Polska jest krajem, w którym teoretycznie warunki do stabilizacji cen nie są bardzo korzystne. Wzrost gospodarczy jest najwyższy w Unii Europejskiej, bezrobocie jest prawie najniższe, płace rosną wciąż szybciej niż przeciętnie w przeszłości, a rząd stymuluje popyt wysokim deficytem budżetowym. A mimo to inflacja spada i jest już niższa niż cel banku centralnego. Co więcej, inflacja bazowa – pomijająca wahliwe ceny energii i żywności – jest nawet niższa niż średnio w strefie euro.
Szybki szacunek GUS pokazał, że inflacja w listopadzie wyniosła 2,4 proc. wobec 2,8 proc. w październiku. Te dane nie uwzględniają jeszcze wszystkich informacji, a ostateczną wartość wskaźnika poznamy w połowie miesiąca. Ale już widać, że dynamika cen wróciła w Polsce do normy.
Było to zresztą widać od wielu, wielu miesięcy. Pisałem o tym kilka razy w tym miejscu, a tak naprawdę przekonania co do trwałego spadku inflacji nabrałem w połowie zeszłego roku. Oto fragment mojego tekstu z czerwca 2024 r.: „Pytanie, czy jest sens czekać [z obniżkami stóp] do przyszłego roku? Większość wskaźników makroekonomicznych wskazuje na niską presję inflacyjną, wyjątkiem jest dynamika płac. Tego boją się członkowie Rady. Pierwsze miesiące roku pokazały jednak, że przełożenie płac na ceny jest w tym momencie bardzo niskie i tego efektu można się obawiać coraz mniej”.
Jak to więc jest, że w otoczeniu teoretycznie niesprzyjającym niskiej inflacji było widać spadek presji inflacyjnej? To proste. Prawda jest taka, że większość zmiennych ekonomicznych, które teoretycznie wyjaśniają inflację w podręcznikowy sposób, ma bardzo słabą moc prognozowania jej w rzeczywistości. Inflację jest łatwiej wyjaśnić ex post, jak już się pojawi lub zniknie, ale nie ex ante. PKB, bezrobocie, płace, podaż pieniądza – używając tych wskaźników bardzo trudno wyłapać przełomowe momenty w zmianach poziomu cen w gospodarce. Zresztą to z tego powodu decyzje o stopach procentowych podejmuje grono aż 10 osób, które dyskutują ze sobą i agregują swoje zróżnicowane kompetencje, a nie eksperci wyposażeni w model komputerowy. Polityka pieniężna to sztuka, nie nauka.
Natomiast w krótkookresowej perspektywie zmiany kierunku inflacji można całkiem nieźle wyłapać, patrząc na różne wskaźniki oczekiwań inflacyjnych w gospodarce. Czyli zamiast patrzeć na jakieś teoretyczne modele lepiej patrzeć na to, jakie plany cenowe mają firmy i jakich zmian cen oczekują konsumenci. To tam widać ciekawe sygnały. Istotne zmiany w trendzie inflacyjnym w Polsce były przez nie sygnalizowane z pewnym wyprzedzeniem.
Dwa z tych wskaźników oczekiwań inflacyjnych są jak sądzę szczególnie interesujące.
Pierwszym jest odsetek firm planujących podwyżki cen w ciągu trzech miesięcy (uśredniam tu dane dla handlu detalicznego i usług). Ten wskaźnik już w 2024 r. pokazywał, że firmy nie mają zdolności przerzucania rosnących płac na ceny. To pomagało zrozumieć, że w obecnym cyklu rola płac w wyjaśnianiu inflacji jest wyraźnie mniejsza niż w typowych cyklach wiedzionych zmianami popytu.
Drugi wskaźnik to odsetek konsumentów oczekujących stabilizacji cen – zupełnego braku zmian. Istotne jest bowiem to, ile osób przechodzi ze stanu oczekiwania inflacji do stanu oczekiwania stabilizacji (lub odwrotnie), a nie to, jakiej dokładnie inflacji oczekują konsumenci. Im więcej osób przeskakuję tę barierę, tym mocniejszy jest sygnał anty lub proinflacyjny. Tutaj od początku 2025 r. widzimy stopniowe wzmacnianie sygnały antyinflacyjnego sugerujące nadchodzący powrót inflacji do celu NBP.
To nie jest oczywiście wyczerpująca lista skutecznych wskaźników. Warto patrzeć na różne miary inflacji bazowej, na to, jak szeroko rozprzestrzenione są podwyżki cen – czy wynikają z sytuacji w kilku branżach, czy też rozlewają się szeroko po gospodarce. Wszystko sprowadza się do stosowania wskaźników skutecznych empirycznie, a nie teoretycznie.
Sytuacja się komplikuje, gdy chcemy zrozumieć, co może stać się z inflacją w perspektywie dłuższej niż kilka lub kilkanaście miesięcy. Jednak gdy ludzie ufają bankowi centralnemu i swojemu pieniądzowi, to te przewidywania nie są aż tak bardzo istotne.
