Rząd powinien się dzisiaj zająć strategią dla sektora chemicznego. Potrzebne są szybkie decyzje, bo bez nich sektor czeka katastrofa.
Dzisiaj Rada Ministrów powinna obradować nad projektem strategii rozwoju sektora chemicznego. W MSP poinformowano nas, że jest to jednak mało prawdopodobne. Projekt zakłada m.in. integrację produktową sektora. Powstałby m.in. holding nawozowy, który potem zostałby upubliczniony. W działaniach konsolidacyjnych miałyby wziąć udział zakłady azotowe w Puławach, Tarnowie, Kędzierzynie, zakłady chemiczne Police i Rokita, Organika Sarzyna, Firma Chemiczna Dwory, Organika Zachem z Bydgoszczy. Partnerami w programie mają być PKN Orlen, Anwil i PGNiG.
Szczegóły strategii ma opracować główny wykonawca — Nafta Polska — w porozumieniu z branżą. Nie będzie to łatwe. Każdy z zakładów bowiem ma specyficzne problemy i oczekiwania, często trudne do pogodzenia.
— Nafta Polska powinna wprowadzić przede wszystkim skoordynowaną politykę handlową i podzielić rynek zgodnie ze specjalizacją zakładów. Chcemy specjalizować się w produkcji nawozów fosforowych i bieli tytanowej. Zamierzamy być także istotnym producentem nawozów azotowych — podkreśla Krzysztof Żyndul, prezes ZCh Police.
Mniej optymistycznie oceniają sytuację ZA Kędzierzyn.
— Przede wszystkim najpierw Nafta Polska powinna przeanalizować obecną sytuację branży. Perspektywy rysują się w ciemnych barwach. Obserwujemy spadek popytu na nawozy. Trzeba zorientować się, czy jest to tendencja trwała. Jeżeli tak, to należałoby zlikwidować część mocy produkcyjnych — uważa Jerzy Majchrzak, prezes ZA Kędzierzyn.
Branża chemiczna zdaje sobie sprawę, że przekształcenia w sektorze to nie tylko integracja produktowa. Ona bowiem nie rozwiąże problemów, głównie natury finansowej. Prezes Majchrzak dostrzega szansę dla swojego zakładu w prywatyzacji wybranych jednostek produkcyjnych, a jako jednego z inwestorów widzi PKN Orlen. Tymczasem sprzedaż poszczególnych jednostek produkcyjnych budzi sprzeciw związkowców branży, obawiających się o los mniej atrakcyjnych segmentów produkcji.
— Bez prywatyzacji nie widzę szans powodzenia programu. Przekonaliśmy się jednak, że zakupem zakładów chemicznych w całości inwestorzy nie byli zainteresowani — mówi Zdzisław Ingielewicz, prezes FCh Dwory.
Kierowana przez niego firma wcale się nie pali do integracji. Jej głównym właścicielem są NFI.
Krzysztof Żyndul uważa natomiast, że Nafta Polska powinna umiejętnie koordynować proces prywatyzacji, a po skonsolidowaniu i zrestrukturyzowaniu branży do gry powinien wejść PKN Orlen.
Wszyscy dostrzegają również zagrożenia, jakie czyhają na drodze do powodzenia restrukturyzacji.
— Sukces będzie zależał od tego, jak szybko strategia dla sektora zostanie wprowadzona w życie. Musimy bowiem zdążyć z przekształceniami przed wejściem do Unii Europejskiej i znaleźć się w niej jako jeden koncern będący w stanie skutecznie konkurować z firmami zagranicznymi. Nie obawiałbym się tego, że z czasem w drodze prywatyzacji z koncernu znikną najatrakcyjniejsze segmenty jego produkcji. To one przecież mają stać się motorem jego rozwoju — twierdzi Krzysztof Żyndul.
Prezes FCh Dwory zwraca uwagę na istotną rolę czynnika społecznego.
