Pekao może być do wzięcia

Właściciel banku sonduje stronę polską, czy jest zainteresowana jego repolonizacją. Żadne decyzje w sprawie sprzedaży nie zapadły — podejmie je nowy szef grupy Unicredit

Pogłoski o planach sprzedaży Pekao, drugiego co do wielkości banku w Polsce, pojawiają się regularnie od lat, ale jeszcze nigdy nie były tak bliskie realizacji jak obecnie. W tym roku już dwukrotnie plotka, że włoska grupa Unicredit, właściciel banku, przymierza się do wyjścia z Polski, zelektryzowała rynek. „Pekao to perełka. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji” — tak w styczniu Luigi Lovaglio, prezes banku, komentował nieoficjalne informacje o rzekomych planach Włochów. Mniej więcej to samo powiedział tydzień temu nagabywany przez dziennikarzy podczas sopockiego forum EKF w Sopocie. Pytania były związane z publikacją agencji Bloomberg z maja, że Unicredit dokonuje strategicznego przeglądu aktywów pod kątem sprzedaży, w tym Pekao (50,1 proc. akcji), Yapi Kredi z Turcji (mniejszościowy pakiet) oraz internetowego Fineco Banku (65 proc.). Z naszych informacji wynika, że analiza biznesów włoskiej grupy jest w pełni. Morgan Stanley, doradca Włochów, już analizuje różne opcje sprzedaży i przygotowuje wyceny. Według naszych informacji, nieoficjalnymi kanałami Unicredit sonduje też zainteresowanie udziałem w repolonizacji Pekao rządu w Warszawie.

KONIEC PEWNEJ EPOKI:
KONIEC PEWNEJ EPOKI:
Pod rządami Federico Ghizzoniego, byłego szefa grupy Unicredit, wcześniej szefa polskiej dywizji w grupie, sprzedaż Pekao nie wchodziła w grę. Zmiana u sterów włoskiej grupy może istotnie wpłynąć na przyszłość biznesu w Polsce.
Bloombrg

Konsolidacja rynku

Na wtorkowej konferencji prasowej przedstawiciele PZU stwierdzili, że polski rynek bankowy czeka konsolidacja, w której udział weźmie 4-5 banków. To zresztą już się dzieje. Jesienią poznamy kupca Raiffeisena, który po wyłączeniu portfela frankowego będzie miał około 40 mld zł aktywów. Według nieoficjalnych informacji, może po niego sięgnąć PKO BP, bank o bilansie 262 mld zł. W razie udanego zakupu zwiększy sumę bilansową do ponad 300 mld zł (wartość aktywów całego sektora wynosi 1,6 bln zł). Gdyby PZU wspólnie z Aliorem (42 mld zł) wzięli udział w licytacji o Pekao (156 mld zł), to aktywa całej grupy przekroczyłyby 200 mld zł. W tyle zostaliby trzeci pod względem wielkości BZ WBK (122 mld zł) oraz czwarty mBank (117 mld zł).

— Jest rzeczą oczywistą, że sprzedając drugi co do wielkości bank na danym rynku, trzeba działać w porozumieniu z lokalnymi władzami. Na razie nie doszło do żadnych, nawet nieformalnych, spotkań osób decyzyjnych. Kontakt utrzymywany jest przez emisariuszy średniego szczebla — mówi anonimowo osoba zbliżona do rządu. Rozmowy mają oczywiście charakter nieoficjalny, ponieważ w Mediolanie, gdzie znajduje się siedziba włoskiej grupy, żadne decyzje w sprawie sprzedaży jeszcze nie zapadły. — Z naszej perspektywy wygląda to tak, że pion M&A włoskiej grupy rozpatruje różne scenariusze, żeby mieć przygotowany pakiet możliwych rozwiązań dla nowego prezesa. Dopiero on będzie podejmował wiążące decyzje — mówi jeden z naszych rozmówców.

