Rynek miedzi spotkała ta sama przypadłość, która od kilku miesięcy trapi sektor naftowy. Po latach surowcowego boomu pojawiło się wielu nowych producentów (kopalń), zachęconych wysokimi cenami. Równocześnie jednak od 2010 r. systematycznie spada tempo wzrostu gospodarki chińskiej — decydującego gracza na rynku miedzi, konsumującego ponad 40 proc. światowej produkcji tego metalu. Analitycy dość zgodnie szacują, że z tego powodu w 2015 r. na rynku pojawi się nadwyżka miedzi, owocująca spadkiem cen.

Z taką opinią zgadzają się przedstawiciele branży górniczej — w raporcie PwC aż 60 proc. producentów spodziewało się spadku cen miedzi w 2015 r. Ale raczej niewielu z nich spodziewało się tak silnej i nagłej przeceny czerwonego metalu, który w ciągu pierwszych dwóch tygodni roku potaniał z 6315 do 5550 USD/t, czyli o 12 proc.
Tymczasem plany większości firm wydobywczych bazowały na cenach rzędu 3 USD za funt, czyli około 6660 USD/t. Szybko rosnące koszty wydobycia są problemem całego górnictwa miedziowego. Przeciętny całkowity koszt wytworzenia tony miedzi rafinowanej 2 lata temu szacowano na około 4300 USD/t, co było poziomem 2,5-krotnie wyższym niż w roku 2003.
Ale już wiosną ubiegłego roku analitycy CRU za marginalny koszt wyprodukowania tony miedzi wskazali kwotę 6613 USD/t. Poniżej tego poziomu nierentowne staje się 10 proc. światowej produkcji. Według CRU, koszty produkcji w największych koncernach górniczych wynoszą około 5000 USD/t, czyli już tylko nieznacznie poniżej obecnych notowań w Londynie.
Jak na tym tle wypada KGHM? W raporcie za trzeci kwartał 2014 r. spółka napisała, że „sprzężony jednostkowy koszt produkcji miedzi elektrolitycznej” wyniósł 21820 zł/t i był 5 proc. niższy niż w analogicznym okresie roku 2013. Przy obecnym — historycznie wysokim — kursie dolara (3,6355 zł) dawałoby to próg rentowności KGHM na poziomie 6000 USD/t — czyli dość nieciekawie. Ale wyniki KGHM ratują produkty poboczne, czyli przede wszystkim srebro, którego lubiński koncern wytwarza ponad 1,1 tys. ton rocznie.
W rachunku kosztów przychody uzyskane ze sprzedaży srebra obniżają jednostkowe koszty produkcji miedzi. Tak liczony koszt maleje do 16922 zł/t i 14670 zł/t dla produkcji ze wsadów własnych. Oznaczałoby to, że punkt opłacalności (przy obecnym, względnie wysokim kursie USD/PLN) leży gdzieś w okolicy 4000 USD za tonę.
Czynnikiem, który w przypadku dalszego spadku cen miedzi może pogłębić problem, jest podatek od wydobycia niektórych kopali, obciążający wyniki KGHM kwotą rzędu 1,5-1,8 mld zł rocznie. „Kagiemne” zostało skonstruowane w taki sposób, że nie uwzględnia rentowności wydobycia i w pewnych okolicznościach może doprowadzić do wygenerowania przez spółkę straty netto pomimo dodatniego wyniku na działalności operacyjnej.
Gdy cena tony miedzi przekroczy 13 000 zł (obecnie równowartość 3575 USD), KGHM płaci państwu podatek wyliczany według wzoru: 0,025 x średnia cena miedzi + (0,001 x średnia cena miedzi) do potęgi 2,6. W praktyce oznacza to dodatkowy koszt od 425 zł do 30000 zł na każdej tonie wydobytego surowca.
W przedziale 3575-4000 USD/t i przy obecnym kursie dolara KGHM płaciłby progresywny podatek od przychodów pomimo straty na podstawowej działalności. Przy słabym złotym i mocnym dolarze oraz miedzi po 5500 tys. USD/t KGHM wydaje się być bezpieczny. Tym bardziej że w listopadzie spółka uruchomiła wydobycie w chilijskim Sierra Gorde, gdzie koszty wydobycia są 40 proc. niższe niż w Polsce.
Ale biorąc pod uwagę niedawne doświadczenia z ropą naftową, zarząd i akcjonariusze spółki powinni się przygotować na najgorszy scenariusz. Zanim na przełomie lat 2008/09 kurs miedzi chwilowo znalazł się poniżej 3000 USD, cena akcji KGHM dołowała na niewyobrażalnie wręcz niskim poziomie 20 zł.