Czy jesteś gotowy zaryzykować utratę sympatii, aby odnieść sukces?
Pamiętacie Larry’ego Davida, twórcę sitcomowych hitów w rodzaju „Kronik Seinfielda”? Pewnego razu poszedł na mecz bejsbolowy na Yankee Stadium w Nowym Jorku. Gdy na boisku nastąpił zastój, kamery skierowano na popularnego artystę. Jego twarz pojawiła się na ogromnych telebimach, a cały stadion zgotował mu owację na stojąco.
Gdy jednak po meczu celebryta poszedł na parking, ktoś wychylił się z auta i krzyknął: „Larry, jesteś do dupy!”. Przez wiele godzin aktor zastanawiał się nad tym, kim jest gość, który jego sukcesy i talent ma za nic. Jakby 50 tys. zachwyconych fanów w ogóle nie istniało – był tylko ten chamski, niegodny uwagi facet.

Dlaczego czyjś negatywny osąd dotyka nas tak mocno, że natychmiast tracimy całą pewność siebie? I – co istotniejsze – jak stać się odpornym na bezpodstawną krytykę? Zwłaszcza odpowiedź na to drugie pytanie jest ważna, bo jeśli cudze opinie traktujemy jako miernik naszej wartości, każdy ma nad nami władzę. Nawet zaprzedamy duszę diabłu, byle inni mówili o nas tylko dobrze. A to nasz sukces stawia pod znakiem zapytania.
„Psy szczekają, karawana jedzie dalej” – tak powinniśmy reagować na czyjeś ataki, tymczasem przejmujemy się nimi. Skąd to uzależnienie od opinii innych? Posłuchajmy, co mają na ten temat do powiedzenia psycholodzy ewolucyjni. Nasi żyjący na sawannach przodkowie musieli dbać o to, jak postrzegają ich pobratymcy – tłumaczą. Gdyby stracili ich życzliwość i zaufanie, niechybnie zostaliby wykluczeni z grupy, co oznaczałoby rychłą śmierć z ręki obcych lub w paszczy tygrysa szablozębnego.
Przekleństwo bycia miłym
Konformizm nie jest już kwestią przetrwania, a jednak nadal kieruje zachowaniami ludzi, choć często wynika z tego więcej szkód niż pożytku. Za wszelką cenę chcemy dobrze wypaść w oczach bliźnich, dlatego bez dyskusji spełniamy ich oczekiwania, nie dajemy sobie prawa do złości i niekiedy uśmiechamy się nawet do tych, którzy zasłużyli sobie na tęgie lanie. A potem się dziwimy, że nikt nas nie szanuje i nie ceni. Margaret Thatcher miała rację: „Jeżeli jesteś nastawiony na to, żeby wszyscy cię lubili, będziesz gotowy poświęcić wszystko każdego dnia i niczego nie osiągniesz“.
Pamiętaj, że masz prawo:
• nie ulegać innym,
• odpoczywać,
• pracować zgodnie ze swoim rytmem,
• myśleć inaczej,
• nie tłumaczyć się,
• myśleć o sobie,
• mówić NIE.
Na podstawie: Jacques Regard „Stop manipulacji"
Potrzeba bycia kochanym, akceptowanym sprawia, że stajemy się więźniami swojej uprzejmości. Na szczęście jest to choroba uleczalna, o czym świadczy przypadek niemieckiej pisarki Alexandry Reinwarth. Dużo czasu zajęło jej zrozumienie, że może przestać być miła i zacząć stawiać na swoim, nie będąc przy tym suką, ale w końcu wybiła się na niezależność.
Asertywna rewolucja zaczęła się od spontanicznego okrzyku: „Pieprzyć to!” – który stał się tytułem książki tej bestsellerowej autorki. Jak zaznacza, zwykle „nie szasta na lewo i prawo zaproszeniami do życia płciowego”. Co więc sprowokowało ją do użycia niecenzuralnego słowa? Powodem była jej koleżanka Kathrin, jedna z tych, które uważają, że świat kręci się wokół nich i wysysają cię jak pijawka. Alexandra była zawsze na zawołanie swojej znajomej. Kiedy ta wyjeżdżała na urlop, zajmowała się jej psem, podlewała jej kwiatki i dosypywała soli do basenu z morską wodą. Choć kobieta opływała w luksusy, jej narzekaniom nie było końca. Wreszcie Reinwarth postanowiła: Kathrin musi odejść!
