Pod koniec lipca 2016 r. Sejm przegłosował nowelizację Prawa energetycznego. Zdefiniował w niej 13 rodzajów „paliw ciekłych — ciekłych nośników energii”. Do grupy tej zakwalifikował m.in. benzyny lotnicze i silnikowe, oleje napędowe, ale też benzyny lakowe i przemysłowe czy inne nafty. Te ostatnie to substancje wykorzystywane jako samoistne rozpuszczalniki, składowe farb i lakierów, czy kosmetyków do nabłyszczania samochodów. Benzyny lakowa i ekstrakcyjna są elementem łańcucha produkcji paliw, ale finalnie odrzuca się je ze względu na zbyt wysoką lub niską temperaturę wrzenia. — Około 30 proc. rozpuszczalników zawiera te benzyny — mówi Michał Czekaj, właściciel spółki Dragon Poland.

— Sama ustawa nie przesądza jeszcze, jak bardzo zostanie rozszerzony katalog wyrobów, których wytwarzanie i obrót będą objęte obowiązkiem koncesyjnym. Definicja paliw ciekłych ma bowiem zostać doprecyzowana w oparciu o konkretne unijne kody CN w oczekiwanym rozporządzeniu ministra energii — wskazuje Krzysztof Rutkowski, radca prawny z Kancelarii Doradztwa Celnego i Podatkowego Rutkowski i Witalis, reprezentujący koalicję kilkunastu firm chemicznych handlujących rozpuszczalnikami.
Średni biznes
Jeśli rozpuszczalniki zostaną potraktowane jako paliwa, to działalność z nimi związana będzie wymagała koncesji. Jej zabezpieczenie to 10 mln zł. Dla około 40 firm zajmujących się tym biznesem to kwota zawrotna.
— Ci, w których to uderzy, to typowo polskie biznesy, które robią coś, na co dużym koncernom szkoda czasu — mówi osoba związana z branżą. Chodzi o butelkowanie rozpuszczalników dla handlu detalicznego, dostawy do zakładów przemysłowych czyszczących nimi instalacje i dostawy dla producentów farb i klejów. Przepisy są do tego tak skonstruowane, że osobna koncesja wymagana jest na handel w kraju, a osobna na jakąkolwiek aktywność w obrocie międzynarodowym.
Tym zaś zajmuje się znaczna część firm. To konsekwencja tego, że jedynym producentem benzyn rozpuszczalnikowych w Polsce jest PKN Orlen, a jego wyrób nie nadaje się do wszystkich zastosowań. Ci, którym benzyna z PKN Orlen nie odpowiada sprowadzają ją z zagranicy. Do tego część polskich firm eksportuje swoje rozpuszczalniki.Musi więc zdobyć dwie koncesje — łącznie za 20 mln zł.
— Moja firma ma około 80 mln zł rocznych obrotów, z czego eksport to około 10 proc. Na koncesje musiałbym wydać 20 mln zł. To nierealne — wyjaśnia Michał Czekaj. Tym bardziej, że nie całość jego biznesu dotyczy problematycznych produktów. Podobnie jest u innych. — Jeden z naszych klientów, którego roczne obroty przekraczają 50 mln zł, na samo zabezpieczenie majątkowe musiałby przeznaczyć trzyletnie zyski — dodaje Krzysztof Rutkowski.
Na tym nie pojedziesz
Przedstawiciele branży zakładają, że jeśli koncesje zostaną wprowadzone, handlem rozpuszczalnikami będą się parać 2-3 firmy, które będzie stać na wyłożenie 10 lub 20 mln zł na koncesje. Prawdopodobnie będą to dystrybutorzy paneuropejscy z Europy Zachodniej.
— Ta branża stanowi promil sprzedaży w obrocie szeroko rozumianego rynku paliw. To prawdopodobny powód dla którego nie zauważono skutków ekonomicznych i zagrożeń, jakie niosą dla niej nowe przepisy — mówi Janusz Naglik, dyrektor zarządzający Polskiego Związku Producentów Farb i Klejów.
— Rozumiem intencje rządu, ale nie można wylewać dziecka z kąpielą. Podobne przepisy nie obejmują przecież oleju rzepakowego, tylko dlatego, że można wlać go do baku jako dodatek do paliwa. A na benzynie lakowej i ekstrakcyjnej nikt nie pojedzie — podkreśla przedstawiciel branży, pragnący zachować anonimowość. © Ⓟ