Nowa ustawa może zmienić układ sił między oraganizatorami gier losowych

Aneta Królak
opublikowano: 1999-04-15 00:00

NOWA USTAWA MOŻE ZMIENIĆ UKŁAD SIŁ MIĘDZY ORGANIZATORAMI GIER LOSOWYCH

Ministerstwo Finansów rozważa możliwość powierzenia organizacji loterii i gier liczbowych tylko jednemu podmiotowi

Przygotowywany przez Ministerstwo Finansów projekt nowelizacji ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych może zupełnie zmienić układy na rynku gier. Spółki wykonujące monopol państwa muszą pomyśleć o współpracy, aby nie zostać zepchnięte na margines przez podmioty zagraniczne.

Opracowywany projekt nowelizacji oprócz dopuszczenia na rynek gier firm zagranicznych, zakłada m.in., że monopol państwa w zakresie gier liczbowych i loterii pieniężnych będzie wykonywał tylko jeden rodzimy podmiot. Nie zostało jeszcze sprecyzowane, której z dwóch spółek (Totalizator Sportowy oraz Polski Monopol Loteryjny) działających na rynku zostanie odebrany monopol. Ministerstwo Finansów stoi na stanowisku, że nie znajduje ekonomicznego uzasadnienia dla budowania konkurencyjnej sieci do tej, w której już można nabyć zarówno kupony, jak i losy. Totalizator Sportowy stara się poszerzyć zakres swojej działalności i w najbliższym czasie rozpocząć sprzedaż losów loteryjnych. Wedle wstępnych szacunków, nie będzie ona przynosiła prowadzącemu oczekiwanych zysków przez najbliższe trzy lata. Rynek loterii podupadł, potrzeba czasu i odpowiedniej promocji, aby odzyskać zaufanie potencjalnych graczy.

Żeby dwoje chciało

Wstępne wersje projektu nowelizacji zakładają również poszerzenie katalogu gier, które mogłyby być urządzane na podstawie zezwolenia MF. W chwili obecnej nie ma możliwości wydania pozwolenia na zorganizowanie gry, która nie została wymieniona w ustawie. Poza tym ministerstwo stoi na stanowisku, że należałoby uregulować rynek konkursów audiotele, które przez grającą część społeczeństwa traktowane są jako swoisty hazard.

Wedle oceny Totalizatora Sportowego, na rynku jest miejsce dla dwóch podmiotów wykonujących monopol państwa. Jednak, podobnie jak MF, za zbędne uważa tworzenie drugiej sieci. Przedsięwzięcie takie mogłoby doprowadzić do niezdrowej konkurencji. Prezes Totalizatora twierdzi, że oba podmioty powinny ze sobą współpracować. Można do tego wykorzystać istniejącą już sieć punktów sprzedaży kuponów lotto.

— Rywalizacja w sytuacji, gdy mogą się zmienić podstawy prawne funkcjonowania na rynku gier zakrawa na absurd. Dopuszczenie zagranicznych firm, które na podstawie zezwolenia MF będą mogły organizować gry nie objęte monopolem państwa, stworzy silną konkurencję. Poza tym ustanowienie jednego podmiotu wykonującego monopol postawi pod znakiem zapytania umowy, które PML podpisał z zagranicznymi partnerami, jeżeli rzeczywiście taki fakt miał miejsce — ocenia Sławomir Sykucki, prezes Totalizatora Sportowego.

Umowy widma

Polski Monopol Loteryjny stara się nawiązać współpracę z amerykańskim koncernem AWI, który miałby pomóc rozwinąć polski rynek loterii. Od partnerów zza oceanu PML oczekuje sfinansowania budowy sieci sprzedaży losów i zainstalowania odpowiedniego systemu teleinformatycznego, który umożliwi rejestrację ich sprzedaży. Jednak nie do końca pozostaje jasne, czy współpraca, o której mówi prezes Jacek Bednarowicz, została nawiązana, czy też pozostaje w fazie przygotowań. Tu zdania poszczególnych stron różnią się diametralnie. Prezes PML twierdzi, że rozmowy jeszcze trwają i być może zostaną zakończone w ciągu najbliższych tygodni. Natomiast według przedstawicieli AWI, umowa została podpisana i weszła w życie 5 lutego 1999 r. Renegocjacje warunków wspomnianej umowy zostały zakończone 30 marca i zaowocowały nową formą kontraktu.

Powstaje wobec tego pytanie, dlaczego prezes Bednarowicz nie przyznaje się do tego, iż podpisał jakąkolwiek umowę, ani do tego, że podobnie zachował się w przypadku włoskiej firmy IDC, z którą 8 sierpnia 1997 roku podpisał kontrakt na analogiczne usługi. Nie doszło jednak do jego realizacji. Prezes Bednarowicz utrzymuje, że umowa nie mogła wejść w życie z winy IDC. Dlaczego, wobec powyższego, PML nie podjął pieniędzy (1 mln USD), które stanowią gwarancję realizacji roszczeń wobec IDC. Zaskakujący jest również fakt, że AWI zdecydowała się po doświadczeniach IDC na podjęcie rozmów z PML. Całość sprawy powinna być im doskonale znana ze względu na to, że obie firmy reprezentuje Tomasz Chalimoniuk (wiceprezes w IDC, konsultant ds. loterii w AWI).

