Gdyby rząd Marka Belki nie wygrał głosowania o wotum zaufania w październiku, wybory parlamentarne odbyłyby się prawdopodobnie w styczniu lub lutym, w zależności ile czasu pochłonęłaby powtórka trzech kroków konstytucyjnych koniecznych do powołania nowego rządu lub ostatecznie skrócenia kadencji, powiedział „Gazecie Wyborczej” konstytucjonalista Ryszard Piotrowski.
„Wtedy prezydent przyjmie dymisję premiera i powierzy mu dalsze sprawowanie obowiązków. Ma 14 dni ma desygnowanie nowego premiera” – powiedział Piotrowski.
Desygnowany premier może uzyskać wotum zaufania lub nie. Jeśli mu się nie uda, kolejny ruch należy do Sejmu. Jeśli Sejm nie wysunie kandydata, lub ten kandydat nie uzyska poparcia, prezydent ponownie wysuwa swoją kandydaturę.
„Konstytucja przewiduje konieczność wykorzystania co najmniej 28 dni na opisywaną procedurę. Może trwać dłużej, ale maksymalnie 56 dni.(...)Gdy ten czas minie, prezydent skraca kadencję Sejmu. Wybory muszą się odbyć w ciągu 45 dni. Czyli odbyłyby się one w końcu stycznia, a przy wykorzystaniu maksimum czasu przez Sejm – w lutym” – powiedział Piotrowski.
Zaznaczył, że posłowie zawsze mogą też skrócić kadencję głosując 2/3 głosami za samorozwiązaniem się Sejmu.
ks/mik