Latem na lody? Najlepiej iść do kawiarni — żartuje Marek Kamiński, polarnik, podróżnik, autor książek.
Coś w tym jest. Polacy stykają się z lodowcami z reguły podczas zimowych wyjazdów w Alpy. A wtedy nie da się ich podziwiać. Bo trudno odróżnić lodowiec od gruntu pokrytego śniegiem.
— Lodowiec górski uwalnia się spod śniegu pod koniec lata. Wtedy widać jego elementy: pole firnowe (miejsce powstawania lodowca), spływający w dół, stopniowo topniejący jęzor zakończony czołem (dolny kraniec lodowca). Ukazują się w pełnej krasie moreny boczne i powierzchniowe, szczeliny w lodzie i struktura ścieku wody — twierdzi Leszek Cichy, alpinista, zimowy zdobywca Everestu i zdobywca Korony Ziemi.
Najbardziej Polakom dostępne (odległość i cena) są lodowce alpejskie. Robią wrażenie — ich długość wynosi nawet wiele kilometrów, a grubość — kilkaset metrów! Lodowce dolinne — typowe dla wysokich gór — przypominają zamarzniętą rzekę, zasilaną niekiedy lodowcami bocznymi, wpadającymi do głównego strumienia lodu. Drugi typ lodowca górskiego — zwany piedmontowym — powstaje, gdy lodowiec dolinny opada ku równinie. Lód rozchodzi się w gigantyczny płat... Miłośnikom białego szaleństwa alpejskie lodowce zapewniają ulubioną rozrywkę w pełnym słońcu: w Austrii osiem ośrodków narciarskich działa do końca lipca. Albo i dłużej.
— Dzięki lodowcom w Ziemi Salzburskiej, Tyrolu, Styrii i Karyntii nawet w letnie wakacje da się znaleźć dobre warunki śniegowe. Jeździ się na: Mölltaler Gletscher, Kitzsteinhorn Gletscher, Dachsteingletscher, Hintertuxer Gletscher, Pitztaler Gletscher, Kaunertal Gletscher, Stubaitaler Gletscher oraz na Rettenbachgletscher i Tiefenbachgletscher. Za sześciodniowe karnety narciarskie dorośli płacą od 116,5 do 156 euro — mówi Roman Skrzypczak z Austriackiego Ośrodka Informacji Turystycznej (AOIT).
Ale lodowce przyciągają nie tylko narciarzy. Także podziwiających widoki.
— Przy Grossglockner, najwyższym szczycie Austrii (3798 m), leży lodowiec Pasterzenkees — czyli Pasterze. Nazwa wzięła się prawdopodobnie stąd, że Słowacy wypasali tam owce... Kolejka „zębatka”, poruszająca się niemal w pionie, wwozi turystów ponad lód. Dla samych widoków warto — przekonuje Leszek Cichy.
Jedyny potężny lodowiec włoski znajdziemy na Marmoladzie (Dolomity), gdzie przez całe lato działa narciarska kolejka. Dostępne dla przeciętnego turysty są też lodowce Szwajcarii — w rejonie Matternhorn (wjeżdża się kolejkami, a startuje z Zermatt lub włoskiego Monte Cervinno) — i Francji. Tu, w masywie Mont Blanc, leży jeden najdłuższych lodowców alpejskich — Mer de Glace (Morze Lodu), spływający do doliny Chamonix. Ma ponad 15 km długości.
— To wielka atrakcja latem: ze względu na jaskinie lodowe — coś jakby wejście pod lodowiec. Takie bramy powstają w okresach intensywnego topnienia — wyjaśnia Leszek Cichy.
Ci, co na lodowiec wjeżdżają kolejką i w ten sam sposób wracają, czują tylko przedsmak alpejskiej przygody. Ale — nie męcząc się wspinaczką — mogą podziwiać widoki: pękający jęzor lodowca i moreny — materiał skalny rozepchnięty przez niego na boki... Cały ten żywioł na ich oczach pracuje. Bo lodowce żyją. Jeśli ich grubość sięga 60 m, to potężne cielska poruszają się. Schodzą w dół. Wędrują zazwyczaj z prędkością do 30 cm na dobę. Słychać trzaski, jakby westchnienia, topnienie lodu i spadające kamienie...
Niedoświadczeni turyści wręcz powinni korzystać z kolejki. Bo chociaż latem nietrudno wejść na wiele lodowców — przy dobrej pogodzie tylko po Mont Blanc kręci się setka ludzi dziennie — nie wolno lekceważyć niebezpieczeństwa.
