BGŻ chce sprzedać akcje Hortexu

Katarzyna Kozińska
opublikowano: 2001-10-01 00:00

BGŻ chce sprzedać akcje Hortexu

Bank Gospodarki Żywnościowej chce zakończyć rozmowy w sprawie sprzedaży pozostałym akcjonariuszom prawie 30 proc. akcji Hortexu. Zdaniem Roberta Pydzika, wiceszefa BGŻ, jeśli Bank Handlowy, Bank of America oraz EBOR i BGŻ nie doprowadzą do transakcji, która warunkuje dofinansowanie Hortexu, to producent soków będzie musiał upaść.

Rada nadzorcza Hortex Holding wybierze wkrótce nowy zarząd spółki, który dokończy restrukturyzację jednej z największych firm spożywczych w Polsce. O zmianę prezesa od kilkunastu miesięcy zabiegali przedstawiciele Banku Gospodarki Żywnościowej, głównego akcjonariusza Hortexu. Zdaniem Roberta Pydzika, osoba Wojciecha Mądalskiego, który do początku września kierował spółką, była jednym z powodów braku porozumienia między czterema akcjonariuszami finansowymi Hortexu: z jednej strony BGŻ, z drugiej — Banku Handlowego, EBOR i Bank of America.

Otwarte drzwi do skarbca

Zgoda trzech banków, o których powszechnie wiadomo, że miały zupełnie różną od BGŻ politykę wobec Hortexu, pozwoliła wrócić do negocjacji w sprawie odkupienia od BGŻ prawie 30 proc. akcji holdingu. Rozmowy między akcjonariuszami toczą się od ponad półtora roku. Transakcja między udziałowcami uzależnia dofinansowanie Hortexu kilkudziesięcioma milionami złotych, które mogą uratować go od upadłości. Robert Pydzik twierdzi, że porozumienie musi być zawarte szybko.

— Negocjacje są trudne, bo biorą w nim udział cztery różne podmioty. Jeśli jednak mamy pomóc firmie, musimy to zrobić jak najszybciej. Hortex nie mógł sprawnie funkcjonować mając czterech inwestorów finansowych, z których żaden nie miał decydującego głosu. Sprzedajemy nasze akcje, bo BGŻ nie jest bankiem inwestycyjnym. Zależy nam jednak na dobrej kondycji Hortexu. Nadal będziemy mieć istotne zaangażowanie kredytowe i oczekujemy zwrotu pieniędzy. Spółka stoi przed zakupami surowca na następny sezon. Musi zostać zasilona finansowo — wyjaśnia Robert Pydzik, wiceprezes BGŻ.

Być albo nie być

Schemat dofinansowania przygotowany wiele miesięcy temu nie zmienił się: banki, które odkupią akcje BGŻ, przekażą do Hortexu dodatkowe pieniądze na bieżące potrzeby spółki. Nie wiadomo na razie, jak akcjonariusze podzielą pakiet od BGŻ. Następnie wszyscy dokonają restrukturyzacji swojego zadłużenia.

— Ekspozycja BGŻ wobec spółki jest największa wśród wszystkich akcjonariuszy. Zmienimy krótkoterminowe zaangażowanie na długoterminowe. Bony handlowe, które posiadamy i my, i pozostali akcjonariusze, zostaną skonwertowane na długoterminowe, kilkuletnie obligacje. To odciąży spółkę w bieżących przepływach. Akcjonariusze zasilą też spółkę krótkoterminowymi kredytami — mówi Robert Pydzik.

Wiceprezes rysuje dwa scenariusze.

— Albo doprowadzimy do tej transakcji i pozwolimy rozwijać się spółce, albo nie dostanie ona wsparcia finansowego i wkrótce zarząd będzie zmuszony wystąpić w sądzie o otwarcie postępowania układowego z wierzycielami. Brak decyzji o finansowaniu i sprawnym zarządzaniu w Hortexie grozi doprowadzeniem firmy do upadłości — twierdzi przedstawiciel BGŻ.

Winny zarząd

Kwoty, którymi ma być zasilony Hortex, zostały dostosowane do programu restrukturyzacji. Zdaniem Roberta Pydzika, niektórych kłopotów finansowych można by uniknąć, gdyby spółka dostała zastrzyk finansowy — zgodnie z pierwotnym planem — rok temu.

— Hortex ma dużą masę krytyczną i ciężko mu nabrać takiego tempa rozwoju, jak nowej firmie. Sytuacja spółki nie byłaby tak dramatyczna, gdyby wcześniej zmieniono zarząd. Spółka rozwijałaby się szybciej, gdyby procesy restrukturyzacyjne przebiegały tak, jak je zaplanowano. Restrukturyzacja trwa zbyt długo. Zmiana struktury firmy (w tym redukcja niektórych kosztów) przebiegała za wolno, za co odpowiada m.in. Wojciech Mądalski, były prezes — uważa Robert Pydzik.