, czyli suk. Tutejsi sprzedawcy zachęcają do targowania się i zapalenia sziszy — fajki wodnej. Składa się ona ze szklanego pojemnika na wodę, metalowej rury doprowadzającej powietrze i odprowadzającej dym oraz rurki zakończonej ustnikiem. Palenie sziszy to w Egipcie zwyczaj szalenie popularny. Na każdym kroku można spotkać palących ją mężczyzn. Zwłaszcza w lokalnych kafejkach — to zazwyczaj kilka stolików, przy których siedzą ubrani w długie dżalabije Egipcjanie. Piją kawę, palą sziszę i nigdzie się nie spieszą. Bo w Egipcie czas rzeczywiście płynie wolniej.