Prezes Łukasiewicza zrezygnował, losy sieci się ważą

Mariusz BartodziejMariusz Bartodziej
opublikowano: 2024-02-15 20:00

Przed odejściem Andrzej Dybczyński zaczął wdrażać kontrowersyjne zmiany w sieci badawczej prowadzącej tysiące projektów wartych miliardy złotych. Politycy koalicji mają istotne zastrzeżenia wobec jej działalności

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego prezes Sieci Badawczej Łukasiewicz zrezygnował
  • jak w ciągu pięciu lat zwiększyła się skala jej działalności
  • jakie zastrzeżenia mają do niej politycy i przedsiębiorcy
  • jak były prezes broni centralizacji badań technologicznych
  • co, jego zdaniem, trzeba poprawić
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Wraz ze zmianą władzy ruszyła wymiana zarządzających nie tylko w spółkach z udziałem skarbu państwa, ale też instytucjach podległych resortom, np. w Instytucie Łączności. Sieć Badawcza Łukasiewicz (SBŁ), powstała na bazie 38 instytutów (po konsolidacji jest ich 22), 1 kwietnia będzie obchodzić pięciolecie. Celebracja przypadnie trzeciemu prezesowi, bo dr Andrzej Dybczyński, który w lutym 2023 r. zastąpił dr. Piotra Dardzińskiego, zrezygnował ze stanowiska. Organizacja zatrudnia ok. 7 tys. pracowników i pracuje w ciągu roku nad ponad tysiącem projektów o wartości przeszło 3 mld zł. Celem badań są technologie do wdrożenia w biznesie.

Spodziewana zmiana, niespodziewany termin

Dariusz Wieczorek, minister nauki i szkolnictwa wyższego, już w styczniu zapowiedział zmiany personalne m.in. w SBŁ. W odpowiedzi na nasze pytanie o plany wobec niej MNiSW poinformowało o rozpoczęciu audytu (ustawa przewiduje ich prowadzenie co cztery lata). Rozstrzygnięcia personalne miały zapaść po jego zakończeniu. Nadeszły jednak wcześniej, bo rezygnacja prezesa wpłynęła 9 lutego.

„Chciałem – mimo i dzięki dokonującym się wokół nas zmianom – kontynuować pracę na stanowisku prezesa. Jednak jestem przede wszystkim menadżerem, którego dawno temu nauczono, że świętym prawem każdego właściciela jest swobodnie dobierać szefa organizacji, która mu podlega. I jeśli ten właściciel ma wątpliwości co do możliwości współpracy ze swoim podwładnym, to nie mają znaczenia ich merytoryczne czy pozamerytoryczne powody (...). W minioną środę pan minister Dariusz Wieczorek sformułował wątpliwości co do możliwości współpracy ze mną, w związku z czym ja wykonałem dzisiaj wobec niego swój menadżerski obowiązek” – napisał Andrzej Dybczyński w liście do pracowników.

Odejść miał 4 marca, ale według informacji PB został odwołany już 14 lutego bez wskazania, komu ma przekazać obowiązki.

Zastrzeżenia polityków

Dlaczego minister nie chciał współpracować z byłym już prezesem? O zastrzeżenia pod adresem jego i sieci pytaliśmy od końcówki stycznia, ale dotychczas nie uzyskaliśmy odpowiedzi. O zarzutach przedstawicieli nowej ekipy słychać było od dawna - najdonośniej wypowiadał się w tej sprawie poseł Bartosz Zawieja, przewodniczący poznańskiej Platformy Obywatelskiej. Jego zdaniem część instytutów włączonych do sieci utraciła autonomię. Chodzi głównie o kilka instytutów ze stolicy Wielkopolski, które w 2022 r. połączono w jeden. Polityk domagał się zdemontowania nowego tworu. Dopuszczał nawet likwidację całej sieci i powrót do stanu prawnego obowiązującego od 2010 r.

Po części zgadza się z nim Michał Gramatyka, sekretarz stanu w Ministerstwie Cyfryzacji (MC) zarekomendowany do rady Łukasiewicza jako przedstawiciel MC.