— Latem tworzą się w lodzie szczeliny — szczególnie groźne, gdy w nocy poprószy śnieg. Trzeba uważać nawet na wydeptanych ścieżkach! Najlepiej, jeśli idzie 3-4 ludzi związanych liną — jeśli ktoś wpadnie w szczelinę trzeba co najmniej dwojga, by go wyciągnąć. Niezbędna jest warstwowa odzież z polaru, goreteksu — temperatury na dużych wysokościach są minusowe — sztywne buty trekkingowe, do których da się przymocować raki, zapas liofilizowanego jedzenia, śpiwory puchowe... A najważniejsza zasada to iść z licencjonowanym przewodnikiem. I dopiero po przygotowaniu kondycyjnym — polecam marsze i biegi z plecakiem! Warto też poświęcić dzień na aklimatyzację. Bo na dużych wysokościach dokucza brak tlenu, niskie ciśnienie i silne słońce. Mogą pojawić się nudności, zawroty i bóle głowy — radzi Paweł Tysa z biura podróży MK Tramping.
Wszedł na Mont Blanc — większa część drogi biegnie lodowcem. Startował wczesnym rankiem z Saint Gervains tramwajem górskim do Orlego Gniazda (2,4 tys. m); potem podejście na najwyższy szczyt Europy (4807 m).
— Po kilku godzinach doszedłem do schroniska na Aiguille du Gouter (3817 m), gdzie spędziłem noc... Choć to za dużo powiedziane — opuściłem je o godzinie 2, bo po lodowcu najlepiej chodzić bardzo wcześnie rano. Niebezpieczne miejsca są jeszcze zamarznięte. Gdy słońce zaczyna grzać, wytapiają się z lodu kamienie. I bombardują turystów. Kask niezbędny! — zaznacza Paweł Tysa.
Trzeba 3-5 godzin na zdobycie szczytu. I od 5 do 8 na zejście do Chamonix. Znajduje się tam punkt informacyjny, gdzie warto wcześniej spytać o prognozę pogody.
— Przy kiepskiej widoczności czy dużym wietrze lepiej nie ryzykować. Pod samym szczytem — na wysokości 4362 m — stoi blaszany kontener, szumnie zwany schronem Vallot. Niejednemu uratował życie. Można się tu schować, gdy załamie się pogoda. Ale przyjemnie nie jest, bo turyści strasznie tam śmiecą. I — niestety — śmierdzi. Bo ludzie różnie reagują na wysokość, zdarzają się wymioty... Bywało, że grupy siedziały tam 3-4 dni, czekając na poprawę pogody — wspomina Paweł Tysa.
A sam szczyt? Przy dobrej widoczności podziwia się zeń panoramę Chamonix i okoliczne czterotysięczniki. Ma rozmiary boiska do siatkówki, można sobie spacerować... A trudy wspinaczki wynagradza radość z pokonania własnej słabości.
„Kolekcjoner” europejskich lodowców nie może przegapić Islandii. Ponad 10 proc. jej powierzchni spoczywa pod lodowcami. Największy — Vatnajökull — stał się tak duży, jak wszystkie lodowce Europy razem wzięte (8400 km kw.). Wart polecenia jest też Myrdalsjokull, na wschodnim wybrzeżu Islandii. Zaskakuje wodospadem Skogafoss — najwyższym na wyspie. Między dwiema częściami tego lodowca wiedzie szlak przez góry Landmanalaugar. Znawcy porównują jego urodę do szlaku Inków w Andach...
W Afryce z kolei pełnię przeżyć zapewni Kilimandżaro (5895 m).
— Magiczna góra. Wędrówka do niej dostarcza wrażeń estetycznych. Wspinacze podziwiają zarówno tropikalną roślinność, jak i wysoki, lodowy klif na równiku! Choć wspinaczkowo ciekawsza jest Mount Kenia, przygodą życia pozostaje Kilimandżaro — uważa Leszek Cichy.
Azja. Najwyższe góry świata — Himalaje. Kilkaset lodowców, doliny pokryte lodem, długie trasy... Leszek Cichy poleca piękne, kombinowane przejścia w Nepalu — jeden lodowiec, potem przełęcz i zejście drugim. W Pakistanie zaś możliwe są kilkudniowe trekkingi, np. do lodowca Baltoro u stóp K2 czy do lodowca Batura.
Lądolody — olbrzymie czasze lodowe pokrywały niegdyś łańcuchy górskie, wyspy, całe kontynenty. Dziś obecne na Antarktydzie i części Grenlandii. Te dwa niemal nienaruszone przez cywilizację obszary obiecują kontakt z pierwotną, surową naturą: ziemią, kamieniami, wodą, lodem... Grenlandia — terytorium zależne Danii — to największa na świecie wyspa. Czasza lodowca pokrywa 1,8 mln km kw. powierzchni. Roczny odpływ lodu sięga 100 km sześc. — spływające masy docierają do wybrzeży, po czym kawały lodowca odłamują się, tworząc pływające góry lodowe.
