Klimat sprzyja publicznym placówkom

opublikowano: 2016-05-23 22:00

Przygotowywane zmiany zasad finansowania lecznictwa szpitalnego zdominowały dyskusję o polityce zdrowotnej podczas katowickiego EKG.

— Nie możemy bronić twierdz, które są słabe, natomiast powinniśmy rozwijać te, które są silne — powiada prof. Marian Zembala, dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, jeszcze niedawno minister zdrowia. W Polsce lubujemy się w rozwiązaniach z gatunku „od ściany do ściany”, w przypadku których prymat polityki częstokroć dławi racjonalność. Na powtórkę takiej sytuacji po raz kolejny zanosi się, niestety, w ochronie zdrowia. O nowym otwarciu w polityce zdrowotnej państwa dyskutowano podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.

fot. Rafał Klimkiewicz

Rozmowa ogniskowała się wokół m.in. zapowiadanych zmian w ustawie o działalności leczniczej, zasad finansowania lecznictwa szpitalnego, przygotowywanych tzw. map potrzeb zdrowotnych. Sygnalizowane zmiany w ustawie o działalności leczniczej dość jednoznacznie sugerują prymat publicznych jednostek służby zdrowia nad prywatnymi. Temperaturę dyskusji szczególnie podgrzewały dwie kwestie. Pierwsza: wizja ograniczenia zbywania udziałów w takich podmiotach do mniejszościowego jedynie pakietu. I druga: brak możliwości wypłaty dywidend. Obie są nieobojętne dla Aleksandry Skowronek, odpowiedzialnej za ochronę zdrowia wicemarszałek województwa śląskiego. To właśnie w jej pieczy znajduje się m. in. 36 samodzielnych jednostek zdrowotnych, dla których samorząd wojewódzki jest organem założycielskim, nie licząc sanatoriów w Rabce i Goczałkowicach Zdroju. Dodajmy: pełni tę rolę dla największej grupy zakładów opieki zdrowotnej w kraju.

— Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której możliwość zbycia udziałów zostanie zawężona do mniejszościowego pakietu. Jedyna możliwość zaistnienia podmiotu prywatnego w sektorze zdrowotnym, to pakiet większościowy, ponieważ niesie możliwość inwestycyjnego zaangażowania — argumentowała Aleksandra Skowronek.

Zniechęcania inwestorów prywatnych i ograniczania dostępu do kapitału lęka się również Marek Wójcik, były doradca ministra zdrowia w zakresie restrukturyzacji szpitali. Zauważa, że w przypadku straty szpitala netto i jego likwidacji — przy braku możliwości przekształcenia w spółkę — całośćzobowiązań spadnie na samorząd.

— Zakaz zbycia akcji, lub udziałów może być dla niego finansową klęską — dodaje. Wątpliwości Marka Wójcika budzi też projektowana możliwość wykupu świadczeń leczniczych przez organy samorządowe.

Zdrowie w rękach samorządu

— Czy jeśli samorząd lokalny zdecyduje się na wykup stu operacji zaćmy oka, to jakie kryterium miałoby przesądzać o ich dostępności: zameldowania pacjenta, czy udokumentowanego zamieszkiwania na obszarze zamawiającego? Czy taki wykup — w moim mniemaniu tak — nie będzie przedsięwzięciem komercyjnym? Wreszcie: jak samorząd miałby go rozliczać, bo przecież musi sprawdzić, czy te operacje zostały zrealizowane? Aby móc to sprawdzić konieczny byłby dostęp do dokumentacji medycznej — mnożył wątpliwości Marek Wójcik.

Wojciech Szrajber, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Mikołaja Kopernika w Łodzi, ogromnej jednostki na 900 łóżek, zauważa wprawdzie, iż nie dotyczy go ani komercjalizacja, ani prywatyzacja oraz deklaruje, że rozumie politykę państwa, preferującą w służbie zdrowia sieć publicznych szpitali. Ale rozumie też, że bariery w pozyskiwaniu prywatnych inwestorów mogą spowodować upadek wielu szpitali. Odwołuje się zarazem do obserwacji, że skomercjalizowane jednostki są skłonne do ograniczania świadczeń zdrowotnych. Infantylny kontrast „publiczne-dobre, prywatne — złe” odrzuca Michał Czarnuch z Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.

— Rzeczą kluczową jest zapewnienie przewidywalności i jakości świadczeń zdrowotnych. W tym sensie istotna jest ocena efektywności, a nie zabranianie wchodzenia w powiązaniafinansowe. I wokół tego powinniśmy budować przepisy zamiast torpedować możliwości działania — uważa.

Dyskusja o mapach

Wiele emocji budzi również projekt tzw. map usług zdrowotnych. Najbardziej zaawansowane są już w kardiologii i onkologii. Obecność na mapie jest niezwykle ważna, ponieważ oznacza łatwiejszy dostęp do finansowania, w tym z unijnych pieniędzy.

— Jak to jest, że w europejskim kraju wieczorem i nocą dostępne są na ogół tylko szpitale publiczne, a inne poprzestają na planowych zabiegach? Jak to jest, że ciężarna kobieta niby ma, a de facto nie ma koniecznej opieki? Jak to jest, że w XXI wieku zawozi się chorego tam, gdzie najbliżej? Więc albo robisz całodobowo za duży kontrakt, albo planowe zabiegi i dostajesz mniejszy. Mapy zazwyczaj nie podobają się więc tym, których na nich nie ma — konstatował prof. Zembala.

— Ten kto się znalazł na mapie chwali to rozwiązanie, kogo na niej nie ma — krytykuje. Bez wątpienia będziemy z nich korzystali, ponieważ dają obiektywny obraz potrzeb zdrowotnych, co sprzyja optymalizacji wydawania pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia — sekundował profesorowi Wojciech Zawalski, z NFZ.