Jak Emil Stępień kręci filmy

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2019-03-24 22:00

Inwestorzy, którzy powierzyli pieniądze spółce znanej z głośnych „Pitbulli”, podejrzewają ją o oszustwo. Sprawie przygląda się prokuratura

Przeczytaj artykuł i dowiedz się, co zarzucają Emilowi Stępniowi inwestorzy, którzy sfinansowali ostatnia cześć Pitbulla i jak te zarzuty komentuje zainteresowany.

Ent One Investments (EOI) to spółka produkująca filmy, kontrolowana przez małżeństwo: Emila Stępnia i Dorotę Rabczewską. On w świecie finansów kojarzony jest m.in. z głośnej przed laty, a ujawnionej przez „Puls Biznesu” afery na Giełdzie Papierów Wartościowych. Ona jest piosenkarką i celebrytką rozpoznawalną jako Doda. A EOI? Znana jest głównie ze święcących frekwencyjne triumfy filmów „Pitbull”. Na ostatnią produkcję z serii: „Pitbull. Ostatni Pies” (POP) do kin poszło ponad milion widzów. Taki wynik w Polsce uznawany jest za duży sukces. Inwestorzy, którzy wyłożyli pieniądze na film, otrzymali jednak od EOI informację, że przyniósł straty. Zaskakujące? Bardzo. Tym bardziej, że zachęcając do inwestowania w kolejne filmy spółki: „Grom” i Dziewczyny z Dubaju”, Emil Stępień przekazuje, że „POP”… przyniósł zyski.

GDZIE TE ZYSKI:
GDZIE TE ZYSKI:
„Jest mi niezmiernie miło poinformować, że nasz wspólny projekt filmowy „Pitbull. Ostani Pies” w reżyserii W. Pasikowskiego — wzorem poprzednich produkcji Ent One Investments — odnotuje nadwyżkę finansową (zysk) na szacunkowym poziomie ok. 40-50 proc.” — to Emil Stępień napisał inwestorom już półtora miesiąca po premierze, w kwietniu 2018 r. Dziś, po prawie roku, twierdzi, że nie wie, jakie są wyniki filmu.
Fot. Radosław Nawrocki

Milion widzów to mało

EOI rozlicza się z inwestorami według prostego modelu. Budżet danej produkcji wynosi X. Jeśli wpływy ze sprzedaży biletów w kinach i innych pól eksploatacji filmu, takich jak telewizja płatna i otwarta czy płyty DVD, przekroczą X, to nadwyżką spółka dzieli się z inwestorami (w zależności od umów, może to być podział pół na pół, czy np. 70 do 30 proc.). Przed przystąpieniem do realizacji „POP” EOI przedstawiała inwestorom estymacje, z których wynikało, że budżet filmu to 7,36 mln zł, a w kinach zobaczy go 1 mln widzów (jak też się stało). Ta frekwencja i przychody z innych źródeł miały dać od 5,4 do 6 mln zł zysku. Dzięki kolejnym pozytywnym raportom z EOI, spływającym po premierze filmu (15 marca 2018 r.), inwestorzy żyli w przeświadczeniu, że zarobią.

Pod koniec października 2018 r. trafiły jednak do nich pisma, przesłane przez pełnomocnika EOI, z których wynikało, że budżet filmu okazał się o ponad 2 mln zł wyższy od zakładanego. W związku z czym spółka wezwała inwestorów do zwrotu części już wypłaconych im kwot, uznając je za „świadczenia nienależne”. Adresaci pism, z którymi rozmawialiśmy, są zgodni: umowy inwestorskie nie dopuszczają zmian w budżecie. Co ciekawe, potwierdza to… Emil Stępień, prezes EOI. Przyznaje, że rozliczenia z inwestorami oparte są na ustalonym budżecie i pismo jego prawnika na te rozliczenia nie wpływa. Jak tłumaczy więc wezwania do zapłaty?

— Przyznaję, że można to było zrozumieć tak, że film przyniósł stratę. Popełniłem błąd, że nie autoryzowałem treści pisma przed jego wysyłką — mówi Emil Stępień.

Dotarliśmy do, jak się okazuje, byłego pełnomocnika EOI. Zapewnił nas, że nigdy nie zdarzyło mu się wysłać pisma w imieniu klienta, które nie byłoby z nim skonsultowane i przez niego potwierdzone.

