KIO stwierdziła, że Comarch źle złożył ofertę i odrzuciła jego odwołanie w przetargu z budżetem 28 mln zł. Firma twierdzi, że błąd był po stronie platformy sprzedażowej Wód Polskich, i rozważa skargę do sądu
W marcu Wody Polskie rozstrzygnęły przetarg na budowę systemu informatycznego klasy ERP z budżetem 28 mln zł. Zwyciężyło giełdowe Simple, które zaproponowało realizację zamówienia za 23,7 mln zł. Najtańsza była oferta Comarchu za 20 mln zł. Została jednak odrzucona, gdyż według zamawiającego była niekompletna i została złożona nieprawidłowo. Chodzi o to, że część załączników nie dotarła do zamawiającego. Informatyczna firma uważa, że błąd leży po stronie platformy zakupowej, którą posługują się Wody Polskie, i odwołała się od decyzji do Krajowej Izby Odwoławczej (KIO).
Znikające pliki
KIO oddaliła odwołanie.
— Nie można stwierdzić, że platforma działała niepoprawnie. Gdyby nie działała, nie można byłoby złożyć oferty. Dane adresowe wykonawcy i podpis XML zostały przesłane — stwierdziła Aneta Mlącka, przewodnicząca składu sędziowskiego w ustnym uzasadnieniu.
Wskazała, że błąd, który wystąpił, wynikał z działania wykonawcy.
— Doszedł podpis i adres [do zamawiającego — red.], ale pozostałe pliki na dobrą sprawę zostały przekazane do operatora. Nie dotarły do zamawiającego — powiedziała przewodnicząca.
Na czym polegała wina Comarchu? Spółka, składając ofertę, początkowo chciała dołączyć część plików w załączniku, którego wielkość przekraczała 150 MB, w wyniku czego system się zawiesił. Podzieliła je więc na mniejsze, które tym razem udało się załączyć, po czym zakończyła aktywacją przycisku „zgłoś udział w postępowaniu”. Kontynuowała procedurę do jej zakończenia, po czym na adres mejlowy spółki przyszedł e-mail potwierdzający złożenie oferty. Jednak po zamieszczeniu przez Wody Polskie na stronie internetowej wyników otwarcia ofert okazało się, że jest ona niekompletna.

Śledztwo Comarchu
Comarch próbował sam rozwikłać zagadkę znikających plików. Przeprowadził próbę na innym przetargu Wód Polskich — na drony, rejestrując ją na wideo u notariusza. Okazało się, że bez załadowania wszystkich plików nie można podsumować oferty, gdyż przycisk „zgłoś udział w postępowaniu” był nieaktywny. Innymi słowy — skuteczne złożenie oferty było możliwe tylko w przypadku, kiedy wszystkie pola formalne zostaną zaakceptowane, wgrane zostaną wszystkie pliki i zaakceptowane warunki. Dopiero po wykonaniu poprawnie wszystkich czynności wykonawca otrzyma mejla z potwierdzeniem złożenia oferty, czyli takiego, jaki Comarch otrzymał po złożeniu oferty na system ERP.
Comarch korespondował z Wodami Polskimi w sprawie plików. W lutym otrzymał odpowiedź, że pliki składające się na ofertę zamawiający „pozyskał” w wyniku backupu 20 stycznia. Nie miały one jednak właściwych nazw. Comarch porównał wagę plików złożonych w ofercie z wagą plików odzyskanych z backupu przez Wody Polskie i stwierdził, że ich zidentyfikowanie jest możliwe. Jednak gdy zapytał o ich zawartość, dostał odpowiedź, że zamawiający... „nie posiada tych plików”.
Comarch chciał w ramach próby wgrać plik większy, tj. przekraczający 150 MB. Ku jego zdumieniu system odpowiedział alertem o przekroczeniu limitu wielkości pliku. Jak się okazało, została wprowadzona modyfikacja w oprogramowaniu platformy. Dokonał jej operator w ramach prac nad rozwojem aplikacji.
Luka w systemie?
Comarch, który uważa, że wszystkie czynności wykonał poprawnie, rozważa dalszą ścieżkę odwoławczą. Analizuje ustne motywy wyroku, żeby po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia podjąć ostateczną decyzję w sprawie „bardzo prawdopodobnej” skargi do sądu okręgowego. Zwraca jednocześnie uwagę, że w wyroku KIO nie chodzi tylko o przetarg w Wodach Polskich.
— Ważniejsze jest, że ten wyrok stwarza niebezpieczny precedens w polskim systemie zamówień publicznych. W interesie wszystkich uczestników wartego 200 mld zł rynku jest to, aby przy stosowaniu elektronicznych kanałów komunikacji właściwie zdefiniować odpowiedzialność zarówno po stronie wykonawcy, jak też zamawiającego — mówi Paweł Prokop, wiceprezes Comarchu.
W jego ocenie z ustnych motywów wyroku wynika, że odseparowuje on zamawiającego od operatora systemu, wprowadzając de facto do systemu zamówień nowego gracza, tj. twórcę komercyjnych platform do składania ofert.
— Wykonawca jest zobligowany korzystać ze wskazanej przez zamawiającego platformy przetargowej, która pełni de facto rolę elektronicznego „dziennika podawczego”, dlatego gdy otrzymał z systemu potwierdzenie złożenia oferty w terminie — tak było w tym przypadku — miał prawo czuć się bezpieczny i pewny. Brak takiej pewności oznacza lukę w dotychczasowym systemie, która może zostać wykorzystana przez nieuczciwe podmioty, a w efekcie przynieść skarbowi państwa straty liczone nawet w setkach milionów złotych — uważa wiceprezes Comarchu.
Jest też zdumiony faktem, że wyrok oddalający odwołanie zapadł mimo przyznania przez operatora platformy, że zaszyfrowane pliki znajdują się na jego serwerze i że nie zostały do dziś przekazane zamawiającemu.
— Operator nie ma prawa przetrzymywać plików oferty, gdyż nie jest ich adresatem, zamawiający nie ma prawa tego biernie akceptować. Przeciwnie — ma obowiązek zażądać od operatora ich wydania i poddać je normalnej ocenie, gdyż integralność tych plików jest gwarantowana podpisem kwalifikowanym, złożonym na każdym z nich — uważa Paweł Prokop.
Problem, jaki został wskazany w przetargu Wód Polskich, powinien jego zdaniem zostać rozwiązany przy udziale prezesa Urzędu Zamówień Publicznych.