Jeszcze nie czas na zmianę preferencji

Jagoda Fryc
opublikowano: 2015-12-20 22:00

W 2016 r. akcje zagraniczne wciąż będą najatrakcyjniejszą klasą aktywów, ale czarnym koniem mogą zostać… polskie obligacje — prognozują eksperci

Trendy rynkowe mijającego roku, determinowane luzowaniem ilościowym w Europie, spowolnieniem gospodarczym w Chinach czy oczekiwaniem na zacieśnianie polityki monetarnej w USA, będą kontynuowane w 2016 r. — zgodnie twierdzą specjaliści z TFI. Aby zarobić, trzeba więc „uzbroić” portfel w akcje zagraniczne, zwłaszcza z Europy Zachodniej, ale nie można zapominać równocześnie o papierach dłużnych.

— Ponad połowę portfela warto utrzymywać w akcjach zagranicznych spółek z rynków rozwiniętych, a około 5-10 proc. — na rynku surowcowym lub na rynkach akcji związanych z gospodarkami surowcowymi. Dług korporacyjny może stanowić 20-30 proc., ale tutaj raczej polecałbym krótkoterminowe obligacje przedsiębiorstw o wysokim ratingu inwestycyjnym. Warszawska giełda, pomimo spadków i atrakcyjnych wycen w segmencie małych i średnich spółek, wciąż jest ryzykowna, biorąc pod uwagę ryzyko regulacyjne związane z działaniem OFE — podpowiada dr Tomasz Bursa, wiceprezes Opti TFI.

Aby zarobić, trzeba więc „uzbroić” portfel w akcje zagraniczne, zwłaszcza z Europy Zachodniej, ale nie można zapominać równocześnie o papierach dłużnych.

Europa da się lubić

Paweł Grubiak, członek zarządu Superfund TFI, nie ma wątpliwości, że ogłoszone przez Mario Draghiego przedłużenieprogramu luzowania ilościowego i pompowania w gospodarki strefy euro 60 mld EUR miesięcznie do marca 2017 r. jest mocnym argumentem stojącym za giełdami Niemiec, Francji czy Hiszpanii. Ale choć palmę pierwszeństwa drugi rok z rzędu dzierżyć mają europejskie rynki akcji, wspierane przez działania Europejskiego Banku Centralnego, to ich przewaga nie będzie już tak wyrazista. Sławomir Sklinda, zarządzający z PKO TFI, przypomina, że jesteśmy w późnej fazie cyklu i wielu inwestorów bazujących na znanych do tej pory zasadach funkcjonowania rynku kapitałowego może mieć utrudnione życie.

— Osłabione zostaną zależności, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Większość dużych przemysłowych spółek europejskich ma sporą ekspozycję na rynki wschodzące. Znalezienie firm z ekspozycją lokalną i niepowiązanych z bankami czy ubezpieczycielami może być niebagatelnym wyzwaniem — uważa Sławomir Sklinda. Na drugim biegunie są rynki wschodzące, które najbardziej odczują początkową fazę zacieśniania polityki monetarnej w USA. Oliwy do ognia doleje także spowolnienie w Chinach. Okazuje się jednak, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.

— Rynki rozwijające się wciąż są ryzykowną klasą aktywów, jednak sytuacja jest dynamiczna i w trakcie roku mogą pojawić się dobre okazje inwestycyjne. Dużo będzie zależeć od zachowania się surowców i dolara. W ramach emerging markets wciąż uważamy, że najsłabszym regionem jest Ameryka Łacińska, dużo lepsze perspektywyma Azja — uważa Jacek Grel, zarządzający funduszami BZ WBK TFI. Na liście faworytów zarządzających zabrakło Polski, która zniknęła w oparach ryzyka politycznego i regulacyjnego. — GPW jest wyraźnie osłabiona, do czego szczególnie przyczyniło się przed — i powyborcze polityczne zamieszanie. Spółki z sektora bankowego, energetycznego i wydobywczego — choć i tak już mocno ucierpiały — wciąż pozostają na świeczniku jako te, które w krótkim terminie nie mają przed sobą dobrych perspektyw — przypomina Paweł Grubiak.

Wtóruje mu Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI, który uważa, że duże spółki mogą w pewnym momencie odreagować, ale trwałość takiego odbicia jest niepewna, dopóki wszystkie polityczne decyzje dotykające spółek z GPW nie staną się faktem.

— W porównaniu z rynkami zagranicznymi, szczególnie Europą Zachodnią, utraconej w ostatnich miesiącach siły zbyt szybko nie będziemy w stanie odzyskać. W przypadku krajowych akcji okazji lepiej szukać w segmencie mniejszych firm — dodaje Jarosław Niedzielewski.

Krajowy dług w cenie

Dobre noty od zarządzających w przeciwieństwie do polskich akcji zebrały krajowe obligacje skarbowe. O ich atrakcyjności inwestycyjnej zdecyduje nowa Rada Polityki Pieniężnej i gdyby doszło do oczekiwanej obniżki stóp procentowych, to zdaniem ekspertów, najwięcej do zarobienia byłoby na papierach z krótkim terminem do wykupu.

— Okres deflacji powinien właśnie się kończyć, a najważniejszy bank centralny świata zaczyna stopniowe zacieśnianie polityki monetarnej. Z drugiej strony, inne władze monetarne stoją po przeciwnej stronie barykady, skupując obligacje i utrzymując niskie stopy procentowe. Poza tym, nawet jeśli problem deflacji zniknie, kwestia inflacji nie pojawi się zbyt szybko, bez istotnego wzrostu cen surowców. Dlatego warto wchodzić w bezpieczne, ale przecenione ostatnio obligacje polskiego rządu — radzi Jarosław Niedzielewski. Podobnego zdania jest Paweł Grubiak, który przypomina, że rentowności dziesięciolatek ponownie przekroczyły w tym roku poziom 3,2 proc., co jest pochodną niepewności związanych z rządami Prawa i Sprawiedliwości. Gdy jednak opadnie kurz, a Rada Polityki Pieniężnej w nowym składzie zdecydowałaby się na cięcie stóp procentowych — wówczas polskie obligacje mogą zdrożeć. Jego zdaniem, nie ma jednak szans na powrót do historycznie niskich rentowności ze stycznia 2015 r.

— Ścierają się na świecie dwa fronty. Jedni analitycy mówią — kupujcie papiery korporacyjne, bo na rządowych zarobić się nie da, drudzy — po co kupować obligacje korporacyjne, jeśli drogi dolar wywróci finansowanie w krajach wschodzących. Paradoksalnie, dodatnie stopy zwrotu będzie można osiągnąć na obligacjach w niektórych krajach emerging markets, m.in. w Polsce. Na rozwiniętych rynkach ciężko będzie zarobić na obligacjach skarbowych, stopy zwrotu mogą być wręcz ujemne — dodaje Dariusz Lasek, dyrektor inwestycyjny w Union Investment TFI.