Zerwanie przyjaźni przyniosła jej taką ulgę, że zdecydowała się pójść za ciosem. Ze swojego życia zaczęła wykreślać wszystko, czego nie znosiła, z toksycznymi relacjami na czele. A wybijanie się na wolność potraktowała jako wspaniałą przygodę. Choć przynajmniej na początku nie szło to Aleksandrze nawet w połowie tak łatwo jak jej koledze z pracy. Ole nie należy do żadnej grupy na Whatsappie ani nie przychodzi na firmową wigilię, gdy nie ma na to ochoty. Mimo to cieszy się powszechną sympatią, ma wspaniałą rodzinę i wielu przyjaciół. Nie pomoże nikomu w przeprowadzce, a i tak wszyscy go lubią. Kiedy ktoś prosi, by rzucił okiem na jego tekst, Ole odmawia – i nikt nie ma mu tego za złe.

„Wolałbyś być najlepszym kochankiem na świecie, którego wszyscy uważają za najgorszego? Czy raczej najgorszym kochankiem, ale uznawanym przez cały świat za najlepszego?“ – pyta mędrzec z Omaha, wskazując na różnicę między wewnętrznym a zewnętrznym schematem oceny (ang. inner scorecard i outer scorecard). Ewolucja tak nas ukształtowała, że przeceniamy cudze opinie na nasz temat i stajemy się niewolnikami własnej reputacji. Lęk przed tym, że inni nas skrytykują, oczernią lub obrzucą stekiem wyzwisk, sprawia, że mentalnie tkwimy w epoce kamiennej. Poczucie, że musimy zadowalać innych, może zdusić w zarodku twoje i moje dobre życie. Warto więc nabrać większego dystansu zarówno do pochwał, jak i połajanek. Jeśli już czymś się przejmować, to tym, co sami myślimy o sobie.
Szkopuł w tym, że tylko mały odsetek ludzi postępuje jak Ole – większości z nas zachowania asertywne przychodzą z trudem. Dobra wiadomość brzmi: nawet najwięksi byli uzależnieni od akceptacji innych, a później nauczyli się stawiać na swoim. Oprah Winfrey dopiero po skończeniu 40 lat przestała się przejmować tym, co ludzie o niej pomyślą, jeśli zacznie mówić „nie”. Wcześniej różni ludzi prosili ją o pieniądze, a ona bez zastanowienia wyciągała książeczkę czekową. Miało to związek z jej naznaczonym przemocą dzieciństwem, które zaowocowało lękiem przed odrzuceniem.
Ostatecznie celebrytka odkryła źródło swojego problemu. Odtąd trzyma na swoim biurku życiowe motto: „Nigdy więcej dla nikogo nie zrobię nic, do czego nie mam całkowitego przekonania. Nie będę chodziła na spotkania, dzwoniła, pisała listów, sponsorowała ani uczestniczyła w żadnej działalności, jeśli nie utożsamię się z nią każdą cząstką mojej istoty. Chcę być prawdziwa dla samej siebie i z taką intencją będę postępowała”.
Nie opłaca się być tchórzem
Spójrzmy prawdzie w oczy: Oprah jest bogata i sławna, a Ole ponadprzeciętnie zdolny, co daje im ogromną swobodę w trwaniu przy swojej niezależności. Ale czy to znaczy, że zwykli ludzie muszą nadskakiwać klientom, tańczyć jak zagra szef i przytakiwać przyjaciołom, bo w przeciwnym razie ci usuną ich ze swojej paczki? Nie bądźmy naiwni: odwaga kosztuje. Wszyscy znamy kogoś, kto za swoją asertywność został ukarany zwolnieniem z pracy, zablokowaniem awansu lub krytyką dużo dotkliwszą niż ta, która spotkała Larry’ego Davida? Nonkonformizm może oznaczać porażkę. Ale tylko na krótką metę. W perspektywie długofalowej często przekłada się na sukces. Karierę ostatecznie robią ludzie odporni na krytykę, wewnątrzsterowni, z charakterem. A kto z obawy przed odrzuceniem ulega innym, może i jest lubiany, ale czy ktokolwiek traktuje go poważnie? Wątpliwa sprawa.
Jak długo jeszcze będziemy przejmować się tym, co inni o nas mówią? Pieprzyć to!
Nie bronimy swych racji, bo:
• nie chcemy, by ktoś poczuł się urażony,
• nie chcemy nikogo rozczarować,
• nie chcemy, aby ktoś uważał nas za egoistów,
• chcemy się wydawać wartościowi,
• nie lubimy konfliktów,
• nie doceniamy samych siebie,
• jesteśmy ofiarami emocjonalnego szantażu,
• mamy nawyk zadowalana innych,
• chcemy być lubiani.
Na podstawie: Damon Zahariades „Sztuka mówienia NIE"