
Inga Sosna zawsze interesowała się modą i marzyła o projektowaniu – może miała to we krwi, w końcu jej mama była krawcową, a ona jako kilkuletnia dziewczynka potrafiła godzinami podglądać ją w pracy, a czasem nawet pomagała przyszywać guziki do ubrań. Zanim jednak założyła własną markę odzieżową – Lofju – pracowała jako modelka. Mając osiemnaście lat, wyprowadziła się z domu rodzinnego na Litwie do Warszawy, wówczas wymarzonego miejsca dla modelek. Pozowała dla znanych magazynów, m.in. „Twojego Stylu” i „Cosmopolitan”, lecz kiedy wyszła za mąż i założyła rodzinę, zrobiła sobie przerwę. Gdy jej synkowie trochę podrośli, postanowiła wykorzystać branżowe doświadczenie i zarazem wrócić do tego, co najbardziej kocha, otwierając własną firmę odzieżową.
To było ponad dziesięć lat temu. Jej dzieci były dla niej dużą inspiracją – Inga Sosna zauważyła, że ma problem ze znalezieniem dla nich odpowiednich ubrań. Zamiast biegać po sklepach, postanowiła poważnie wziąć się do rzeczy i stworzyć własną markę ubranek dla najmłodszych. Postawiła na kreacje wieczorowe – garniturki dla chłopców i sukienki dla dziewczynek. Czemu? Bo odkryła, że to spora nisza.
Historia jednego słowa
Jej syn wymyślił też nazwę firmy. Oczywiście przez przypadek. Na kartce napisał po angielsku „kocham Cię” jako Lofju.
– Bardzo spodobało mi się to słowo i wykorzystałam je jako nazwę marki – wyjaśnia.
Firma produkująca ubranka dla dzieci nie była jej jednak przeznaczona. Funkcjonowała tylko przez rok. Bizneswoman szybko znalazła wspólniczkę – Dominikę Krzewińską. Z nią na pokładzie interes zaczął się prędko rozwijać. Tyle że w zaskakującym kierunku. Zamiast zleceń na odzież dziecięcą zaczęły się pojawiać zamówienia od mam. Pytały, czy zostało trochę materiału na sukienkę dla nich.
– Wtedy postanowiłyśmy otworzyć butik na Tamce i zaryzykować, to znaczy szyć kolekcje skierowane do kobiet. Prawda jest taka, że właśnie to zawsze chciałam robić, dlatego z ubrankami dziecięcymi rozstałam się bez żalu – mówi właścicielka firmy.
Siła tkwi w haftach

Marka premium Lofju wystartowała w 2012 r. Inga Sosna zaczęła szyć ubrania wieczorowe. Wydawały się jej jednak za mało wyjątkowe. Wtedy poznała Karolinę Madziarz. Zaczęły razem pracować – to ona odpowiada za ręcznie wyszywane i haftowane zdobienia, które są cechą charakterystyczną ubrań z Lofju. Pandemia mocno pokrzyżowała plany założycielki marki, ubrania wieczorowe przestały się sprzedawać. Bizneswoman postanowiła nieco zmodyfikować działalność. Przekształciła firmę w dom mody i wdrożyła cztery oddzielne linie.
– Linia autorska – Lofju by Inga Sosna – to ubrania luksusowe, mocno wyhaftowane. Tak zdobione są nie tylko sukienki, ale też np. płaszcze. Kolejna linia to Lofju Casual – ubrania z zupełnie innej półki cenowej, przeznaczone na co dzień, wielofunkcyjne, w dużej mierze w rozmiarze one size. Trzecia linia sklepu to Lofju Bride, czyli suknie ślubne, body, peleryny dla panien młodych, na których można wyhaftować pożądane słowa czy symbole, i wreszcie Brand Future Face – koncept freestyle’owo-dresowy. Lofju Tailored to stała usługa szycia na miarę. Można powiedzieć, że zaczynamy od nowa – mówi właścicielka brandu.
Peleryny, które nie wychodzą z mody

