Klientela instytucji ukształtowanej przez Sławomira Lachowskiego różni się od innych banków. Jest to zarówno ogromną zaletą, jak i potencjalnym ryzykiem
Drugi dzień zyskiwały wczoraj notowania mBanku, po tym jak Commerzbank
potwierdził 23 września 2019 r., że rozważa sprzedaż polskiej spółki. Ma
w niej ponad 69 proc. akcji i głosów, więc nowy właściciel powinien
ogłosić wezwanie na wszystkie pozostałe akcje. Można sobie jednak
wyobrazić scenariusz przećwiczony na Pekao, gdzie PZU i PFR kupiły od
Unicreditu ciut mniej akcji niż 33 proc. Przejęły faktyczną kontrolę nad
spółką, unikając zarazem wezwania na akcje dające 66 proc. głosów.
Aktywuj dostęp do pb.pl – zyskasz nieograniczoną możliwość czytania najświeższych informacji z gospodarki i rynków. Aby korzystać z nich jeszcze wygodniej, pobierz aplikację mobilną.
Zamów wersję Premium, a do Twojej dyspozycji będzie pełna zawartość pakietu Basic, a dodatkowo: e-wydania, raporty branżowe, LexBiznes oraz atrakcyjne rabaty na konferencje.
Klientela instytucji ukształtowanej przez Sławomira Lachowskiego różni się od innych banków. Jest to zarówno ogromną zaletą, jak i potencjalnym ryzykiem
Drugi dzień zyskiwały wczoraj notowania mBanku, po tym jak Commerzbank
potwierdził 23 września 2019 r., że rozważa sprzedaż polskiej spółki. Ma
w niej ponad 69 proc. akcji i głosów, więc nowy właściciel powinien
ogłosić wezwanie na wszystkie pozostałe akcje. Można sobie jednak
wyobrazić scenariusz przećwiczony na Pekao, gdzie PZU i PFR kupiły od
Unicreditu ciut mniej akcji niż 33 proc. Przejęły faktyczną kontrolę nad
spółką, unikając zarazem wezwania na akcje dające 66 proc. głosów.
Jak rozwinie się sytuacja, zależy głównie od tego, czy Niemcy sprzedadzą
mBank (nie jest to przesądzone), a jeśli tak, to komu. W lecie 2018 r.
Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP, stwierdził, że jego instytucję
interesują przejęcia podmiotów o aktywach nie mniejszych niż 100 mld zł.
Polska spółka Commerzbanku spełnia te kryteria. Gdyby zainteresował się
nią PKO BP albo jakiś inny z dużych działających już w Polsce banków,
wezwanie na 100 proc. akcji byłoby raczej pewne.
Gdyby jednak mBankiem zainteresował się podmiot nieobecny na naszym
rynku albo działający w małej skali, KNF mogłaby oczekiwać pozostawienia
banku na giełdzie. Tym samym transakcja mogłaby mieć charakter podobny
do repolonizacji Pekao. Commerzbank pozostawiłby sobie niewielki pakiet
akcji, który sprzedałby później. Analitycy są jednak zgodni co do
jednego: waściciela zmieniałby podmiot pozbawiony tzw. kredytów
frankowych, które ciążą na wycenie nie tylko mBanku.
— Gdyby był sprzedawany z portfelem kredytów frankowych, bardzo trudno
byłoby wycenić taką transakcję — uważa Kamil Stolarski, analityk
Santander Bank Polska.
— W przypadku sprzedaży Raiffeisena do BNP Paribas i BPH do Aliora
portfel kredytów frankowych został przy dotychczasowych inwestorach
banków. Tego oczekiwał regulator. Inaczej było w przypadku
sprzedaży Eurobanku do Millennium, ale tam portfel kredytów frankowych
miał wartość zaledwie 1 mld zł. Poza tym nie wiadomo, jak będzie się
kształtował koszt ryzyka prawnego portfela frankowego w przyszłych
latach. To oznacza, że tych kredytów nie da się racjonalnie wycenić,
zarówno ze strony kupującego, jak i sprzedającego. Z tego powodu sam
Commerzbank może chcieć zachować to ryzyko przy sobie, by nie obniżać
wartości sprzedawanej części banku — tłumaczy Michał Sobolewski,
analityk DM Banku Ochrony Środowiska.
Latka lecą, dochody rosną
Jaki zatem będzie nowy, giełdowy mBank bądź to, co wzmocni któryś z
obecnych już na giełdzie dużych banków? By to zrozumieć, trzeba cofnąć
się do 2000 r. Wtedy to powstały w 1986 r. typowo korporacyjny Bank
Rozwoju Eksportu (BRE) postanowił zaistnieć w detalu. W tym celu
uruchomił nową markę — właśnie mBank.
Jak na owe czasy było to przedsięwzięcie innowacyjne. „Bank” nie miał
żadnej placówki. Cała obsługa prowadzona była przez internet i telefon.