Audyt „za kilka tygodni”

To w końcu jakie są wyniki „POP”? Choć premiera filmu była ponad rok temu, a umowne terminy rozliczeń dawno minęły, wciąż tego nie wiadomo. Emil Stępień tłumaczy, że „wpływy z kolejnych pól eksploatacji filmu przeciągają się w czasie”. I dodaje, że „zgodnie z obecnymi szacunkami” pewne jest, że film jednak nie przyniósł strat. Zaraz zastrzega, że „ostateczne rozliczenie powstanie w trakcie audytu”, który przeprowadzi zewnętrzna firma.

— Właśnie ją wybieramy, a rezultaty audytu powinny być gotowe za kilka tygodni — zapewnia Emil Stępień.

Inwestorów o audycie szef EOI informował kilka tygodni przed rozmową z „Pulsem Biznesu”. I wtedy też zapewniał, że jego wyniki będą „za kilka tygodni”… Emil Stępień przekonuje, że inwestorzy „w każdej chwili mogą zajrzeć do tej części rozliczenia „POP”, która jest już dostępna”. Dwóch inwestorów zapewnia nas jednak, że próbowało to zrobić, ale spółka odmówiła, powołując się m.in. na tajemnicę przedsiębiorstwa. To m.in. dlatego w sądach wylądowało kilka pozwów o zobowiązanie EOI do przedstawienia rozliczeń, ale też i o zapłatę. A do kilku prokuratur — zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa oszustwa na szkodę inwestorów.

— Pozwy cywilne i zawiadomienia do prokuratury ze strony kilku niezadowolonych inwestorów przyjmuję ze spokojem. Wiem, że nigdy nie zrobiłem nic niezgodnego z prawem — komentuje Emil Stępień.

Rozbieżne wersje

Prokuraturę zawiadomiła m.in. spółka Partner Nieruchomości Komercyjne (PNK).

— W połowie 2018 r. pan Stępień zachęcał nas do zainwestowania w filmy EOI. Zapewniał, że trzy poprzednie produkcje przyniosły zyski: od 70 do ponad 200 proc. Prawie się zdecydowaliśmy, gdy do innej naszej spółki, zajmującej się windykacją, zgłosił się Jacek Ossowski, właściciel firmy Zarys, z prośbą o odzyskanie należności od EOI — wspomina Tomasz Piec, wiceprezes PNK.

Okazało się, że Zarys był inwestorem wszystkich trzech „Pitbulli”.

— I tylko w pierwszym wypadku otrzymał takie zyski, o jakich zapewniał nas pan Stępień. A w przypadku „POP” dostał informację nie o ponad 70-proc. zysku (jak my), a o rzekomej stracie. Ktoś został oszukany: albo my, albo pan Ossowski — mówi Tomasz Piec.

W części zawiadomień, które trafiły do prokuratury, pojawia się sugestia, że EOI może działać jak piramida finansowa. Podejrzenia wynikają z braku rozliczenia „POP” i faktu, że spółka zachęca wszystkich, by nie wypłacać pieniędzy, lecz reinwestować je w kolejne filmy, oferując przy tym coraz to lepsze warunki inwestycji. Szef EOI tłumaczy to dbaniem o stałych kontrahentów.

— Twierdzenia o jakiejś piramidzie finansowej to jedna wielka bzdura. Żadnej dziury budżetowej nie mam. Przeciwnie — sytuacja finansowa spółki jest bardzo dobra, o czym świadczy to, że równolegle realizujemy dwa filmy — przekonuje Emil Stępień.

Naruszenie prawa

Chcieliśmy to sprawdzić w KRS, ale okazało się, że EOI nie złożyła sprawozdań finansowych za 2016 i 2017 r. Sąd rejestrowy w lipcu 2018 r. wszczął tzw. postępowanie przymuszające i wezwał do złożenia sprawozdania za 2016 r. Kiedy EOI nie zareagowała, we wrześniu 2018 r. nałożył na spółkę 2 tys. zł grzywny. I ponownie wezwał do złożenia dokumentów. Na razie bez reakcji. Jak to naruszenie prawa tłumaczy szef EOI? Twierdzi, że po rozejściu się z Patrykiem Vegą (reżyser dwóch pierwszych części „Pitbulla” i były wspólnik EOI) ze spółki „zniknęły różne umowy i dokumenty księgowe”.

— I to właśnie jest jedna z głównych przyczyn zaległości w składaniu sprawozdań finansowych w KRS. Przyznaję się do tego niedociągnięcia, ale zapewniam, że nie wynika ono z chęci ukrycia czegokolwiek — przekonuje Emil Stępień.

