Sytuacja firm transportowych pogarsza się. Prawnicy radzą im nie czekać, aż staną się niewypłacalni.
W tegorocznym raporcie firma Cofas szacuje wzrost niewypłacalności firm
z branży transportowej na ponad 50 proc., a już w II kw. 2020 r.
nadciągnie fala upadłości. Jan Buczek, szef Zrzeszenia Międzynarodowych
Przewoźników Drogowych, powiedział „PB”, że wielu przewoźników już
podjęło decyzję o zaprzestaniu działalności od przyszłego roku. Jednym z
powodów jest zaostrzenie unijnych przepisów dotyczących usług
transportowych za granicą.
— Dyrektywa wprowadza limit czasowy delegowania pracowników w to samo
miejsce i do tej samej pracy. W wynagrodzeniu pracowników delegowanych
będzie trzeba także uwzględnić wynagrodzenia lokalne, obowiązujące w
miejscu wykonania zlecenia — informuje Marcin Ostaszewski, partner w
kancelarii Mikulewicz Ostaszewski.
Kancelaria zbadała także inne przyczyny branżowych problemów. Z analizy
dokumentacji przewoźników wynika, że istotną przyczyną pogorszenia ich
kondycji finansowej jest to, że zazwyczaj są słabszymi stronami umowy.
Przedsiębiorstwa transportowe często są zobligowane do płacenia wysokich
kar np. za opóźnienia w przewozie, natomiast zleceniodawcy zastrzegają
sobie w umowach możliwość odwołania przewozu, nawet do momentu
rozpoczęcia realizacji. Prawnicy radzą im, by w razie pojawienia się
problemów finansowych nie czekali, aż staną się niewypłacalni, bo
wówczas trudno będzie im wdrożyć postępowanie naprawcze, a niekiedy
nawet ogłosić upadłość.
— Z naszego doświadczenia wynika, że jeśli zasoby dłużnika nie pozwalają
na pokrycie kosztów postępowania upadłościowego i przynajmniej częściowe
zaspokojenie wierzycieli lub wystarczą tylko na koszty związane z
postępowaniem, wniosek o upadłość gospodarczą z dużą dozą pewności
zostanie przez sąd oddalony — podsumowuje Marcin Ostaszewski.
© ℗
Podpis: Katarzyna Kapczyńska