Dramatyczne zwroty akcji na rynku łososia. Norwegowie niedawno pochwalili się rekordowym pierwszym kwartałem w historii eksportu ryb i owoców morza oraz świetnym kwietniem. Wielokrotnie podkreślali wzrost u najważniejszego odbiorcy łososia, czyli w Polsce. Teraz ostrzegają o rozkwicie glonów (zabierają rybom tlen), który zabił już 8 mln łososi, i mówią o podaży niższej nawet o 40 tys. ton. Straty szacowane są na ok. 140 mln zł.
— Skala strat rośnie — twierdzi w rozmowie z Reutersem Paul Aandahl, analityk Norweskiej Rady ds. Ryb i Owoców Morza.
W zeszłym roku Norwegia sprzedała za granicę ponad 1,2 mln ton łososia. Eksperci już mówią o wolniejszym wzroście eksportu w tym roku, zaś przetwórcy, przynajmniej na razie, sytuację sobie... chwalą.
— Hodowcy naprędce ubijają ryby, a zwiększona podaż doprowadziła do dobrych stawek. Co będzie dalej, trudno powiedzieć. Norwegowie nierazumiejętnie żonglowali takimi doniesieniami, podnosząc ceny — mówi jeden z branżowych graczy.
Jeszcze na początku maja to hodowcy zacierali ręce, podając wyniki za kwiecień — wówczas 86 tys. ton łososia za ponad 2,7 mld zł wyjechało z Norwegii — głównie do Polski. Łącznie od początku roku było to 333 tys. ton za 10 mld zł.
— Sprzedaż do Polski, czyli najważniejszego odbiorcy, odnotowała również najwyższy wzrost. To kwestia zwiększenia popytu na rodzimym rynku, ale i zwiększonego przerobu na mrożoną i wędzoną rybę, która trafia na eksport. Największym odbiorcą przetworzonego łososia z Polski są Niemcy — komentuje te wyniki Paul Aandahl.
Na początku 2018 r. okazało się, że nastąpiło załamanie w kwitnącym przez całe lata przetwórstwie norweskiego surowca w Polsce. W 2017 r. Norwegowie odnotowali 7-proc. spadek wolumenowy i wartościowy sprzedaży łososia do Polski, pierwszy od 2011 r. Przetwórcy obawiali się, że drożejąca ryba na trwałe zniknie z menu odbiorców, których trudno przekonać do powrotu do pewnych nawyków. Odwrót był jednak chwilowy i w 2018 r. Polacy nadrabiali, zwiększając zakupy tego surowca o kilkanaście procent.