KNF tłumaczy Sądowi Najwyższemu, o co chodzi z frankami

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2021-07-01 12:00

Nadzór szczegółowo wyjaśnia sędziom, skąd się wziął problem frankowy, na czym faktycznie polega i jaki jest ciężar wyroku, który ma wydać Sąd Najwyższy.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak KNF opisuje źródło problemu frankowego na uzytek sędziów
  • jak, zdaniem komisji, ma się kwestia ryzyka kursowego do sprawiedliwości społecznej
  • ile kosztowałby banki scenariusz skrajnie korzystny dla frankowiczów i ile lat odrabiałyby straty

Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) wysłała do Izby Cywilnej Sądu Najwyższego stanowisko w sprawie kredytów frankowych i kontrowersji prawnych oraz finansowych z nimi związanych. KNF jest jedną z kilku instytucji, które izba poprosiła o taką opinię. Komisja na kilkudziesięciu stronach rozpisała, na czym polega problem z frankami, skąd się wziął, w jakim kierunku zmierza orzecznictwo sądowe i czym jest motywowane, przedstawiła wreszcie różne możliwe rozwiązania i koszty dla systemu bankowego, a na koniec - dla podatnika, bo w skrajnym scenariuszu za kwestię frankową zapłacą wszyscy.

Okiem nadzorcy rynku:
Okiem nadzorcy rynku:
Jacek Jastrzębski, przewodniczący KNF, przedstawił bardzo klarowne stanowisko w sprawie franków, opisując problem z punktu widzenia instytucji odpowiedzialnej za stabilność sektora bankowego, ale odwołując się również do kwestii sprawiedliwości społecznej
Grzegorz Kawecki

W opracowaniu komisji nie ma w gruncie rzeczy nic odkrywczego, jest to w zasadzie elementarz z zakresu funkcjonowania rynku walutowego. W obecnych okolicznościach, kiedy narracja frankowa w dużym stopniu kreowana jest przez Rzecznika Finansowego, UOKiK i kancelarie odszkodowawcze, opinia KNF ma dużą wagę.

Nadzór stwierdza przede wszystkim, że problem frankowy wziął się z potężnych wahnięć kursowych w 2008 r., po upadku Lehman Brothers i uwolnieniu kursu franka przez szwajcarski bank centralny w 2015 r.

„Skala deprecjacji PLN do CHF przekroczyła granice przyjmowane zarówno przez klientów, jak też przez profesjonalnie zajmujące się prognozowaniem rynku finansowego banki” – stwierdza nadzór.

KNF podkreśla, że teza, jakoby banki czerpały korzyści ze wzrostu kursu, jest absolutnie nieprawdziwa. W osobnym rozdziale szczegółowo wyjaśnia mechanizm zabezpieczania pozycji walutowej.

Frankowicz nie może być uprzywilejowany

Tyle źródło problemu. Na pytanie czy frankowicze wiedzieli, na co się piszą, biorąc kredyt walutowy, KNF odpowiada, że „co do zasady, konsumenci byli informowani o ryzyku zmiany kursu walutowego i przeciętny konsument, bez wykształcenia ekonomicznego, powinien być świadomy ryzyka wynikającego z niekorzystnej zmiany kursu walutowego”.

Komisja stwierdza fakty oczywiste, że ludzie brali kredyty walutowe, ponieważ płacili niższe raty. „Spostrzeżenie to jest istotne, gdyż z punktu widzenia sprawiedliwości społecznej sprzeciwia się ono rozwiązaniom, jakie z dzisiejszej perspektywy uprzywilejowałyby kredytobiorców walutowych względem złotowych, których decyzja o wyborze kredytu złotowego mogła wynikać właśnie z niechęci do ryzyka walutowego i gotowości do ponoszenia wyższych kosztów kredytu dla uniknięcia tego ryzyka”.

Ze względów społecznych najlepszym sposobem rozwiązania problemu frankowego, jest - w opinii KNF - ścieżka ugodowa.

„Ugodowemu podejściu wydaje się sprzyjać także Trybunał Sprawiedliwości UE. TSUE wyraźnie wypowiedział się w niedawnym orzeczeniu, że konsument w zamian za otrzymanie poprawy warunków umowy z własnej, nieprzymuszonej woli może zrzec się podnoszenia zarzutów nieuczciwości warunku umownego w przyszłości”.

Nie ma kredytu za darmo – kapitał kosztuje

KNF poddaje to pod rozwagę izbie cywilnej, która ma wkrótce udzielić odpowiedzi na kluczowe pytania prawne dotyczące spraw frankowych, m.in. kosztu kapitału.

