Korekta spadków na rynkach światowych zbliża się do końca

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2001-11-19 00:00

Wzrosty są nie potrwają już długo. Rynki czekają jeszcze na ujęcie bin Ladena, żywego bądź martwego.

Z Ameryki

W zeszłym tygodniu rynki znowu nieco wzrosły przede wszystkim dzięki sesji wtorkowej. Katastrofa samolotu w USA uznana została, jak można się było spodziewać, za wypadek. Na pozór wydaje się, że już po strachu i wszystko jest jak było. Niekoniecznie. Ta katastrofa z całą pewnością pogorszy i tak tragiczną sytuację biur lotniczych i negatywnie wpłynie na zyski wszelkich przedsiębiorstw związanych z turystyką. Poza tym przypomniała to, o czym inwestorzy bardzo starali się zapomnieć: co się może stać z ich pieniędzmi, jeśli rzeczywiście terroryści zaatakują.

Za ostatnie wzrosty w najmniejszym stopniu nie odpowiadają przyczyny fundamentalne. To wyłącznie nadzieje związane z wojną w Afganistanie, które w dużej części już się spełniły, dzięki przejęciu władzy przez Sojusz Północny. Widać jednak dwa problemy: po pierwsze – do władzy dochodzą siły, które mogą się okazać niewiele lepsze od talibów. Po drugie zaś absolutnie nie wierzę, by nawet obrócenie Afganistanu w perzynę i zabicie bin Ladena rozwiązywało problem terroryzmu. Oczywiście możliwości jest wiele, ale dwa scenariusze wydają się obecnie najbardziej prawdopodobne. Początkiem każdego z nich jest całkowite wyeliminowanie wpływu talibów w Afganistanie i likwidacja (ujęcie uważam za nieprawdopodobne) bin Ladena. Optymistyczny scenariusz to nieliczne i niezbyt silne, rozproszone w czasie ataki terrorystów. Oznaczałoby to, że siły terrorystów zostały znacznie przecenione, a życie będzie się przez pewien czas spokojnie toczyło dalej. Dlatego przez pewien czas, że w obu wariantach bin Laden zostanie świętym dla wielu muzułmanów i to w dalszej przyszłości musi się źle skończyć.

Pesymistyczny scenariusz również zakłada sukces w Afganistanie i unicestwienie bin Ladena, ale ciąg dalszy jest krańcowo różny. W bardzo bliskim czasie następuje uderzenie o skutkach gorszych niż to, co działo się 11.09. Wywołane tym przerażenie (Afganistan zajęty, bin Laden nie żyje i z kim teraz walczyć?) nie dałoby się porównać z tym, co działo się po 11.09. Poza tym mogłoby oznaczać całkowitą kompromitację USA. Warto przypomnieć sobie, że amerykańskie dowody winy bin Ladena były tajne, a z przecieków wiadomo, że w sądzie nie zostałyby uznane za wystarczające. A jeśli prawdą jest to, że jest on jedynie fasadą dla większej organizacji? Kiedyś pisałem, że jeśli do Święta Dziękczynienia nic się nie stanie to przestanę wierzyć w drugą falę zamachów. To święto jest dla Amerykanów ważniejsze niż Boże Narodzenie, wypada akurat podczas ramadanu i po pokonaniu talibów...

Miniony tydzień był ubogi w dane makro. Przyszły też taki będzie. Najważniejsze w zeszłym tygodniu były dane o sprzedaży detalicznej. Bardzo wzrosła, ale odniesienie jej do września i to, że po odjęciu sprzedaży samochodów wzrost wcale nie był duży, nie pozwalają stwierdzić, że nastąpił jakiś przełom. Za to trzynasty, kolejny miesiąc spadła produkcja przemysłowa. To najdłuższy taki ciąg spadku produkcji od czasów Wielkiej Kryzysu. W poniedziałek, dowiemy się, jaka jest sytuacja w sektorze nieruchomości — prognozowany jest niewielki 3-4 proc. spadek. Gdyby był dużo większy to oznaczałoby pogłębianie się problemów w ostatnim, pozostającym poza recesją sektorze gospodarki.

