ATLAS: FABRYKI SPOZA SSE MOGĄ ZNIKNĄĆ
Kończą się wakacje podatkowe, więc utrzymanie części zakładów traci sens
WIARA W SAMODZIELNOŚĆ: Grzegorz Grzelak, prezes Atlasa, zamierza jak najdłużej bronić swojej firmy przed koniecznością szukania wsparcia inwestora. fot. ARC
W 2001 r. Atlasowi, producentowi chemii budowlanej, definitywnie kończą się wakacje podatkowe. Szefowie firmy zastanawiają się więc nad zamknięciem tych zakładów, które działają poza SSE, bo staje się to mało opłacalne. W tym roku zdecydują też, czy spółka trafi na giełdę.
Atlas, potentat na rynku chemii budowlanej, w 2001 roku zmieni prawną formę działalności. Wówczas firmie kończą się dziesięcioletnie wakacje podatkowe, z których korzystała jako spółka cywilna. W 2001 roku przekształci się ona w spółkę akcyjną.
Nie chcąc tracić przywilejów podatkowych, Atlas nowe zakłady usytuował jako odrębne spółki w specjalnych strefach ekonomicznych: katowickiej, łódzkiej, legnickiej i suwalskiej. W branży pojawiają się głosy, że dotychczasowa produkcja Atlasa, znajdująca się poza strefami, zostanie przeniesiona do nowych zakładów. W firmie przyznano, że taka możliwość jest brana pod uwagę, ale cała operacja musi najpierw zostać poddana dokładnej analizie pod względem opłacalności. Poza SSE znajduje się pięć zakładów chemii budowlanej: w Łodzi, Niwnicach, Gackach, Piotrkowie Trybunalskim i Bydgoszczy.
— Inwestujemy w SSE ze względu na korzystne przepisy podatkowe, ale także ze względu na logistykę. Umieszczenie zakładów w SSE pozwoli nam stworzyć sieć obejmującą cały kraj i ograniczy koszty transportu — twierdzi Grzegorz Grzelak, prezes Atlasa.
Inwestor konieczny
Konkurenci spółki uważają jednak, że mimo tych działań firmie potrzebne będzie wsparcie silnego partnera.
— Koniec wakacji podatkowych niewiele zmieni w sytuacji ekonomicznej Atlasa. Firma przygotowała się do tego, lokując nowe zakłady w SSE. Jednak w dłuższej perspektywie Atlas jest skazany na giełdę lub związanie się z silnym inwestorem. W przeciwnym wypadku nie poradzi sobie z silną konkurencją — twierdzi Krzysztof Jakubiak z firmy Henkel Polska.
Tymczasem w Atlasie twierdzą, że obecnie żadne alianse kapitałowe nie są im potrzebne. Jednak w przyszłości nie jest to wykluczone. W tym roku szefowie firmy mają podjąć decyzję o wejściu na GPW w 2001 roku.
— Obecnie sami doskonale dajemy sobie radę. Zamierzamy ubiegać się o nowe zagraniczne rynki. W tej chwili 10 proc. sprzedaży Atlasa trafia poza wschodnią granicę. W lipcu 2000 roku planujemy uruchomienie składu w Pradze. W 2001 roku chcemy otworzyć fabrykę pod Berlinem. Myślimy także o wejściu na rynki Hiszpanii i Portugalii — podkreśla Aleksandra Paprocka z Atlasa.
Giełda to ryzyko
Przedstawiciele francuskiego koncernu Lafarge, partnera Atlasa w zakupie Zakładów Przemysłu Gipsowego Dolina Nidy, twierdzą, że dla polskiej firmy giełda nie byłaby dobrym rozwiązaniem. Zdaniem Romana Przybyła, wiceprezesa Lafarge Gips, wejście na parkiet może oznaczać utratę kontroli nad spółką. Według niego, inwestorzy finansowi nie zagwarantowaliby Atlasowi odpowiednich warunków dalszego rozwoju.
— Jeżeli zaistnieje taka potrzeba, firma powinna związać się z inwestorem branżowym, który gwarantowałby dostęp do nowych technologii, rynków zbytu i zaproponowałby swoją sieć dystrybucji — mówi Roman Przybył, wiceprezes Lafarge Gips.
Obiecujący alians
Faktem jest, że Atlas w walce o Dolinę Nidy potrzebował wsparcia Lafarge. W Lafarge przyznają, że Atlas zawiązał z nimi konsorcjum, bo w rywalizacji o ZPG Dolina Nidy sam miałby mniejsze szanse. Nieco inne zdanie mają na ten temat przedstawiciele Atlasa.
— Nas interesuje produkcja suchych mieszanek gipsowych. Lafarge natomiast zajmie się wytwarzaniem płyt gipsowo-kartonowych, które nie znajduje się w sferze zainteresowań Atlasa. Dlatego stworzyliśmy konsorcjum — twierdzi Aleksandra Paprocka.
Zarówno Atlas, jak i Lafarge są zadowolone z dotychczasowej współpracy.
— Jeżeli nadal będzie się ona układała pomyślnie, zacieśnimy ją — dodaje Roman Przybył.