Co zrobi nowy prezes

Nazwisko nowego szefa grupy poznamy być może jeszcze w tym tygodniu. Federico Ghizzoni, poprzedni szef, naciskany przez akcjonariuszy, mocno sfrustrowanych spadającą wyceną banku — ponad 40-procentowy spadek od początku roku — i słabym zapleczem kapitałowym banku, 24 maja podał się do dymisji. Ze współczynnikiem kapitałowym 10,5 proc. Unicredit jest najsłabiej skapitalizowanym, ważnym systemowo dla całego europejskiego rynku finansowego, bankiem. W minioną niedzielę jedna z włoskich gazet napisała, że stery największej grupy bankowej we Włoszech obejmie Corrado Passera, były minister przemysłu, a do 2011 r. prezes Intesa Sanpaolo, głównego konkurenta Unicreditu, na włoskim rynku. W reakcji na tę wiadomość na poniedziałkowym otwarciu akcje banku skoczyły o 7 proc., a sesję zakończyły przeszło 4-procentowym wzrostem. Reakcja rynku świadczy o tym, że inwestorzy czekają na zakończenie przedłużającego się bezkrólewia — od czasu dymisji prezesa Ghizzoniego akcje banku potaniały o 21 proc., a przede wszystkim na nowego prezesa i nową strategię. Zmiana na stanowisku szefa grupy może mieć istotne znaczenie sytuacji Pekao. Pod rządami Federico Ghizzoniego sprzedaż banku w ogóle nie wchodziła w grę — ze względów sentymentalnych i biznesowych. Federico Ghizzoni należy do pokolenia włoskich bankierów, którzy w niezwykle krótkim czasie, raptem kilku lat, zbudowali międzynarodową potęgę grupy. Przez kilka lat zarządzał w ramach grupy polską dywizją. Polska na mapie 17 krajów, w których zainwestował Unicredit, jest jednym z najjaśniejszych punktów. Pekao jest doskonale skapitalizowanym bankiem, stabilnym, praktycznie bez franków, regularnie płacącym dywidendę, zapewniającym 6 proc. przychodów całej grupy.

Morgan Stanley, doradca Włochów, już analizuje różne opcje sprzedaży i przygotowuje wyceny.

Patrząc na polski biznes z drugiej strony, to z całej talii zagranicznych inwestycji Unicredit jest asem atutowym, aktywem bardzo cennym, ale też jednym z nielicznych, które można wystawić na sprzedaż. Niesprzedawalne są banki w Niemczech i Austrii, znajdujące się od dłuższego czasu w procesie restrukturyzacji, cięć i zwolnień. Banki grupy Unicredit w krajach Europy Środkowej są za małe, żeby ich spieniężenie zapewniło napływ gotówki w odpowiedniej ilości. Analitycy szacują, że Unicredit musi znaleźć od 5 do 10 mld EUR, jeśli chce solidnie doposażyć się w kapitały.

