"Naszym celem (...) jest to, aby przede wszystkim cenę energii dla sektora energochłonnego ustabilizować, bo to jest dzisiaj największy kłopot. Nasz cel dla sektora energochłonnego to jest 250 zł za MWh w miejsce 490 zł za MWh, które obowiązują dzisiaj. To jest propozycja, która będzie gwarantowała konkurencyjność dla tych firm" - oświadczył w piątek na konferencji prasowej minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk.
Wiceminister rozwoju Michał Jaros ocenił, że koszt wprowadzenia ceny 250 zł za MWh to ok. 1,5 mld zł rocznie. Ministerstwo chce zaproponować taką cenę dla przedsiębiorstw energochłonnych przez 5 lat. Jak twierdził Jaros, ministerstwu zależy, aby rozwiązanie wprowadzić jeszcze w 2026 r.
Wiceszef MRiT wyjaśnił, że w zamian za tańszą energię z kontraktu różnicowego firmy musiałyby inwestować w odnawialne źródła energii. "To znaczy obniżamy cenę energii elektrycznej dla przedsiębiorstwa energochłonnego, ale w zamian podejmowane są inwestycje właśnie w odnawialne źródła energii" - powiedział. Jak podkreślił Jaros, byłby to drugi tego typu system w UE, po tym wprowadzonym we Włoszech.
Paszyk zwrócił uwagę, że firmy z sektora energochłonnego nie wiedzą obecnie, jakie będą ceny energii w przyszłości, a cena ta jest głównym wyznacznikiem ich konkurencyjności. Minister podkreślił, że przemysł w Polsce tworzą w dużej mierze przedsiębiorstwa energochłonne, tj. głównie branża ceramiczna, cementowa, hutnicza i szklarska.
Wiceminister rozwoju przekazał też, że resort - poza kontraktem różnicowym - chce również przeprowadzić reformę opłaty jakościowej oraz rozszerzyć listę sektorów energochłonnych o kilka innych branż. Opłata jakościowa jest płacona przez odbiorców energii proporcjonalnie do zużycia na rzecz operatora systemu przesyłowego PSE.
Minister Paszyk dodał, że kolejnym rozwiązaniem wprowadzanym dla branży energochłonnej będą przepisy umożliwiające wypłatę firmom energochłonnym zaliczek na poczet rekompensat. Zapisy te znalazły się w ustawie, która czeka na podpis prezydenta. "To przepis przygotowany przez nasze ministerstwo, który przyspieszy wypłatę środków, wypłatę rekompensat dla sektora energochłonnego. Nie będą musieli czekać wiele miesięcy do przyszłego roku" - zaznaczył minister.
Nie wiadomo, co powie na to KE
Henryk Kaliś, prezes Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu poproszony przez PB o komentarz do propozycji resortu rozwoju mówi, że ustawa ograniczająca cenę energii elektrycznej dla przedsiębiorstw energochłonnych na poziomie 250 zł za MWh, oznaczałaby powrót do poziomu cen energii sprzed pandemii Covid i wojny w Ukrainie.
- Od tego czasu jednak wiele się zmieniło w strukturze systemu elektroenergetycznego, co wpływa na poziom cen energii. W systemie elektroenergetycznym mamy więcej źródeł OZE, które produkują energię w cenie ok. 200 zł za MWh. Jednocześnie mamy źródła węglowe, które muszą ponosić koszty zakupu paliwa i cen uprawnień do emisji CO2 – podkreśla.
Zaznacza jednocześnie, że obecny poziom cen dla energochłonnych firm na poziomie ok. 450 zł za MWh, ma tendencję spadkową, mimo to jest nie do zaakceptowania dla energochłonnego przemysłu.
- Dlatego jesteśmy wdzięczni za tę propozycję, bo to może pomóc skutecznie zwiększyć konkurencyjność energochłonnych firm – mówi Henryk Kaliś.
Jego zdaniem poziom cen zaproponowany przez resort, jest zbliżony do cen, z których korzysta przemysł we Francji i Hiszpanii.
Sceptycznie do propozycji ministra Paszyka, odnosi się ekspert rynku energii, który chce pozostać anonimowy.
– Rodzi się pytanie, co powie na to Komisja Europejska, czy zgodzi się na to, aby Polska wprowadziła administracyjnie regulowaną cenę dla przemysłu - ocenia.
W tym kontekście przypomina, że po wybuchu wojny w Ukrainie, wiele krajów w UE, w tym Polska, zdecydowało się na wprowadzenie regulowanych cen energii, ale dla konsumentów.
- Nie wiadomo więc, czy uzyskamy na to zgodę dla sektora przemysłu. Mam jednak nadzieję, że minister, proponując taką ustawę, zasięgnął wcześniej opinii w tej sprawie – podkreśla.
Zwraca uwagę na to, że dla sektora przemysłu, powrót do cen energii sprzed pandemii, oznaczałby formalne zakończenie kryzysu energetycznego.
- Dopóki to nie nastąpi, to on nadal trwa – podsumowuje.