— Grenlandia ma dwie twarze. Zimą wszystko zamarza. A wraz z wiosną pojawia się życie. Roślinność tundrowa, olchy, wierzby, brzozy... W lecie temperatura sięga 5-10 stopni, ale słońce odbija się od lodu, więc odczuwa się ją jako wyższą. Co można tam robić? Przejść przez lodowiec, obejrzeć fiordy i góry lodowe, popływać z Eskimosami łódką, zapoznać się z inuicką kulturą... — wylicza Marek Kamiński.
Zaawansowani turyści trawersują wyspę (przejście z zachodniego na wschodnie wybrzeże). Rekord tej trasy: 4 dni — ale ze spadochronem przyspieszającym wędrówkę. Pieszo, z samodzielnie ciągniętymi sankami z dobytkiem, idzie się 10 dni. Mniej wyczynowa wersja to podróż psim zaprzęgiem.
— Największe osiedle we wschodniej Grenlandii: Tasiilaq — kiedyś zwane Ammassalik — liczy 1,4 tys. mieszkańców. Pamiętam miejscową księgarnię — jeden regał. Pięć półek z książkami. Może było ich 60... Ale wśród nich wiersze Wisławy Szymborskiej! Wypiłem kawę, obejrzałem książki. I spytałem, czy w tej okolicy znajdę inną księgarnię? Usłyszałem, że drugiej nie ma ani w Tasiilaq, ani na całym wschodnim wybrzeżu. A to jakieś 6 tys. km... Pomyśleć — jeden regał z książkami na taki obszar! To chyba oddaje charakter wyspy... — wspomina Marek Kamiński.
O ile Grenlandia ma własną kulturę, o tyle próżno jej szukać na Antarktydzie. Jedynym kontynencie, na którym ludzie nie zdołali się osiedlić. Niemożliwe są żadne uprawy — Antarktydę pokrywa lodowy pancerz przekraczający miejscami 3-4 km grubości. Tu zanotowano najniższą na Ziemi temperaturę: — 89 stopni. Noc trwa wiele miesięcy, szaleją huragany. Kontynent jest górzysty — najwyższym i najpiękniejszym pasmem są góry Ellswortha (5140 m) — i gości wyłącznie sezonowych mieszkańców. Naukowcy z amerykańskiej stacji Amundsena — Scotta (prowadzą m.in. badania promieniowania kosmicznego) i rosyjskiej Wostok żyją odizolowani — jak na innej planecie...
— Antarktyda to najsuchszy, najwyżej położony i najzimniejszy kontynent świata. Niegdyś były tam góry porośnięte dżunglą. Potem wszystko zamarzło i teraz spod grubej warstwy lodu wystają same szczyty. A wiatry pędzące z prędkością 300 km na godzinę utworzyły olbrzymie, śnieżne wydmy — opisuje Marek Kamiński.
Turystyczne wyprawy na Antarktydę są kosztowne — przywiezienie tam ludzi to olbrzymie przedsięwzięcie logistyczne. Nie ma stacji paliw, śmieci trzeba zabierać ze sobą... Jedyna agencja turystyczna z licencją — i odwagą — by operować z powietrza to kanadyjska ANI (Adventure Network International).
— Turyści wylatują potężnym, wojskowym Herkulesem z Punta Arenas w Chile. Na Antarktydzie samolot ląduje na naturalnym pasie z gładkiego lodu, u stóp obozu bazowego Patriot Hills. Tu są częstowani herbatą, dostają pamiątkowy certfikat. I wracają z powrotem. Albo oczekują na przeloty małymi Cessnami na biegun południowy czy do miejsc lęgowych pingwinów na wybrzeżu — kontynuuje Marek Kamiński.
Polski polarnik twierdzi, że specyfikę Antarktydy najlepiej oddał sir Ernest Shackelton, brytyjski badacz polarny z przełomu XIX i XX wieku. Powiedział o niej: „Widzieliśmy Boga w Jego chwale, zeszliśmy na dno duszy człowieka”.
— Antarktyda, Grenlandia, robią wrażenie innej przestrzeni... A człowiek lubi patrzeć na różne światy: sztukę, pełną życia dżunglę, czy też pustkę, jaką są obszary polarne. To dziwna pustka. Ludzka świadomość — oczyszczona z zewnętrznych bodźców — osiąga w niej różne stany. To przestrzeń do zadawania pytań, szukania odpowiedzi. Tak samo, jak — stojąc przed katedrą — zastanawiamy się, co ona wyraża — i każdy odpowiedź znajduje w sobie — tak zamarznięta woda przybierająca różne kształty prowokuje do myślenia — sumuje Marek Kamiński.