PB: Co się dzieje w niemieckiej gospodarce?
Stefan Wolf, prezes Gesamtmetall, niemieckiego związku przemysłu metalowego i elektrotechnicznego: Problemem jest to, że nic się nie dzieje. Mamy w praktyce do czynienia z największym kryzysem gospodarczym w Niemczech od 75 lat. Mamy głębokie problemy strukturalne, których konsekwencją jest recesja. Dużym problemem są wysokie ceny energii, które są rezultatem polityki nie tyle obecnego rządu, co poprzedniego - pani Merkel polegała na tanich surowcach od jej przyjaciela Władimira Putina, co skończyło się wraz z wybuchem wojny w Ukrainie. Dla naszej branży, czyli przedsiębiorstw energochłonnych, to szczególnie dotkliwe. Mamy też zdecydowanie zbyt wysokie podatki, zbyt wysokie składki na ubezpieczenia społeczne, gigantyczne koszty biurokracji i do tego wszystkiego problemy z jakością edukacji, w którą przez ostatnich 10-15 lat inwestowano zbyt mało. Zaniedbaliśmy też infrastrukturę drogową i cyfrową. Efekt jest taki, że niemieckie firmy nie inwestują w Niemczech - robią to w USA, gdzie warunki znacznie się poprawiły dzięki Inflation Reduction Act prezydenta Bidena, a także w krajach Europy Wschodniej: Polsce, Czechach, Rumunii, Bułgarii czy Słowenii. Nie robią tego tylko z powodu niższych kosztów pracy, bo z tym byśmy sobie poradzili. Chodzi o to, że tam otoczenie bardziej sprzyja inwestycjom.
Dużym problemem są wysokie ceny energii, które są rezultatem polityki nie tyle obecnego rządu, co poprzedniego - pani Merkel polegała na tanich surowcach od jej przyjaciela Władimira Putina, co skończyło się wraz z wybuchem wojny w Ukrainie.
To czynniki wewnętrzne, a zewnętrzne? Niemcy nie mają problemu np. z konkurencją z Chin? Może potrzebują polityki protekcjonistycznej?
My jesteśmy zwolennikami wolnego handlu. Dla Niemiec jednym z najważniejszych sektorów jest przemysł motoryzacyjny. Chiny są największym rynkiem na świecie pod względem sprzedaży samochodów, drugie są USA, a Europa - jako całość - jest dopiero trzecia. Cła na chińskie auta nie są żadnym rozwiązaniem, raczej mnożą problemy. Gdy jeszcze przed pandemią jeździłem do Chin, to tak na oko 30 proc. samochodów na ulicach Szanghaju było niemieckich. Teraz, jak szacuję - 10 proc. Tracimy ten rynek i grozi nam, że w efekcie celnej polityki Donalda Trumpa zaczniemy tracić również rynek amerykański. I niczym nie będziemy w stanie tego zastąpić, bo popyt w Indiach, na które mocno liczono jeszcze w poprzedniej dekadzie, wcale znacząco nie rośnie. Chińska klasa wyższa uwielbia niemieckie samochody, zwłaszcza luksusowe, na których generuje się najlepsze marże. A czy w Europie jest popyt na chińskie samochody elektryczne? To margines. Dlatego cłami na chińskie produkty bardziej zaszkodzimy sami sobie. Oczywiście musimy chronić się przed konkurencją z ich strony i to się dzieje - mamy wciąż technologie, których oni nie mają i których nie są w stanie skopiować, a nasze firmy same już wiedzą, że nie wprowadza się kluczowych technologii w Chinach, bo po kilku latach będzie je kopiować każdy tamtejszy producent.
Czy liczy pan, że w tym roku w gospodarce niemieckiej nastąpi ożywienie?
Dziś naprawdę wszystko zależy od wyniku wyborów. Jeśli CDU będzie główną partią koalicyjną, to pewnie wszystko pójdzie szybciej, bo ich pomysły są w dużej mierze podobne do postulatów biznesu. Gorzej, jeśli będzie musiała powstać wielka koalicja z SPD, której podejście jest inne. Ludzie w Niemczech boją się utraty pracy, boją się, że zbiednieją i chcą zmian. Czytałem ostatnio sondaż, z którego wynikało, że zmian oczekuje 89 proc. społeczeństwa - i tylko 18 proc. wierzy, że te zmiany nastąpią. Poziom frustracji jest duży i jeśli nowy rząd nie da nadziei na lepszą przyszłość, to w 2029 r. AfD dostanie 35-40 proc. głosów.
Może Niemcom potrzebny jest ktoś w rodzaju Donalda Trumpa?
Myślę, że wiele instynktów Donalda Trumpa w kwestiach gospodarczych jest słusznych, ale jednocześnie ma mnóstwo szalonych pomysłów - jego podejście do migracji czy respektowania umów międzynarodowych jest całkowicie błędne. Dlatego nie da się odpowiedzieć jednoznacznie na takie pytanie.
Co do Zielonego Ładu - on powinien zostać zrewidowany w dosłownie wszystkich punktach, bo jest projektem zideologizowanym. Nikt rozsądny nie przeczy, że mamy do czynienia ze zmianami klimatu i musimy inwestować w czyste technologie. Sposobem na to nie jest jednak wyznaczanie precyzyjnych dat wycofania w Europie technologii, na które jest popyt, bez patrzenia na to, że reszta świata odpowiada za znacznie więcej emisji.
To co powinien zrobić nowy niemiecki rząd?
Musi inwestować w infrastrukturę, która w wielu obszarach jest okropna. Potrzebna jest też deregulacja, redukcja podatków i różnych opłat. Ceny energii są wysokie m.in. ze względu na wliczanie do nich opłat na budowę sieci - a tam inwestycje są potężne, bo wiatraki mamy na północy, a przemysł energochłonny na południu i trzeba je połączyć. Biznes, zwłaszcza mały i średni, potrzebuje subsydiów i ulg podatkowych - to do niego powinna być kierowana pomoc, a nie np. na sprowadzanie fabryki Intela, który ostatecznie zrezygnował z jej budowy. Budżet to wytrzyma - Niemcy nie mają problemu z przychodami, tylko z wydawaniem, z hierarchią priorytetów tego, w co należy inwestować.
Może trzeba zmienić europejski Zielony Ład?
W Brukseli problem z biurokracją jest jeszcze większy niż w Niemczech, ale to nie jest coś, czego nie można zmienić - jeśli pojawi się presja ze strony takich państw, jak Niemcy, Francja czy Włochy to i nastawienie w Brukseli się zmienia. Już zresztą widać to teraz w europarlamencie, gdzie jest więcej konserwatystów.
Co do Zielonego Ładu - on powinien zostać zrewidowany w dosłownie wszystkich punktach, bo jest projektem zideologizowanym. Nikt rozsądny nie przeczy, że mamy do czynienia ze zmianami klimatu i musimy inwestować w czyste technologie. Sposobem na to nie jest jednak wyznaczanie precyzyjnych dat wycofania w Europie technologii, na które jest popyt, bez patrzenia na to, że reszta świata odpowiada za znacznie więcej emisji. W tym kontekście potrzebujemy dużych pieniędzy na inwestycje w zielone technologie, w których możemy stać się światowym liderem - tak, jak byliśmy i wciąż jesteśmy w dziedzinie silników spalinowych.