„Założenia propozycji ugodowej mogą oddziaływać na zagadnienia, których rozwiązanie pozostaje kluczowe także w razie rozstrzygania spraw na drodze sądowej. Dotyczyć to może w szczególności rozliczenia kosztu korzystania z kapitału, która to kwestia powinna być w każdym przypadku rozstrzygana w zgodzie z podstawowymi zasadami nauki finansów, a zarazem w duchu sprawiedliwości społecznej, która sprzeciwia się nieuzasadnionemu uprzywilejowywaniu kredytobiorców walutowych względem osób, które historycznie zdecydowały się na kredyt złotowy (np. obawiając się ryzyka walutowego), i dla jego uniknięcia akceptowały wyższe oprocentowanie i wyższą bieżącą ratę kredytu” – czytamy w opinii.

Rynek walutowy nie istniał w 2007 r.

Nadzorca sektora bankowego odnosi się również do niezwykle istotnej kwestii abuzywności klauzul przeliczeniowych. Po pierwsze - standardy i kryteria oceny abuzywności zmieniały się przez lata. Po drugie - oceniając dzisiaj zdarzenia z przeszłości, łatwo popaść w ahistorycyzm, czyli zatracić kontekst, w jakim decyzje były podejmowane przed laty.

Jak zauważa KNF, „dzisiejsze postrzeganie umów zawieranych historycznie w innym otoczeniu, jeżeli nawet nie prawnym, to interpretacyjnym (…) wiąże się jednak z ryzykiem nieuprawnionych ocen. Przy ocenie spełnienia przesłanki „sprzeczności z dobrymi obyczajami”, która stanowi jedną z głównych przesłanek uznania klauzuli za abuzywną, należy brać pod uwagę wręcz trzydziestoletni horyzont relacji kredytowej. Zwrócenia uwagi wymaga okoliczność, że w latach 2006-08 stan rozwoju rynków finansowych w Polsce stał na zupełnie innym poziomie niż obecnie”.

Nadzór przypomina, że czasie udzielania kredytów walutowych na masową skalę nie istniał wiarygodny rynek walutowy, według dzisiejszych standardów, a kwotowania były niemiarodajne, o ile w ogóle istniały.

„Wynika stąd postulat wstrzemięźliwości i ostrożności w stosowaniu dzisiejszych standardów do oceny prawidłowości praktyk bankowych stosowanych w latach 2006-08, które wówczas nie budziły zasadniczych kontrowersji co do swej istoty, w szczególności w odniesieniu do stosowania wewnętrznych tabel kursowych”.

To nie klauzula jest problemem, ale kurs

W tym kontekście komisja po raz kolejny podkreśla, że nie kwestia abuzywności jest źródłem problemu, ale wzrost kursu franka, który „doprowadził do istotnego wzrostu zadłużenia kredytobiorcy wyrażonego w PLN oraz wzrostu jego miesięcznych obciążeń. Dlatego wątpliwości budzi poszukiwanie panaceum na te dolegliwości w ewentualnej abuzywności klauzul kursowych”.

KNF za najgorsze rozwiązanie przyjmowane przez sądy w przypadku stwierdzenia abuzywności klauzul kursowych uważa unieważnienie umowy. Z dwóch alternatywnych opcji: zastąpienia klauzuli średnim kursem NBP lub wprowadzenia zasady „złoty na LIBOR”, pierwszą uważa za ekonomicznie zasadną, natomiast drugą - za sprzeczną z elementarnymi zasadami ekonomii.

Komisja przedstawia sędziom dokładne wyliczenia, jakie koszty dla sektora bankowego oznacza realizacja poszczególnych scenariuszy. W skrajnym przypadku mogą one wynieść 234 mld zł. W razie jego realizacji, sektor bankowy znalazłby się w głębokim kryzysie i konieczna byłaby interwencja państwa na rynku bankowym, gdyż koszty przekroczyłyby kapitały części banków. KNF podkreśla, że akcję ratunkową musieliby sfinansować podatnicy.

Waga orzeczenia i odpowiedzialność SN

Za optymalne rozwiązanie w obecnych realiach KNF uważa wdrożenie postępowań ugodowych. Komisja zwraca uwagę, że również w tym przypadku banki poniosłyby niemały koszt, bo 34,5 mld zł.

„Każdy wariant rozstrzygnięć prawnych związanych z walutowymi kredytami mieszkaniowymi będzie miał z punktu widzenia sektora bankowego konsekwencje finansowe liczone w miliardach złotych. Każdy z tych wariantów będzie więc rodził istotne, negatywne skutki dla sektora bankowego, przy czym warianty skrajnie pesymistyczne z punktu widzenia banków mogą rodzić konsekwencje dramatyczne, których odrobienie z bieżącego zysku banków zajęłoby ponad 25 lat” – informuje sędziów KNF, podkreślając, że silna pozycja kapitałowa banków przekłada się na ich zdolność finansowania gospodarki, co jest szczególnie istotne obecnie, w czasie wychodzenia z pocovidowego kryzysu.

„Powyższe spostrzeżenie jednoznacznie wskazuje na wagę ewentualnych rozstrzygnięć prawnych Izby Cywilnej SN, a także na wiążącą się z tymi rozstrzygnięciami odpowiedzialność” – stwierdza na zakończenie nadzór.