Nie trzeba być amerykańskim koncernem z milionami dolarów na koncie i ogromnym budżetem reklamowym, żeby stworzyć sieć restauracji, która podbije zagraniczne rynki. Można być polskim przedsiębiorcą, zacząć od jednego lokalu i nie odkrywać Ameryki.
Made in Poland
— Pomysł na serwowanie warszawiakom naleśników zrodził się podczas wakacji na Helu. Przed istniejącą od wielu lat naleśnikarnią gromadziły się zawsze tłumy, a wokół stały samochody na warszawskich rejestracjach. I tak w 2003 r. otworzyłam w stolicy Nasz Naleśnik — opowiada Barbara Knap, jego współwłaścicielka. Sieć ma obecnie 18 lokali (17 to franczyza) w kraju, w lipcu otworzyła pierwszy punkt w Kanadzie, a nieco wcześniej w Irlandii. Na celowniku są Stany Zjednoczone. Naleśnikową franczyzą interesują się również Brytyjczycy i Niemcy. Zagranicznych przedsiębiorców przyciąga także zapach amerykańskich babeczek (cupcakes) z... Krakowa.
— Otrzymujemy zapytania z Berlina, Ukrainy, Irlandii i Norwegii. Na razie żadnych decyzji nie podjęliśmy. Ze względu na logistykę najpierw rozglądamy się po sąsiednich rynkach — mówi Marcin Dutkiewicz, właściciel Cupcake Corner Bakery. Na zagraniczne rynki spółka chce udzielać licencji geograficznych.
— Ekspansja zagraniczna w naszym przypadku to tylko kwestia czasu. Intensywnie pracujemy nad stworzeniem i wdrożeniem infrastruktury komputerowej, która pozwoli na pełną optymalizację systemu produkcji i efektywne zarządzanie siecią. Takie know- how będzie naszą kolejną przewagą — dodaje Marcin Dutkiewicz.
Smak i kieszeń
W zagraniczny sukces spółki wierzą z różnorakich powodów.
— W USA naleśniki spożywa się nawet na śniadanie. Jednocześnie brakuje dobrego jedzenia, a nasze ma dobry smak, przygotowywane jest na miejscu, na oczach klienta — mówi Barbara Knap. — Jeśli w Polsce sprawdził się produkt cukierniczy nieco bardziej luksusowy, jakim jest cupcake, nie ma powodu, by nie sprzedał się na Zachodzie, gdzie społeczeństwo jest bardziej zamożne. Szybko rosnące rynki wschodnie również zaczynają wchłaniać coraz więcej droższych produktów i gonić za zachodnią modą. I tu, i tam amerykańska babeczka, wypiekana i sprzedawana w tym samym miejscu, z najwyższej jakości składników ma duże szanse powodzenia — uważa Marcin Dutkiewicz.
Jednak obce podboje nie zawsze wychodzą polskiej gastronomii na zdrowie. Porażką zakończyła się próba zdobycia Czech przez giełdowego Sfinksa. W lipcu tego roku praski sąd ogłosił upadłość spółki Sfinks Czech & Slovakia. Sfinks od lat posiada natomiast jedną restaurację pod szyldem Sphinx na Węgrzech i drugą w Rumunii, jednak do dzisiaj nie rozrosła się one w ogólnokrajowe sieci.
— Zagraniczna działalność została zapoczątkowana jeszcze za czasów poprzednich akcjonariuszy i zarządów. Część przedsięwzięć nie przetrwała próby czasu, a część udało się uporządkować. Plany przewidują uruchomienie drugiej restauracji na Węgrzech w niedalekiej przyszłości, a kolejnych w następnych latach — mówi Sylwester Cacek, prezes Sfinks Polska.
Swoich sił za granicą próbowała również polska pizza. Pizza Dominium, stworzona przez Tomasza Plebaniaka w 1993 r., mająca ponad 60 lokali, obecna była w Londynie i w Irlandii. Dziś działają cztery jej lokale w Rumunii i jeden na Litwie. Spółka zapowiadała ekspansję również w Bułgarii, Estonii i na Łotwie. Nie udało nam się uzyskać jej komentarza odnośnie do dalszych planów i przyczyn zamknięcia części zagranicznych punktów.
OKIEM EKSPERTA
Małym łatwiej
AGNIESZKA GÓRNICKA
prezes agencji badawczej Inquiry
Polskie firmy gastronomiczne często trafiają do tych krajów, w których mieszkają Polacy, bo poza Londynem rodacy mają problem, żeby znaleźć jedzenie o takim smaku, jaki pamiętają z kraju. Paradoksalnie — to właśnie małej firmie, a nie koncernowi, może być łatwiej wyjść za granicę. Otworzenie jednego lokalu i spokojne obserwowanie tamtego rynku to za mały i zbyt czasochłonny projekt dla ogromnej sieci. Z kolei otwarcie od razu kilkunastu czy kilkudziesięciu punktów wiązałoby się dla niej ze zbyt dużym ryzykiem.