O słuszności tego tłumaczenia zdecyduje dochodzenie, jakie pod nadzorem jednej z warszawskich prokuratur prowadzi fiskus. Nieskładanie sprawozdań finansowych to bowiem naruszenie ustawy o rachunkowości, zagrożone karą grzywny lub ograniczeniem wolności. Inwestorów niepokoi jeszcze coś. Z rozmów między sobą wiedzą, że dostali różne wypłaty częściowe z rozliczenia „POP” — niektórzy niecały kapitał, niektórzy cały, jeszcze inni kapitał plus np. 10 proc. zysku.

— W stosunku do kilku inwestorów złożyłem zawiadomienia do prokuratury i pozwy cywilne, dotyczące naruszenia dóbr osobistych czy czynów nieuczciwej konkurencji. W przypadku tych, którzy ewidentnie działają na szkodę spółki i innych inwestorów, zabezpieczyliśmy nasze roszczenia poprzez ich potrącenie z wierzytelnościami tych osób — tłumaczy Emil Stępień.

Jego twierdzeniom przeczą inwestorzy, z którymi rozmawialiśmy. Żaden nie wie nic o jakichkolwiek zawiadomieniach do prokuratury czy pozwach cywilnych przeciwko nim.

Manipulacja Smarzowskim

Tymczasem niezależnie od pretensji inwestorów wcześniejszych produkcji, EOI wciąż pozyskuje pieniądze na kolejne filmy, m.in. „Dziewczyny z Dubaju”. Pomaga mu w tym pośrednik: firma Dom Inwestycji PL. m.in. publikując ogłoszenia w internecie, a później przekazując potencjalnym inwestorom „dokumenty informacyjne” EOI. Co można było w nich przeczytać? M.in. to, że współscenarzystą „Dziewczyn z Dubaju” jest Wojciech Smarzowski, jeden z najbardziej znanych w Polsce reżyserów i scenarzystów. Tyle, że twórca „Kleru”, najbardziej kasowego polskiego filmu po 1989 r., zapewnia, że z „Dziewczynami z Dubaju” nie ma nic wspólnego.

— Nie jestem współscenarzystą tego filmu, to jakaś manipulacja. Jestem, delikatnie mówiąc, zbulwersowany wykorzystaniem mojego nazwiska w takim kontekście. Jeżeli te informacje się potwierdzą, rozważę przekazanie sprawy prawnikom — komentuje Wojciech Smarzowski.

Co na to Emil Stępień? Tłumaczy, że używał nazwiska Smarzowskiego, bo… na wczesnym etapie prac nad filmem rozważał współpracę z nim.

— Potem zarzuciłem ten pomysł, ale nie przypilnowałem, żeby zaktualizować prezentacje. To był mój błąd. Teza, że posługuję się nazwiskiem Smarzowskiego, by pozyskać inwestorów, to jednak nadinterpretacja. Wszyscy inwestorzy przed podpisaniem umów są informowani, że nie jest on zaangażowany w tę produkcję — zapewnia Emil Stępień.

Doda na aucie po wyroku

A co na temat wszystkich kontrowersji wokół EOI ma do powiedzenia Dorota Rabczewska, która od ponad dwóch lat jest wspólnikiem spółki (udziały jej i męża rozkładają się pół na pół), a do niedawna zasiadała też w zarządzie EOI? Pytania „Pulsu Biznesu” pozostawiła bez odpowiedzi. Członkiem zarządu EOI Doda była do grudnia 2018 r., a zrezygnowała, bo… musiała. Ze względu na skazanie prawomocnym wyrokiem 10 tys. zł grzywny z sierpnia 2018 r. za zniszczenie mienia. A konkretniej — porysowanie kluczem auta Aston Martin, należącego do Emila Hajdara, jej byłego partnera życiowego. Wcześniej, jak wynika z informacji „PB”, uczestniczyła w zachęcaniu niektórych inwestorów do lokowania pieniędzy w filmy EOI. Emil Stępień zapewnia, że jeśli była na jakimś spotkaniu, to tylko jako osoba mu towarzysząca.

— Moja małżonka w spółce zajmuje się tylko sferą artystyczną. Nigdy nie zajmowała się działaniami biznesowymi, umowami z inwestorami czy ich rozliczaniem — zapewnia Emil Stępień.