Spiritus movens przedsięwzięcia był Sławomir Lachowski, ówczesny członek
zarządu BRE (potem został prezesem). Za jego sprawą w 2001 r.
uruchomiono również bardziej tradycyjną markę, czyli Multibank. To
jednak mBank stał się synonimem sukcesu. Za prezesury Cezarego
Stypułkowskiego, w 2013 r., Multibank i BRE poszły do kasacji.
mBank stał się nie tylko nazwą jednego z segmentów działalności, ale też
formalną nazwą notowanej na giełdzie spółki. Spółki dość specyficznej.
Jest to bowiem jeden z pięciu największych banków w Polsce, ale mający
zarazem zdecydowanie mniej od konkurencji placówek i pracowników. Mało
pracowników i oddziałów to niższe koszty.
c3b39424-8c30-11e9-bc42-526af7764f64
Opowieści z arkusza zleceń
Newsletter autorski Kamila Kosińskiego
ZAPISZ MNIE
Opowieści z arkusza zleceń
autor: Kamil Kosiński
Wysyłany raz w miesiącu
Newsletter z autorskim podsumowaniem najciekawszych informacji z warszawskiej giełdy.
consents-consent_374
ZAPISZ MNIE
consents-consent_294
Administratorem Pani/a danych osobowych będzie Bonnier Business (Polska) Sp. z o. o. (dalej: my). Adres: ul. Kijowska 1, 03-738 Warszawa.
Kliknij w link w wiadomości, aby potwierdzić subskrypcję newslettera.
Jeżeli nie otrzymasz wiadomości w ciągu kilku minut, prosimy o sprawdzenie folderu SPAM.
— mBank nie likwidował placówek. On ich nigdy dużo nie miał. W ostatnim
czasie nawet zwiększał liczbę placówek — podkreśla Maciej Marcinowski,
analityk Trigonu DM.
Internetowa historia ma też wpływ na strukturę demograficzną klientów.
Bank już tej informacji nie podaje, ale jeszcze w raporcie za 2016 r.
wskazywał, że ponad połowa klientów detalicznych ma mniej niż 35 lat.
Oznacza to, że albo właśnie osiągają, albo za parę lat osiągną najwyższy
poziom dochodów, pozwalający bankowi na czerpanie z korzyści z
crossellingu kolejnych produktów.
— Klienci rośli razem z mBankiem. To będzie skutkowało w kolejnych
latach. Ludzie potrzebujący kredytów hipotecznych czy produktów
inwestycyjnych w pierwszej kolejności idą do macierzystego banku —
zaznacza Michał Sobolewski.
— Tak zwany osad w mBanku rośnie. Klienci detaliczni mBanku początkowo
rzeczywiście nie mieli pieniędzy. Ale po iluś latach okazało się, że
biznes detaliczny stał się ważniejszy od korporacyjnego. Nawet to, że
bank zmienił nazwę na mBank, świadczy o sukcesie części detalicznej.
mBank to dobra marka, kojarząca się z nowoczesnością. A akurat marka w
bankowości jest ważna — dodaje Kamil Stolarski.
Nie wszystko złoto…
Tyle że młodość i obeznanie z internetem powoduje, że klienci mBanku
mogą być bardziej mobilni od klientów innych banków. I wcale nie chodzi
o skalę użycia aplikacji bankowych na smartfonach, ale skłonność do
zmiany instytucji finansowej.
— Zgadzam się z tym, że to nieco pogarsza atrakcyjność mBanku. Ale
bardziej bym to wiązał ze zmianami w prawie i ryzkiem płynącym ze strony
fintechów w wyniku dyrektywy PSD 2 niż konkurencją miedzy samymi
bankami. Struktura mBanku jest bardzo nowoczesna. Bank rośnie, co
wskazuje, że ma dobrą ofertę produktową w internecie, przyjazny
użytkownikom system i aplikację mobilną — komentuje Michał
Sobolewski.
Siła wzrostu mBanku ma jednak swoją cenę. Tą ceną są względnie niskie
opłaty i typ klientów jakim udziela kredytów.
— Z porównania ROE mBanku i innych wynika, że mBank odstaje in minus od
sektora, czego przyczyną jest brak możliwości wypłacania dywidendy w
ostatnich latach. Jest gorszy nawet od Millennium. Koszty finansowania
ma jednak niższe od Millennium, co oznacza, że od strony depozytowej o
rynek szczególnie nie walczy. Głównym powodem mniejszej rentowności są
koszty ryzyka i relatywnie niski wynik prowizyjny — tłumaczy Maciej
Marcinowski.
Specyficzne ryzyko związane z typem klienta obsługiwanego przez spółkę
objawiło się zresztą w samych kredytach frankowych. „Nabici w mBank”
byli pierwszą grupą, która zakwestionowała zapisy umów
kredytowych w walutowych kredytach hipotecznych.
8 - tyle z 12 rekomendacji od analityków, obowiązujących dla
akcji mBanku, jest negatywnych. Pozostałe są neutralne.