Ginger Capital Investment, wehikuł należący do rodziny Mokrzyckich, założycieli Mo-Bruku, w procesie ABB szukał chętnych na 527 tys. (15 proc.) akcji spółki. Do głównego akcjonariusza spółki, wycenianej na ponad 1 mld zł, należy 35 proc. akcji, które dają 45,8 proc. głosów na walnym.
Na otwarciu sesji we wtorek kurs spadł o 5,3 proc., a w najgorszym momencie był pod kreską 14,3 proc.
– Informacja o sprzedaży akcji była zaskakująca – przyznaje Dariusz Dadej, analityk Noble Securities.
Tak silnej reakcji rynku nie było, gdy w 2021 r. akcjonariat opuszczał Value FIZ. Sprzedał on wówczas pakiet 18,5 proc. akcji (pierwotnie chciał sprzedać mniej) po 330 zł za sztukę. W dniu transakcji akcje straciły niecałe 6 proc. wartości, a już po godz. 10 warunki sprzedaży zostały ustalone. Tym razem nie poszło tak gładko.
– Do południa we wtorek, 4 kwietnia, nie było informacji o tym, aby ABB się skończyło i książka popytu została zamknięta. To może oznaczać dwa problemy – albo problem z popytem, albo z ustaleniem ceny. Zazwyczaj gdy ogłaszano ABB wieczorem, to rano już wiadomo było, jaka jest cena i ile akcji zostało sprzedanych – mówi Dariusz Dadej.
Sukcesja w firmie
W lipcu 2022 r. Józef Mokrzycki, który jest założycielem i był wiele lat prezesem firmy, zdecydował się ustąpić ze stanowiska. Stery przekazał Henrykowi Siodmiokowi, byłemu prezesowi Atlasa. W zarządzie pozostali inni członkowie rodziny, do której należy Ginger Capital, w tym m.in. Wiktor Mokrzycki, syn Józefa, który jako wiceprezes odpowiada za relacje handlowe. Pewne zaskoczenie wywołał fakt, że założyciel firmy nie zdecydował się nawet na zasiadanie w radzie nadzorczej.
Firma zarabia spalając niebezpieczne odpady przemysłowe oraz medyczne, przetwarzając odpady na kruszywo, a także produkuje paliwo alternatywne RDF z przesortowanych odpadów komunalnych i przemysłowych – trafia ono przede wszystkim do cementowni. Strategia obowiązująca do 2024 r. zakłada przeznaczenie 200 mln zł na inwestycje w spalanie odpadów przemysłowych oraz zestalanie i stabilizację odpadów.
Trudno przebić rekordowe wyniki
Mo-Bruk rekordowe wyniki zanotował w 2021 r., gdy przychody wzrosły niemal o 50 proc. do 267 mln zł, a zysk netto o 46 proc. do 115 mln zł. Rezultatów nie udało się powtórzyć w 2022 r., kiedy przychody spadły do 243 mln zł, a zysk netto do 92 mln zł. Mimo to jeszcze w zeszłym roku analityk Noble Securities widział spory potencjał wzrostu w spółce, wydając rekomendację „kupuj” oraz wyceniając akcje na 371 zł, choć kurs wtedy nie przekraczał 300 zł. Specjalista zwracał uwagę m.in. na muły węglowych z odpadów, które miały trafiać do energetyki.
– W mojej rekomendacji z października 2022 r. widziałem potencjał do wzrostu kursu z dwóch powodów. Po pierwsze: muły węglowe – zakładałem, że przez trzy lata będą z tego tytułu przychody. Natomiast ich odzysk nie rozpoczął się zgodnie z planem, czyli w IV kwartale 2022 r. i wygląda na to, że jakiekolwiek przychody z tego tytułu będą dopiero w tym rok. Na dodatek spada cena. Druga sprawa to fakt, że spółka w tamtym roku miała wyraźnie mniej tzw. bomb ekologicznych, które są dla niej bardzo rentowne. Wpłynęło to na pogorszenie wyników. W mojej wycenie muły węglowe podnosiły cenę akcji o 70-80 zł, natomiast w całości odejmowałem to, co marszałek województwa dolnośląskiego żąda od spółki, czyli 256 mln zł (około 73 zł za akcję), a zanosi się na to, że będzie to znacząco mniej. Kluczowe pytanie to jaka część z 670 mln zł środków, które NFOŚiGW zamierza przeznaczyć na likwidację bomb ekologicznych w 2023 r., trafi do Mo-Bruku – mówi Dariusz Dadej.
Jego zdaniem branża gospodarowania odpadami ma mimo wszystko dzięki korzystnym regulacjom dobre perspektywy.
– Firmy powinny rozwijać się lepiej niż przeciętne w gospodarce. Natomiast w Mo-Bruku razi spadek przychodów, a marże już też nie są tak dobre – sięgały 60 proc., a obecnie marża EBITDA jest w okolicach 48 proc. To wysoka wartość, ale spółka przyzwyczaiła do wyższych poziomów – mówi Dariusz Dadej.