Trzy scenariusze

Grupa ma trzy sposoby na zebranie pieniędzy: dalsze zaciskanie pasa, emisja akcji, sprzedaż aktywów. Pierwszy scenariusz jest realizowany we Włoszech, Austrii i Niemczech, gdzie tysiące ludzi straciło pracę, ale na razie cięcia głównie generują koszty restrukturyzacji — na efekty trzeba będzie zaczekać. Emisja akcji przy obecnej wycenie, która na wczorajszym zamknięciu po kolejnym dniu spadku zbliżyła się do 2,53 EUR, czyli 44 proc. poniżej kursu z końca roku, jest zadaniem niezwykle trudnym. Poprzednie dokapitalizowanie poprzez giełdę z 2012 r. w wysokości 7,5 mld EUR udało się przeprowadzić tylko dzięki temu, że grupa zaoferowała 43-procentowe dyskonto. Poza tym trzy lata temu bank był w lepszej sytuacji. Dzisiaj wskaźnik cena/wartość księgowa grupy wynosi tylko 0,31. Dla porównania: Pekao notowany jest ze wskaźnikiem P/BV 1,81. Zdaniem analityków, najbardziej prawdopodobną ścieżką, którą wybierze nowy zarząd, jest sprzedaż aktywów. Wpływy ze zbycia Pekao, Yapi Kredi oraz Fineco Banku szacowane są na około 7 mld EUR. Tak to wygląda w Excelu. Realizacja planu jest znacznie trudniejsza. Prawdopodobnie nie zabrakłoby chętnych na Yapi Kredi w Turcji, czwartą co do wielkości instytucję kredytową w tym kraju, o kapitalizacji przekraczającej 26 mld zł, instytucję szybko rosnącą na perspektywicznym rynku. Tyle że Unicredit ma tylko mniejszościowy pakiet akcji banku, które ponadto kontroluje poprzez joint venture założone z turecką grupą KOG. Należy do niej 82 proc. akcji Yapi. Poza tym bank wyceniany jest obecnie poniżej wartości księgowej (P/BV 0,8).

Oko na Mediolan

Teoretycznie najłatwiej byłoby sprzedać Pekao, bank o kapitalizacji blisko 40 mld zł, z czego połowa należy do grupy Unicredit. Otwarte jest jednak pytanie, kto jest w stanie go kupić, a niewielu inwestorów może wyłożyć 4 mld EUR na bank w Polsce. Takim potencjałem dysponuje BNP Paribas, największy bank w Europie, o bilansie kilkakrotnie większym od PKB Polski. Z nieobecnych w Polsce inwestorów zainteresowani mogliby być Hiszpanie z BBVA, Chińczycy (którzy na razie nie wykazują oznak zainteresowania, ale może coś się zmieni po wizycie w Polsce przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej), a być może na powrót na drugą stronę Bałtyku zdecydowałyby się też silne banki skandynawskie. Gdyby do sprzedaży rzeczywiście doszło, to, jak twierdzą nasi rozmówcy, kwestia funduszy miałaby wtórne znaczenie.

— Transakcja tej wielkości, dotycząca drugiego co do wielkości banku, musi być prowadzona w porozumieniu nie tylko z lokalnym regulatorem, ale również czynnikami politycznymi. Przy nastawieniu obecnego rządu do zagranicznego kapitału zadanie może być trudne — mówi nam jeden z naszych rozmówców. Kto jak kto, ale Unicredit wie o tym najlepiej, bo to na skutek sprzeciwu poprzedniegorządu PiS nie udało się przeprowadzić pełnego połączenia Pekao z Bankiem BPH, a negocjacje w sprawie dokonania fuzji, a następnie wydzielenia tzw. małego BPH trwały miesiącami. Według naszych źródeł, świadomi nastrojów w Polsce, ale też znając przychylność rządu do projektu repolonizacji sektora bankowego, Włosi sondują szanse realizacji takiego scenariusza, gdyby decyzja o sprzedaży Pekao zapadła. Najbardziej prawdopodobnym kupcem Pekao jest kontrolowana przez państwo instytucja finansowa. Z licytacji wykluczony jest PKO BP, gdyż nie jest w stanie skonsumować fuzji z potężnym konkurentem, posiadającym rozległą sieć sprzedaży, tysiące pracowników i nachodzące na siebie w wielu miejscach biznesy. Koszty takiej operacji, w tym społeczne, związane z gigantycznymi zwolnieniami byłyby znaczące. Szanse na udział w procesie ma inny krajowy gigant finansowy — PZU, z tym że nie jest w stanie sam udźwignąć takiej transakcji i musiałby uzyskać wsparcie jakiejś instytucji rządowej, np. BGK czy Polskiego Funduszu Rozwojowego.

