Obraz konsolidacji będzie zależał od czterech firm

Karol Jedliński
opublikowano: 2006-10-23 00:00

Nie jesteśmy samotną wyspą. Światowe trendy konsolidacyjne coraz wyraźniej widoczne są i w polskim hutnictwie.

Właścicielami większości polskich hut są już wielkie zagraniczne koncerny. Jedynie kilka mniejszych zakładów należy do rodzimych inwestorów lub skarbu państwa. Taki stan rzeczy odpowiada globalnym tendencjom. Arcelor-Mittal ma blisko 80 proc. rynku produkcji stali w Polsce, a resztę tego rynku tworzy tak naprawdę pozostała trójka potentatów — CMC Steel, Celsa i Związek Przemysłowy Donbasu. Dlatego też dalsze losy konsolidacji branży hutniczej będą zależały od ogólnoświatowych planów tych graczy. A ci będą szukali recepty na jak największe zarobki. Co je gwarantuje?

— Huty szukają obszarów, z których mogą generować dodatkowe marże. Dlatego chcą integrować nie tylko produkcję, ale także stają się aktywniejsze m.in. na rynku zbioru i dystrybucji złomu — mówi Marcin Godlewski, konsultant w Roland Berger Strategy Consultants.

Jednocześnie, zwiększając swoje udziały w firmach dystrybucyjnych, mogą włączyć polskie firmy w światową sieć dostaw. Oznacza to nie tylko ułatwienia logistyczne, ale też racjonalizację kosztów. Na taki ruch zdecydował się już m.in. Mittal, który po niedawnym przejęciu Arcelora został największym producentem stali na świecie. Koncern Arcelor-Mittal ma udziały w Stalprofilu, jednym z największych dystrybutorów stali w Polsce. Oprócz tego nowo powstały potentat może korzystać z sieci dystrybucji stworzonej przez Arcelora.

Zajęci globalizacją

Na razie światowi gracze byli zbyt zajęci integracją na poziomie produkcji, by tworzyć konkretne plany co do rynku dystrybucji w Polsce. Ale i tu, jeśli popatrzyć na inne kraje, zmiany są nieuniknione. W Niemczech pięciu największych dystrybutorów ma 50-procentowy udział w rynku, w Hiszpanii — 45-procentowy. We Francji ten wskaźnik wynosi ponad 70 proc. Tymczasem najwięksi polscy dystrybutorzy mogą w sumie pochwalić się jedynie 20-procentowym udziałem.

— Lokalne firmy będą musiały połączyć siły, by stawić czoła silnym kapitałowo podmiotom z UE — uważa Andrzej Ciepiela, dyrektor Polskiej Unii Dystrybutorów Stali (PUDS).

Rynki dojrzałe charakteryzują się wskaźnikiem zaopatrzenia przez dystrybutorów i centra serwisowe na poziomie co najwyżej 65 proc., dla rozwijających się jest to blisko 50 proc.

Prawie 60 proc. sprzedaży stali w Polsce odbywa się przez pośredników — dodaje Andrzej Ciepiela.

Ci, którzy martwią się o polską przedsiębiorczość, mogą spać spokojnie. Czarne prognozy, mówiące o polskim rynku dystrybucji zdominowanym przez powiązane z hutami spółki, nie mają pokrycia w faktach. W Europie połowę dystrybutorów stanowią małe i średnie, regionalne firmy. W tym kontekście globalizacja, dostęp do nowych rynków, będzie dla tego sektora szansą na większe zyski. Tym samym da możliwość uzyskania środków na inwestycje. A te są niezbędne, jeśli dystrybutorzy i centra serwisowe chcą konkurować z ponadnarodowymi hurtownikami.

Dozbrajanie małych

Mniejsi dostawcy swoją renomę w Europie Zachodniej zdobyli głównie dzięki wysokiej jakości obsłudze, elastyczności i umiejętności budowania relacji z klientem. A do tego trzeba nowoczesnych maszyn i wyszkolonych kadr.

— Opanowanie rynku sprzedaży przez kilku wielkich producentów stali nigdzie się nie udało, więc nie sądzę, aby Polska miałaby być tu wyjątkiem — uspokaja dyrektor PUDS.

Jedynie połowa rynku dystrybucji pośredniej na naszym kontynencie należy do dystrybutorów powiązanych z hutami czy do wielkich grup międzynarodowych. Obie grupy stalowych hurtowników zapowiadają, że łatwo nie oddadzą rynku, i zaczynają planować, jak umiejętnie inwestować owoce obecnej hutniczej hossy. Wygląda na to, że konsolidacja rynku nie będzie niosła jedynie zwiększenia kapitału poszczególnych podmiotów. Niejedno przedsiębiorstwo już zaczęło „dozbrajać się” w nowocześniejszy sprzęt do obróbki metalu, inne rozglądają się za partnerami, którzy wsparliby je w takich działaniach.

