Amerykanskie klimaty w rozmiarze XXL

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2012-03-30 00:00

Z dala od zgiełku miasta Józef Wojciechowski uwił sobie całkiem przestronne gniazdko. Nikogo nie pozostawi ono obojętnym. Ani głodnym.

O gabinecie Józefa Wojciechowskiego, twórcy potęgi firmy deweloperskiej J.W. Construction, krążą legendy. Miejsca na ich powstawanie nie brakuje — 200 mkw. to chyba w Polsce wynik nie do pobicia. Ale nie tylko rozmiar ma znaczenie.

W gabinecie znajdziemy kilkaset mniejszych i większych przedmiotów: od mosiężnych słoni przez cygara i książki o rewolwerach świata, kolekcję nagród po kasetę wideo ze... Smerfami. Powierzchnię podzielono na trzy strefy — lunchowo-relaksacyjną, barową i typowo biurową.

Do tego sala konferencyjna z pięknym i pokaźnym płótnem Jerzego Dudy-Gracza na sztalugach. Większość gabinetu zajmują ciemne meble, reprodukcje klasycznych obrazów w złotych ramach i dość ciężkie zasłony. Jedynie w części jadalnej jest jaśniej, dominują beże i biel. — To moja koncepcja ubrana w rzeczywistość przez architekta. Dużo czasu spędziłem w Stanach Zjednoczonych, więc na pewno widać wpływ amerykańskich klimatów — przekonuje gospodarz.

Wjazd osobisty

Że dużo tego? Wojciechowski znany jest z rozmachu — to m.in. właściciel wycenianej na 40 mln zł rezydencji nad Zalewem Zegrzyńskim. I tam też ma biuro, tyle że prywatne.

To służbowe nie jest jednak zaniedbanym i opuszczonym kątkiem. Fotograf „PB Weekendu” nie mógł od razu robić zdjęć, bo spóźniła się dostawa świeżych kwiatów — kilkunastu ozdobnych bukietów. Choć i bez wsparcia florystyki wnętrze prezesowskiej siedziby w podwarszawskich Ząbkach może przyprawić o oczopląs.

Z zewnątrz budynek nie powala polotem. Banalna bryła i wykonanie. Zabawa zaczyna się w środku — wyprawę do świątyni Józefa Wojciechowskiego gość zaczyna jazdą specjalną windą. Osobistą.

Kucharka w korkach

W sekretariacie śliczna asystentka. Obsługuje jedyny w okolicy komputer — Józef Wojciechowski, podobnie jak np. Jan Kulczyk, na co dzień nie używa tej zdobyczy technologii.

Od tego ma współpracowników. Kolejne udogodnienie to prywatny catering. — Nie znajdzie mnie pan w restauracji, nie lubię stać w korkach, przebijać się przez miasto. Mamy świetną kucharkę i jem w saloniku u siebie, tu też podejmuję posiłkami gości — podkreśla właściciel J.W. Construction.

W trakcie lunchu nieraz toczy się nie tylko zacięta dyskusja, ale i partia szachów: komplet ręcznie rzeźbionych figur przedstawiających starożytne postacie czeka w pogotowiu. W rogu saloniku kij golfowy i rozwijana mata — dołek do ćwiczenia uderzeń. Wiadomo, rzutki biznesmen to zapalony golfista. A przy tym bez ciśnienia na gadżety — na stoliku rozsiadł się leciwy kineskopowy telewizor. Ale po co lepszy, skoro mecze Polonii właściciel i tak ogląda na stadionie? &

KOWBOJE JAK Z BIAŁEGO DOMU

Na podstawie kominka na wprost wejścia do gabinetu stoi pokaźna rzeźba przedstawiająca czterech jeźdźców z Dzikiego Zachodu. To wierna kopia dzieła Frederica Remingtona, amerykańskiego artysty z końca XIX wieku, niezwykle cenionego w ojczyźnie. Oryginalny odlew stoi w Białym Domu. — Kupiłem tę rzeźbę w antykwariacie w Szwecji jakąś dekadę temu.

Nie dałem wielkich pieniędzy, wtedy też do końca nie wiedziałem, kim jest Remington. Poprosiłem znajomego, żeby tego kolosa przywiózł mi samochodem do Polski. Po wielu perypetiach udało się, choć koszty naprawy samochodu były większe niż rachunek za rzeźbę — wyjaśnia Józef Wojciechowski, który lubi szukać rarytasów w zagranicznych antykwariatach.

MARZEC 2012 WEEKEND 57