— Możliwe jest skonstruowanie takiego wehikułu, który mógłby przystąpić do transakcji i przejąć np. 33 proc. akcji Pekao — mówi jeden z naszych rozmówców. Na razie jest to plan czysto teoretyczny, który, jak twierdzą nasi rozmówcy, nie jest przedmiotem poważniejszych rozważań, ponieważ rząd ma bieżące sprawy na głowie. Niemniej „temat” Pekao funkcjonuje w kręgach władzy, o czym najlepiej świadczy podejście do sprzedaży Raiffeisena. Pierwotnie wydawało się, że to wspierany przez PZU Alior sięgnie po komplementarny do jego biznesu bank. Teraz, jak wynika z naszych informacji, to PKO BP ma targować się z Austriakami. PZU jest w odwodzie i „ma oko” na to, co dzieje się w Mediolanie.

Kapitał is the king

Zmiany personalne w grupie Unicredit wywołane rokoszem inwestorów są tylko elementem szerszego obrazu włoskiej bankowości, która mocno odczuwa skutki recesji w kraju, zerowe stopy procentowe oraz obciążenie złymi długami. Klienci przestali spłacać długi o wartości ponad 200 mld EUR, z czego sektor odpisał tylko 80 mld. Łącznie wartość kredytów zagrożonych szacuje się na 350 mld EUR. Na to nakłada się zła sytuacja banków średniej wielkości, nierzadko uwikłanych w lokalne polityczne zależności, z których część wymaga dokapitalizowania. Akcja ratowania jednego z nich kosztowała w ostatecznym rozrachunku posadę Federico Ghizzoniego. Wiosną tego roku Unicredit gwarantował 800 mln EUR z wartej 1,6 mld EUR emisji Popolare di Vicenza, ósmego co do wielkości kredytodawcy. Oferta nie doszła do skutku, bo na akcje słabego banku nie było chętnych. Unicredit wybawił z opresji Atlas, bad bank powołany do życia w tym roku w celu przejmowania od banków złych długów. Z 4,3 mld EUR kapitału tej instytucji 1 mld EUR pochodziło z kieszeni Unicreditu. Znamienne jest to, że do rokoszu akcjonariuszy doszło na tle spadających cen akcji (obecnie 2,5 EUR, sześć lat temu 10 EUR), ale drugim powodem są niskie kapitały grupy. Cienka poduszka kapitałowa nie chroni odpowiednio przed ryzykiem, np. pogorszenie jakości portfela. Prawdziwe wyzwania dopiero czekają europejski system bankowy. Obecnie trwają prace nad zestawem regulacji Bazylea IV i w roboczych papierach mowa jest o zastosowaniu średniej wagi ryzyka dla całego portfela kredytowego w wysokości 75 proc. Dzisiaj spora część aktywów (kredyty zabezpieczone, komunalne) ma wagę niższą niż 25 proc. i średnia jest dużo niższa niż 75 proc. Przyjęcie tej regulacji oznacza dla europejskich banków podwyższenie kapitałów o dziesiątki miliardów euro. Unicredit był w ostatnich latach znacznie mniej skuteczny w pozyskiwaniu kapitału od innych grup bankowych. Jako jeden z nielicznych nie sięgnął po rządową pomoc po wybuchu kryzysu finansowego. Udało mu się zdobyć fundusze w Libii rządzonej wtedy przez Muammara Kaddafiego. W bank zainwestował fundusz państwowy oraz bank centralny. Unicredit przekonał do inwestycji także państwowy fundusz Emirates AABAS oraz Black Rock. W 2012 r. bank przeprowadził średnio udaną emisję akcji. Potem skoncentrował się na optymalizacji kosztowej, która miała odciążyć kapitały. Akcjonariuszom, głównie zagranicznym, nie starczyło cierpliwości. To właśnie oni najgłośniej sprzeciwili się polityce poprzedniego zarządu. Dali też do zrozumienia, że nowy prezes powinien przyjść spoza grupy Unicredit.

 

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Magdalena Wierzchowska, Eugeniusz Twaróg

Polecane