Choć rzeczy z Lofju nie są najtańsze, Inga Sosna tłumaczy, że za taką, a nie inną koncepcją marki stoi solidny zamysł. Prędko zrozumiała, że nie podoła konkurencji, jaką są sieciówki, i jedynym sposobem na zaistnienie na rynku jest stworzenie brandu luksusowego, stawiającego na rękodzieło, wysoką jakość tkanin i indywidualne podejście do klientów. Ten pomysł na razie się sprawdza. Lofju już się doczekało hitów sprzedażowych. To choćby jedwabne sukienki, które ze względu na sposób wiązania, zaciągania sznurka, dodany łańcuszek czy pasek, można nosić na wiele sposobów. Natomiast jako najbardziej charakterystyczną dla Lofju rzecz, jej znak rozpoznawczy, założycielka marki wymienia pelerynę. Tłumaczy, że ta, w wersji mocno wyhaftowanej, powstała z potrzeby stworzenia ubrania pasującego zarazem do wieczorowej sukni, jak i do dżinsów, trampek itp.
– Kiedy szyłam sukienkę z szerokimi rękawami, to klientki narzucały na nią płaszcz i w rezultacie sukienka była pognieciona. Z pelerynami jest inaczej. Poza tym peleryna to uniwersalna, ponadczasowa część garderoby, która zostanie z nami na zawsze. Podobnie jest z koronkowym, mocno wyszytym body – ono też jest jednym z naszych flagowych produktów. Inaczej rzecz się ma z kreacjami od Lofju Tailored. One z kolei są dostosowane do indywidualnych upodobań klientek, szyte pod konkretną sylwetkę i gust – zaznacza Inga Sosna.
Po nitce do kłębka

W początkach działalności, kiedy jeszcze planowała podbić rynek ubrań dziecięcych, działała sama, zatrudniając jedną krawcową. Teraz w jej firmie pracuje już kilkanaście osób, m.in. brand menedżer zajmująca się PR-em i social mediami, asystentka w showroomie, trzy krawcowe, konstruktorka, grafik i informatyk. Bizneswoman sama jednak angażuje się w każdy etap pracy nad kolekcjami (a firma wypuszcza dwie rocznie) równie mocno jak na początku. Jest kreatywną projektantką, zawsze fizycznie obecną również na planie, kiedy przygotowywane są sesje, do których nawet osobiście stylizuje modelki. Ubrania od początku szyje w Polsce, nigdy nie kupowała żadnych gotowców, a krawcowe można spotkać na miejscu, w showroomie, gdzie znajduje się pracownia firmy. Inga Sosna zapewnia, że pojawia się tam codziennie, aby wszystko omówić z pracownikami czy dokonać ostatnich poprawek, sama też przymierza powstające kreacje.
Ciągle do przodu

Nigdy nie brała kredytu, by założyć biznes. Zainwestowała w niego z własnej kieszeni pieniądze, które zarobiła w modelingu. Często pomagała jej też wspólniczka. Przyznaje, że pandemia była dla firmy trudnym okresem, który jednak udało się przejść bez strat – Lofju nie zwolniło ani jednego pracownika. Dziś sklep sprzedaje – oprócz showroomu na Koszykowej oraz HE concept w Raffles Hotel – w wielu miejscach w internecie, choćby na Zalando czy w Mostrami. Inga Sosna przyznaje też, że nie inwestują wiele w reklamę – firma nie przynosi jeszcze takich zysków, by było ją na to stać, skupia się więc na reklamie szeptanej. Właścicielka dodaje, że ważne jest dla niej indywidualne podejście do klientek i to, że mogą zobaczyć ubrania na własne oczy. Dlatego im doradza i jest z nimi w ciągłym kontakcie.
A jakie plany na przyszłość ma Lofju?
– Chcemy oczywiście zacząć sprzedawać za granicą. Z myślą o tym stworzyliśmy już dwie kolekcje. Do ubranek dziecięcych raczej nie wrócę – śmieje się Inga Sosna, dodając jednak, że w zasadzie nigdy nie powinna mówić nigdy.