— Zwiększona kapitalizacja powinna przemieniać się w know-how, rozwój kultury organizacyjnej i innowacyjność — uważa Andrzej Ciepiela.

Droga rozwoju

Do tego, że trzeba się rozwijać wraz z rosnącym rynkiem, nikogo nie trzeba przekonywać. Pozostaje wybór jednej z dróg do celu: fuzje, przejęcia, szukanie inwestora strategicznego lub wejście na giełdę. Głównie tym ostatnim sposobem w posiadanie kilku spółek z branży wszedł Roman Karkosik. Dziś jest właścicielem Impexmetalu, za pomocą którego kontroluje m.in. Hutmena, Hutę Metali Nieżelaznych Szopienice czy Walcownię Metali Dziedzice. I całkiem nieźle na tym zarabia — w zeszłym roku Impexmetal przyniósł ponad 53 mln zł zysku. Ostatnio toruński inwestor kupił mniejszościowy pakiet akcji Huty Ferrum.

— Działania Romana Karkosika pokazują, że chce kontrolować cały łańcuch produkcji i dystrybucji stali, tak by maksymalizować zyski — zauważa Marcin Godlewski.

Nawet jeśli taka strategia się powiedzie, to ciągle Impexmetal czy działający w podobny sposób Złomrex będą musiały liczyć się ze zdaniem międzynarodowych koncernów. Złomrex, zaczynający od skupu metali, poważnie myśli o stworzeniu silnej grupy dystrybucyjno-zakupowej. Dlatego też kupił ponad połowę akcji Centrostalu Gdańsk, a wcześniej przejął Centrostal Górnośląski i nabył udziały w Centrostalu Opole. Do tej listy trzeba też dopisać Walcownię Blach i Hutę Stali Jakościowych z Grupy Stalowa Wola. W sumie ostatnie zakupy kosztowały Złomrex ponad 100 mln zł.

— Dzięki temu będziemy bardziej konkurencyjni na coraz trudniejszym rynku. Duży może więcej — argumentuje Przemysław Sztuczkowski, prezes Złomreksu.

Dobre notowania

Korzyści wynikające z dobrze przeprowadzonych przejęć i fuzji są zachęcające. Rosną przychody spółki, jej możliwości finansowe, poszerza się asortyment usług i produktów. Można pozwolić sobie na podniesienie marż handlowych. Inną zaletą współpracy między firmami z branży jest możliwość tworzenia grup zakupowych. To pozwala uzyskiwać niższe ceny u producentów. Dla spółek niepowiązanych kapitałowo takie rozwiązanie nie jest nowością. Grupa Polska Stal (PGS) przez kilka lat praktykowała taki sposób zaopatrzenia. Tu jednak nie udało się uzyskać pożądanego efektu skali, z racji nielojalności poszczególnych członków PGS. Skuteczniejsze jest więc stworzenie wpierw powiązań kapitałowych między poszczególnymi firmami. Według dyrektora PUDS, na rynku jest kilka poważnych firm, które mają ciekawe plany inwestycyjne. Inwestora strategicznego poszukuje Sambud-2, z kolei giełdowy Drozapol-Porfil wyemituje kolejne 10 mln akcji, z których uzyska kilkadziesiąt milionów złotych. Na co je przeznaczy? Oczywiście na akwizycje, np. na to, by przejąć kontrolę nad legnickim Cynk-Malem.

Swoją strukturę chcą także powiększać Stalprofil i Złomrex.

— Giełda obecnie optymistycznie przyjmuje spółki z branży stalowej, a ubezpieczyciele chętnie angażują się w transakcje na tym rynku, uważając go za bardzo przejrzysty, zdrowy finansowo —podkreśla Andrzej Ciepiela.

Konkurencja ze Wschodu

Dodatkowym impulsem do działania dla branży może być dodatkowa konkurencja, czyli import stali ze wschodniej Europy. W tym roku limit przyznany Rosji przez UE na import np. blachy gorącowalcowanej wzrósł z 940 do 996 tys. ton. Dla Ukrainy kontyngent wzrósł o 10 proc., z 154 do 169 tys. ton. Część tej stali z pewnością trafi także do Polski.

A co z polskimi hutami? Nasz rynek wobec dominacji Arcelo- ra-Mittala wydaje się „pozamiatany”...

— Małym, niezależnym od koncernów hutom będzie coraz trudniej. Duzi producenci mają know-how, mogą wspierać swoje oddziały zastrzykami finansowymi, wiedzą technologiczną czy doświadczeniem produkcyjnym i sprzedażowym — zaznacza Marcin Godlewski.

Przykład? Rok po przejęciu przez Arcelora, Huta Warszawa zwiększyła swoją sprzedaż o 66 proc. Przyczyniło się do tego wiele gruntownych optymalizacji i przepływ know-how od nowego właściciela. Z dużym można przecież więcej...