— Na drodze do pomyślnej realizacji programu branżowego mogą stanąć problemy społeczne związane z restrukturyzacją zatrudnienia, a także opór kadry zarządzającej. Dlatego trzeba wyjaśnić pracownikom i zarządom firm, jakie zmiany ich czekają i jakie będą ich efekty. Jeżeli nie przeprowadzimy zmian, sektor czeka katastrofa. Integracja produktowa to jednak nie wszystko. Należy jak najszybciej opracować strategię rozwoju dla poszczególnych grup produktowych, a także określić źródła ich finansowania — twierdzi Zdzisław Ingielewicz.
Podobnie uważa prezes ZA Kędzierzyn.
— Nasi zewnętrzni partnerzy, np. banki, niepokoją się o stan sektora za rok. To oznacza już teraz trudności w uzyskiwaniu finansowania. Do Nafty Polskiej należy więc jasne określenie źródeł pozyskiwania funduszy. Brak doprecyzowania tego elementu strategii to największe zagrożenie dla jej powodzenia. Dużym balastem dla Nafty Polskiej będzie ponadto zbędna infrastruktura zakładów, np. grunty. Bardzo rzutuje on na koszty wytwarzania, a pozbyć się go jest obecnie trudno — ostrzega Jerzy Majchrzak.
Duże firmy z sektora wielkiej syntezy chemicznej powinny zająć się produkcją tworzyw sztucznych, a nie ich dalszym przetwórstwem — twierdzą przedstawiciele mniejszych firm z branży.
Strategia dla sektora chemicznego zakłada rozwój w Polsce wysoko wyspecjalizowanego przetwórstwa tworzyw sztucznych. Atrakcyjny cel może jednak okazać się bardzo trudny do zrealizowania i... niebezpieczny dla mniejszych firm chemicznych. Dla nich lepiej byłoby, gdyby duzi gracze zajęli się produkcją wysokiej jakości surowców. Przypomnieć należy, że ujemny bilans w handlu zagranicznym chemikaliami wynosi w Polsce już blisko 6 mld USD (25 mld zł).
Dariusz Waś, dyrektor generalny firmy Plastic Factor Cobi, zajmującej się produkcją zabawek, bardzo chętnie wykorzystywałby w swojej firmie tworzywa sztuczne produkowane w naszym kraju.
— Nasza produkcja bazuje na polipropylenie i polistyrenie. Jedynie polipropylen kupujemy od PKN Orlen. Polistyren sprowadzamy z zagranicy, gdyż ma lepszą jakość niż produkowany w FCh Dwory. Zmniejszylibyśmy koszty, gdybyśmy mogli go kupować w Polsce — twierdzi.
Andrzej Mostowik, dyrektor firmy Interplast, uważa, że w dłuższej perspektywie zaangażowanie dużych producentów chemicznych w sektor wysoko wyspecjalizowanego przetwórstwa tworzyw sztucznych może oznaczać dla kierowanej przez niego firmy powstanie dodatkowej konkurencji. Nie byłoby to dobre rozwiązanie dla firmy zajmującej się m.in. wytwarzaniem komponentów dla przemysłu elektromaszynowego.
— Uważam jednak, że duzi producenci chemiczni powinni zająć się raczej rozwojem syntezy tworzyw sztucznych, a nie ich przetwórstwem, gdzie potrzebne są surowce wysokiej jakości. Tych w Polsce brak. Musimy je w większości kupować od zagranicznych firm. Krajowi producenci sektora wielkiej syntezy nie są bowiem konkurencyjni względem zachodnich producentów — zarówno pod względem jakości, ceny, jak i asortymentu. Dobrym przykładem jest tu PKN Orlen, który produkuje najprostsze polimery, które mogą być wykorzystywane jedynie do produkcji wyrobów wielkotonażowych, jak np. rury — twierdzi Andrzej Mostowik.