Do końca kadencji rząd może spać spokojnie
Emocjonowanie się piątkową decyzją kolegium Najwyższej Izby Kontroli w sprawie absolutorium dla Rady Ministrów nie miało sensu. Z dwóch powodów:
- bez względu na brzmienie wniosku NIK, Sejm w tym tygodniu i tak udzieli rządowi absolutorium za rok 2000;
- ewentualne nieudzielenie absolutorium i tak nie miałoby jakiegokolwiek
znaczenia prawnego — jedynie moralne.
Zgodnie z Konstytucją RP, nie skutkowałoby przecież wyrażeniem wotum nieufności dla rządu czy też postawieniem jego członków przed Trybunałem Stanu. Dosłownie zero konsekwencji. Z nostalgią wspominana jest Mała Konstytucja z lat 1992-1997, która stawiała sprawę radykalnie: „W razie nieotrzymania absolutorium Rada Ministrów podaje się do dymisji”. Intencją ojców i matek obecnej Konstytucji było maksymalne ustabilizowanie władzy wykonawczej. Wypada ich jednak zapytać — po co w ogóle wpisali do ustawy zasadniczej instytucję skwitowania rządu, skoro z definicji jest ona fikcją?
Ciekawe, że na poziomie samorządu terytorialnego udało się tę sprawę rozwiązać — uchwała rady gminy, rady powiatu czy sejmiku województwa o nieudzieleniu zarządowi absolutorium jest równoznaczna ze złożeniem wniosku o jego odwołanie. Procedura odwoławcza nie jest prosta, ale obligatoryjnie się rozpoczyna.
Oceniając wykonanie budżetu państwa przez poszczególnych jego dysponentów, NIK używa skali czterostopniowej:
- pozytywnie, bez nieprawidłowości
— taką ocenę za rok 2000 otrzymało
11 części budżetu i 1 fundusz celowy;
- pozytywnie, z nieznacznymi
uchybieniami — 35 części, 7 funduszy
i 5 województw;
- pozytywnie, mimo istotnych
nieprawidłowości — 32 części,
3 fundusze i 11 województw;
- negatywnie — 3 części (zdrowie,
subwencje dla samorządu, wdrożenie Karty Nauczyciela), 2 fundusze (FUS i NFOŚiGW) oraz inwestycje wieloletnie.
Liczba „dwój” jest większa, niż rok temu. Generalnie jednak ocena budżetu 2000 nie odbiega od ukształtowanej w ostatnich latach normy. Z jednym wyjątkiem — NIK zarzuciła rządowi, iż przekroczony został deficyt budżetowy, a przedłożony przez RM wskaźnik jego wykonania 99,94 proc. jest nieprawdziwy. Dzięki księgowym sztuczkom nielegalnie zaliczono na poczet dochodów 2000 pół
miliarda złotych ze stycznia 2001, zaś
z wydatkami 2000 postąpiono odwrotnie
— poprzerzucano je na początek roku 2001. To wyjaśniałoby tajemnicę szokująco wysokiego (patrz wykres) wykonania deficytu 2001 w styczniu i lutym.
W sporze NIK z rządem zdumiewa,
iż dwa grube tomy „Analizy wykonania budżetu państwa i założeń polityki pieniężnej w 2000 roku” kolegium izby zatwierdziło 8 czerwca, natomiast nie było w stanie przyjąć wówczas... jednozdaniowego wniosku do Sejmu w sprawie absolutorium. Ustępujący prezes NIK Janusz Wojciechowski powiązał tę sprawę
ze swoim ponownym kandydowaniem. Wymyślił sobie takie sprzężenie:
- zostaję wybrany na drugą kadencję — do Sejmu trafia z NIK wniosek na „tak”;
- odpadam — forsuję wniosek na „nie”.
W piątek kolegium NIK opowiedziało się w tajnym głosowaniu za wersją „tak”. Dla mniejszościowego rządu Jerzego Buzka jest to dodatkowy sygnał, iż do końca
kadencji może spać całkowicie spokojnie. Szkoda, iż taki komfort nie jest udziałem całego państwa i społeczeństwa.
SzaNIEC MINISTRÓW: Jarosław Bauc nie chciał być gorszy od Leszka Balcerowicza i zrobił wszystko, aby nie przekroczyć deficytu budżetowego 2000 — przynajmniej na papierze.