Dziennikarze urządzili dogrywkę karnawału

Jacek Zalewski
opublikowano: 2002-04-30 00:00

Tegoroczny karnawał okazał się tak krótki, że nie zmieścił się w nim V Charytatywny Bal Dziennikarzy. Harmonogram wielkich warszawskich zabaw był wypełniony tak szczelnie, że dla środowiskowej imprezy świata mediów (oraz polityki i biznesu) pozostała sobota, 16 lutego. No tak, ale Popielec wypadł już 13 lutego....

Fundacja Charytatywny Bal Dziennikarzy nie dała za wygraną i zorganizowała suplement do karnawału — w sobotę, 27 kwietnia, na otwarcie tygodnia wiosennej kanikuły. Zmienione zostało również miejsce balu — z Politechniki Warszawskiej na hotel Sheraton. Automatycznie zmniejszyła się trzykrotnie liczba uczestników — z ponad 1500 do niecałych 600. Profesjonalizm hotelu rozwiązał wszelkie problemy logistyczne, w tym uniemożliwił „przeciekanie” na bal nadprogramowych gości. Z drugiej jednak strony — impreza niczym nie różniła się od innych, standardowo organizowanych przez Sheraton. Uleciała gdzieś niepowtarzalna atmosfera, w auli Politechniki unosząca się wysoko pod szklany dach i obecna we wszystkich krużgankach. Czyli — coś za coś.

Działalność fundacji trwa przez cały rok i sama noc balowa jest wydarzeniem głównym, ale nie jedynym. Za kilka tygodni odbędzie się uroczystość przekazania czeków ośrodkom prowadzącym rehabilitację dzieci chorych i niepełnosprawnych. Z tego punktu widzenia przełożenie balu z lutego na kwiecień okazało się korzystne — na początku roku budżety wielu firm skażone były syndromem 11 września, natomiast wiosną sponsorzy główni (Telekomunikacja Polska, PKO Bank Polski i Prokom Software) i pozostali (Alcatel i Grupa Żywiec) wysupłali już trochę grosza. Zarząd fundacji oblicza, że na czysto będzie mógł przekazać dzieciom przynajmniej 220 tys. zł. Do rekordowego wyniku z roku 2000 (aż 540 tys. zł) daleko, ale to znak czasów — przy ogólnym schłodzeniu gospodarki trudno spodziewać się, aby wątek charytatywny uznawany był przez polski biznes za gorący.

Gościem honorowym balu był nestor polskich dziennikarzy, 88-letni Jan Nowak-Jeziorański, były dyrektor polskiej sekcji Radia Wolna Europa. Wśród zapatrzonych w niego młodych dziennikarzy z rozgłośni komercyjnych i publicznych — na balowym parkiecie zjednoczonych, a na co dzień tak ostro walczących o reklamodawców — dało się słyszeć westchnienie: „On to miał dobrze — w swojej kategorii żadnej konkurencji”. Szanowna młodzieży — nieprawdą jest, jakoby! Przecież o polskich słuchaczy (tych, którym nie odpowiadało oficjalne radio) rywalizowały RWE, Głos Ameryki, BBC, Watykan, a po stanie wojennym doszło jeszcze RFI. Notabene — pluralizm panował również po lewej stronie eteru, ponieważ można było słuchać po polsku Moskwy oraz absolutnie niepowtarzalnego Radia Tirana. Wiarygodne pomiary słuchalności tego wszystkiego prowadził zaś (ale nie na potrzeby komercyjne) odpowiedni departament MSW, stosując nie tylko metodę dzienniczkową...