Na razie żadnego ożywienia w gospodarce nie widać. Wypowiadający się w zeszłym tygodniu zarówno doradca Białego Domu G. Hubbard jak i przewodniczący Banku Rezerwy Federalnej w Chicago M. Moskow lokują ewentualne ożywienie gdzieś w 2002 r. Inwestorzy ciągle mają nadzieję na następne cięcia stóp, ale chyba nastroje na rynku obligacji bardziej pokazują realia. Ceny obligacji zanotowały największą od 24 lat tygodniową stratę. To pokazuje, że oczekiwany jest koniec cyklu obniżania stóp.

Z analizy technicznej płyną niewesołe wnioski. DJIA ugrzązł na oporze na 9900 pkt. (opór 10.180, wsparcie 9600) . Widać wyraźną strukturę wzrostowej trójki korekcyjnej. Jesteśmy w ostatniej fazie tej korekty. Dokładnie to samo widać na S&P 500. Tutaj opór jest w obszarze 1155 do 1170 pkt. Wsparcie to 1105 pkt. Dwie kolejne formacji doji i wisielec mogą być zapowiedzią spadków. Podobni jest na NASDAQ. Tutaj oporem jest 1950 pkt. , a wsparciem 1840, potem 1750 pkt.

Wzrosty zbliżają się do końca. Rynki czekają jeszcze na ujęcie bin Ladena. Jeśli bin Laden zostanie odnaleziony, to nastąpi euforia (jedna, do dwóch sesji) i realizacja zysków. Jeśli rynki stracą wiarę w znalezienie bin Ladena to zacznie się korekta bez tego wzrostu. Wątpię jednak, by ten tydzień, coś wyjaśnił.

Z Polski

oczątek tygodnia był kontynuacją wzrostów w końcówce poprzedniego. Jest tylko jeden problem: ten wzrost jest znowu z gatunku bardzo szybkich i gwałtownych. Kursy są pchane do góry na siłę, tak by jak najszybciej dojść do wysokich poziomów. Warto zresztą zauważyć, jak wstrzemięźliwi są polscy analitycy, kiedy mówią o wzrostach indeksów. Zazwyczaj podpierają się analizą techniczną i okresowością trendów na giełdach. Prawie nie zdarzają się wypowiedzi o fundamentalnych podstawach wzrostu. Niektórzy coś nieśmiało mówią o ożywieniu na przełomie II i III kwartału. Przypominam, że olbrzymia większość analityków (nie należałem do nich) wbrew logice mówiła, że ożywienie będzie w III kwartale tego roku.

Wzrosty są typowo spekulacyjne. Zresztą spojrzyjmy na kilka mocno rosnących spółek. Agora – wiadomo, że przychody i zyski z reklam w czasie recesji spadają. Publikowano prognozy, że zyski w przyszłym roku będą słabsze od tych w 2001. TP SA – bardzo niejasny program restrukturyzacji ma być podstawą do wzrostów? Poza tym zyski rosną po restrukturyzacji, a w jej czasie maleją. A rosnąca konkurencja, malejąca liczba abonentów, prawdopodobne odpisy na sumę 1,3 mld zł, możliwość zasilenia spółek SP akcjami spółki nie są przesłankami mówiącymi o tym, że zyski będą fatalne? Orbis — oczywiste jest, że przychody z turystyki będą w przyszłym roku bardzo słabe. Mówią o tym wszystkie opracowania o turystyce. I w końcu lider – Pekao. Przecież pani prezes powiedziała wyraźnie, że wyniki w 2002 nie będą tak znakomite, jak w tym. Poza tym banki w warunkach zamierającej gospodarki i malejącej skłonności do oszczędzania generalnie będą miały gorsze zyski. Tę litanię można długo ciągnąć. Wniosek jest prosty: to tylko duża spekulacja elegancko nazywana korektą w bessie.

Obłęd podatkowy, który dotknął media, banki i dużą część społeczeństwa na razie nic dla giełdy nie niesie. Być może w przyszłości, ale tylko wtedy, jeśli poprawi się koniunktura. Samo wprowadzenie podatku nie zmusi oszczędzających do zaangażowania pieniędzy na giełdzie. Moje zdanie na temat tego podatku jest znane. Uważam jednak, że rząd postępuje głupio zaniedbując komunikację ze społeczeństwem i pozwalając mediom i bankom robić ludziom wodę z mózgu. Doprowadza to do bałaganu i to, a nie sam podatek jest najgroźniejsze. Za to zupełnie nie rozumiem wypowiedzi Leszka Balcerowicza o tym, że „w porównaniu z sytuacją, gdy nie ma takiego podatku zmniejsza się przestrzeń do obniżek stóp”. Szef NBP mówił również, że „z punktu widzenia (rozwoju gospodarczego) podatek ten jest niekorzystny” i, że „jest to okoliczność niekorzystna z punktu widzenia oszczędzających, a to jest troską polityki monetarnej”.

