Do biura Głównego Inspektoratu Nadzoru Bankowego weszła policja, aby sprawdzić, czy nie znajdują się tam dodatkowe dokumenty dotyczące Piotra Bykowskiego, byłego szefa Banku Staropolskiego —wynika z nieoficjalnych informacji.
Według nieoficjalnych informacji, policja przeszukała biura Głównego Inspektoratu Nadzoru Bankowego (co już samo w sobie jest niezwykłe). Prawdopodobnie szukano ewentualnych dodatkowych dokumentów dotyczących interesów Banku Staropolskiego. Nie udało się ustalić, czy znaleziono cokolwiek.
Jedno jest pewne — wiele wskazuje na to, że już wkrótce zapadną rozstrzygnięcia w sprawie upadku BS.
Krach BS wstrząsnął w 2000 r. polskim systemem bankowym. W komunikacie przeznaczonym dla klientów banku po zawieszeniu jego działalności Komisja Nadzoru Bankowego podała, że aktywa banku na 30 listopada wynosiły 431 mln zł, a zobowiązania były ponad dwa razy wyższe (959 mln zł). Na rynku wybuchła panika.
Sprawą zajęła się prokuratura, która natrafiła na sieć międzynarodowych powiązań i półlegalnych transakcji. Pojawiły podejrzenia, że część środków, które wypłynęły z Banku Staropolskiego, znalazła się w spółkach Piotra Bykowskiego w Luksemburgu.
Biznesmena zatrzymano. Przeciw niemu zwrócili się byli koledzy.
Jacek Buchacz, jeden z głośnych współpracowników Bykowskiego i minister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Waldemara Pawlaka, przekonywał na łamach „PB”, że były prezes Banku Staropolskiego pociągnie za sobą w dół jeszcze wiele osób, o ile tylko uda się rozwikłać łamigłówkę wzajemnych powiązań dziesiątek firm kontrolowanych przez jednego człowieka.
Przez ponad rok o banku i jego prezesie było cicho. Być może wizyta policji w GINB oznacza początek końca tej sprawy. Na razie wszyscy zainteresowani nabrali wody w usta.