Notowane na Catalyst spółki muszą w tym roku wykupić papiery dłużne za ponad 6 mld zł, ale jeśli pominąć BGK i euroobligacje PKO BP, kwota ta spada do 1,58 mld zł, co jest wynikiem zbliżonym do tego z lat poprzednich. Wartość szacowanych przez nas wykupów z poważnym ryzykiem niepowodzeniato 65-90 mln zł, co stanowi od 4,1 do 5,7 proc. wygasających emisji.
Jeśli pójść o krok dalej i pominąć także obligacje niedostępne dla inwestorów detalicznych, czyli znajdujące się wyłącznie w obrocie na rynku hurtowym BondSpot, to planowana wartość wykupów maleje do 594 mln zł, a problemów ze spłatą należy oczekiwać przynajmniej dla co dziesiątego złotego, należnego obligatariuszom w dniu wykupu (10,9-15,2 proc.).
Prawdopodobnie oczy inwestorów na Catalyst najbardziej będą w tym roku zwrócone na e-Kancelarię oraz Uboat-Line. Tą pierwszą czeka prawdziwy maraton wykupów, który rozpocznie się w lutym i potrwa aż do końca roku, ale bez kolejnej sprzedaży aktywów lub pozyskania inwestora spółka może nie dotrwać do tego czasu. Entuzjazmu inwestorów na propozycję rolowania zadłużenia nie może spodziewać się także Uboat-Line.
Przekonani o nadchodzących problemach są także obligatariusze Instalexportu, który w ubiegłym roku nie spłacił dwóch serii papierów dłużnych. Spółkę uratować może jedynie sprzedaż gruntów. Umowa przedwstępna jest już podpisana. Cierpliwość inwestorów prawdopodobnie przetestują także choćby Admiral Boats oraz Fast Finance, które będą zmuszone refinansować zadłużenie.
Obie są już po wstępnych rozmowach z inwestorami. Ale podmiotów, które wyciągną rękę po emisje refinansujące, jest znacznie więcej, bo z każdym rokiem rośnie — nie zawsze słuszne — przekonanie emitentów, że obligacje to bardziej alternatywa dla kredytu obrotowego niż inwestycyjnego.
Tymczasem rację mają ci, którzy są w stanie wypracować przynajmniej znaczną część pieniędzy potrzebnych do spłaty i refinansowanie wybierają nie z konieczności, ale jako bardziej efektywny sposób finansowania działalności.