Z twierdzeniem o niekorzystnym wpływie podatku na rozwój gospodarki nie będę już polemizował. Uważam za to, że zdumiewająca jest troska Leszka Balcerowicza o oszczędzających. Widać, że strach przed inflacją (a nie dobro oszczędzających) jest tak silny, że nawet groźba recesji światowej nie jest w stanie zmienić jego poglądów. Proszę mi pokazać rozwinięty kraj na świecie, gdzie pieniądze lokowane są w banku po to, by bez ryzyka zarobić tyle, ile u nas po odjęciu inflacji. U nas dogmat, że na oszczędzaniu trzeba zarobić przynajmniej 10 proc. (po inflacji) jest mocno zakorzeniony. W kraju, któremu grozi recesja zapowiadanie, że mogą być problemy z obniżką stóp i wypowiedzi pogłębiające nastroje frustracji oraz niepewność konsumentów szkodzą gospodarce. W krajach lepiej rządzonych robi się wszystko, by konsument chciał wydawać i pomagał w ożywieniu kulejącej gospodarki. U nas NBP i media chcą, by wzrastały oszczędności.

Coraz bliższe jest, niestety, wprowadzenie podatku importowego ze względu na żądania PSL. Od początku byłem za stworzeniem rządu mniejszościowego. Podobno podatek miałby być wprowadzony na pół roku, ale ja jakoś w to nie wierzę – zwiększone podatki mają przykry zwyczaj pozostawać dłużej, niż planowano. Będę uważał wprowadzanie tego podatku za błąd i brak rozsądku. Marek Belka sam mówi, że podatek umocni złotego i zwiększy bezrobocie. Ja dodam jeszcze do tego, że zmniejszy eksport i zwiększy inflację. Już jeden minister finansów uległ pomysłom koalicjanta (Leszek Balcerowicz i 4 reformy) – czy koniecznie następca musi robić dokładnie ten sam błąd? Taka decyzja zwiększy nasze problemy gospodarcze, zmniejszy zaufanie do rządu, a co za tym idzie poziom zaufania konsumentów i przyśpieszy drogę do recesji tym bardziej, że na świecie wcale dobrze nie będzie.

W analizie technicznej najlepiej prezentuje się indeks cenowy. Pokonał linię trendu nawet w układzie logarytmicznym. To optymistyczny sygnał. Jednak, jeśli to tylko korekta spadku to pozostał jeszcze jeden wzrost do końca struktury. Podobnie wygląda WIG. Jednak tutaj widać poważne ostrzeżenie. Indeks doszedł do oporu wynikającego z linii szyi podwójnego szczytu oraz, co zdecydowanie ważniejsze, do przełamanej w lipcu linii trendu długoterminowego. Jeśli to jest tylko korekta, to nie ma już miejsca na większe wzrosty. Najgorzej wygląda WIG-20 ponieważ ślizga się po linii trendu w ujęciu logarytmicznym, do linii szyi podwójnego szczytu zostało mu 40 pkt. (1366) – to jest właśnie opór. Wsparcie to 1288 pkt. Zawrócenie pod linie trendu zostałoby przez rynek przyjęte bardzo źle.

Wchodzimy teraz w okres czekania na posiedzenie RPP i wraz z innymi giełdami czekamy na ujęcie bin Ladena. Co prawda wypowiedzi prezesa NBP nie wskazują na możliwość dużej obniżki, ale jakaś powinna być. Ten okres wyczekiwania powinien być korzystny dla giełdy (o ile nie zostanie wykorzystany do dystrybucji) . W czasie takich szybkich i niezbyt logicznych wzrostów kapitał, który wszedł na dużo niższych poziomach może wcale nie chcieć korekty i ciągnąć rynek wyżej, by zostawić inwestorów z akcjami w momencie, który uzna za stosowny. Z całą pewnością poniżej 1500 pkt., bo wszyscy mówią, że indeks tam dojdzie. Uważam, że rynek w najlepszym przypadku ma przed sobą jeszcze jeden wzrost przed czymś, co będzie poważną korektą, albo końcem wzrostów na czas dłuższy.