Również Ministerstwo Finansów nie oceniło pozytywnie umowy z IDC. Wytknęło PML, że zbyt wiele kompetencji przekazuje partnerowi, który właściwie staje się wykonawcą monopolu.

Prezes na zagrodzie

Polski Monopol Loteryjny wygrywa kolejne rozprawy w Naczelnym Sądzie Administracyjnym przeciwko Ministrowi Finansów. Zaskarżył wstrzymanie zatwierdzenia regulaminu nowych loterii. Wedle obowiązującej ustawy, ministrowi nie przysługuje prawo wydawania zgody na ich organizowanie. W tym wypadku monopol loteryjny w Polsce pozostaje bez odgórnego regulatora. Prezes PML może decydować o charakterze gry wedle własnego uznania. Można spekulować, że decyzje o wstrzymywaniu kolejnych regulaminów są efektem wykrytych nieprawidłowości w działaniu PML podczas kontroli NIK-u. Z raportu przeprowadzonej kontroli wynika, że spółka wykonująca monopol państwa, powierza dystrybutorom wykonywanie czynności związanych z prowadzeniem gry bez zgody Ministra Finansów (90 proc. emisji losów loterii sprzedawanych jest przez Totolotek SA, więc PML nie kontrolował przebiegu loterii, a monopol właściwie wykonywała spółka dystrybucyjna), dokonywała zmian emisji losów, puli wygranych i dystrybucji. Poza tym w trakcie kontroli stwierdzono, że PML nie posiadał kapitału przeznaczonego do natychmiastowej wypłaty wygranych. Były również przypadki wypłacania wysokich wygranych w ratach. Ponadto sposób wypłat wygranych realizowanych przez PML wskazywał, że niektóre wyższe wygrane były wypłacane bez pisemnego zgłoszenia wygranej, co jest niezgodne z postanowieniami regulaminów gier. W toku kontroli ujawniono, iż w każdej loterii PML sprzedaje nie więcej niż 60 proc. emisji losów. Częste są przypadki przedłużania terminu loterii lub dodrukowywnia losów. Może to mieć wpływ na procent ich wygrywalności (w dodatkowych partiach można zamówić tylko losy z niskimi wygranymi). Zdarzały się też przypadki zaginięcia kilku tysięcy losów.

Pomysł na Totalizatora

Często pojawiające się w prasie teksty dotyczące współpracy Totalizatora Sportowego z firmą GTech opatrzone są opiniami anonimowych specjalistów. Prezes Totalizatora Sportowego zapewnia, że z chęcią wyjaśniłby wszelkie wątpliwości czy nawet podjąłby polemikę, gdyby owi eksperci postanowili się ujawnić.

— Trudno jest ocenić GTech. Nie mogę powiedzieć, czy jest najlepszy, z pewnością jest największy. Zarzut, że nie staram się znaleźć lepszego partnera, nie jest poparty rzeczową oceną sytuacji. Sprzęt, który eksploatowany jest w sieci, powinien już być wymieniony na nowy. W wypadku zakończenia współpracy z GTechem nie znajdziemy innych nabywców na stare urządzenia. Tylko oni mogą je odkupić, a następnie sprzedać w krajach, w których rynek gier dopiero zaczyna się rozwijać, np. na Ukrainie. To nie jest sprzęt wysłużony czy ulegający awariom. On zestarzał się „moralnie” — przekonuje Sławomir Sykucki, prezes Totalizatora Sportowego.

Aparaty nowej generacji mogą być wykorzystane także w dosyć nietypowy sposób, np. w przeprowadzaniu referendów. Ponieważ nie mają ograniczenia w postaci określonego formatu papieru, więc mogą rejestrować głosy w badaniach opinii publicznej. Nie ma też żadnych przeszkód, by podawały w trybie natychmiastowym wyniki głosowań. Powstał pomysł by wykorzystać je także do płacenia składek ubezpieczenia OC. Nad tym pomysłem Totalizator pracuje z Citibankiem. Idea musi jednak zostać zatwierdzona przez NBP, który oceni, czy w ten sposób nie powstanie instytucja parabankowa.

— Jednym z zarzutów pod adresem Totalizatora Sportowego jest to, że mamy zbyt mało punktów, w których można zawrzeć zakład. Teoretycznie, w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, powinno być ich blisko 9 tys. Jest 5,3 tys. Nie można tej sieci rozbudowywać w sposób niekontrolowany. Każda budka ma dwuosobową załogę. Koszt jej postawienia i dojście do oczekiwanych obrotów trwa dziewięć miesięcy. I tak w ciągu trzech ostatnich lat liczba punktów zwiększyła się o 100 proc. — ocenia prezes TS.

Odpiera też zarzuty o zbyt wysokie prowizje, które jakoby Totalizator płaci GTechowi.

— Przyznaję, że znam, na tyle na ile jest to możliwe, większość europejskich umów. Dzięki temu mogę określić poziom płaconych przez nas prowizji jako dolne granice stanów średnich. Czyli wszelkie pomówienia o płaceniu haraczu czy niewolniczej zależności od GTechu nie mają odbicia w rzeczywistości. Nigdy w umowie nie było punktów, które mówiłyby o bezwarunkowym przedłużaniu kontraktu z GTech po zakupie kolejnych terminali czy o konieczności nabycia od tej firmy zestawów agenta — twierdzi Sławomir Sykucki.