– Pomysł zwartej sieci instytutów na kształt Fraunhoffera był w założeniu dobry, jednak w realizacji nie wszystko poszło należycie. Raziły mnie administracyjne połączenia kilku mniejszych instytutów w większe, oparte zwykle na bliskości geograficznej, a nie merytorycznej. Każdy z dotychczasowych instytutów miał niekwestionowany dorobek, a w wielu przypadkach scalona organizacja koncentruje się na najmocniejszym obszarze, pozostałe spychając na ubocze. Optymalizacja powinna stwarzać równe szanse rozwoju wszystkich obszarów, a nie premiować najsilniejsze ośrodki – uważa Michał Gramatyka.

Andrzej Dybczyński się z tym nie zgadza. Rozmawiał z PB jeszcze przed spotkaniem, które przesądziło o jego rezygnacji.

– Decyzje o łączeniu instytutów są trudne, niemniej to krótkoterminowy interes polityczny może najszybciej doprowadzić SBŁ do upadku. Absurdem byłoby zrezygnowanie z coraz sprawniej działającej, generującej zyski organizacji, z którą biznes chce pracować, i powrót do rozproszonych instytutów mających osobno ograniczoną wartość dla przedsiębiorców. Liczba ośrodków jest już prawie optymalna, niemniej wciąż brakuje specjalizacji, w których bylibyśmy wśród kilku najlepszych jednostek na świecie. Największy potencjał rozwoju mamy w inżynierii materiałowej, przemyśle chemicznym, biotechnologii, robotyce i automatyce oraz przemyśle lotniczym i kosmicznym – uważa Andrzej Dybczyński.

Łukasiewicz został stworzony jako „trzecia pod względem wielkości sieć badawcza w Europie”. Jej były już prezes podkreśla, że rozmiar zapewnia m.in. lepsze możliwości finansowe i naukowe oraz większy margines ryzyka w badaniach, choć zmniejsza elastyczność.

– To w uproszczeniu oznacza m.in., że wynagrodzenia dla 16 dyrektorów i ok. 40 wicedyrektorów, których stanowiska zostały zlikwidowane, możemy przeznaczyć na cele badawcze. Mimo administracyjnego odchudzenia utrzymaliśmy liczę oddziałów. Chcemy być blisko potencjalnych klientów, dlatego np. Łukasiewicz – Instytut Metali Nieżelaznych ma jednostki w pobliżu hut – tłumaczy Andrzej Dybczyński.

Za wcześnie na sukcesy

Jeden z przedsiębiorców współpracujących z SBŁ jest zdania, że mimo konsolidacji instytutów wciąż jest zbyt dużo, a niektórym bliżej do „skansenu technologicznego” niż wybitnego ośrodka międzynarodowego. Jego zdaniem w Polsce wciąż brakuje wąskich specjalizacji pozwalających osiągać globalne sukcesy.

Były prezes broni dotychczasowych rozwiązań organizacyjnych. Uważa, że sieć, którą do niedawna kierował, już dziś zbliżyła się do najlepszych ośrodków w kilku obszarach, m.in. realizuje większe inwestycje i projekty badawcze, które wcześniej były poza jej zasięgiem. Ponadto stała się bardziej wiarygodnym i rozpoznawalnym partnerem na arenie międzynarodowej. Uważa, że projektowi Łukasiewicz trzeba dać czas.

– Musimy racjonalnie porównywać się do niemieckiego Fraunhofera, VTT czy ITRI, które powstawały przez dekady. Oczekiwanie, że SBŁ będzie dojrzałą i stabilną organizacją po pięciu latach, jest absurdem. Potrzeba na to co najmniej 10-15 spokojnych lat - dopiero wtedy pojawią się znaczące sukcesy. Z każdej złotówki subwencji [w tym roku została zwiększona o 60 mln zł do 390 mln zł - red.] zwracamy do budżetu państwa w formie różnych podatków 1,2 zł, poza tym dodatkowe 4 zł generujemy w gospodarce z racji skali komercyjnego zaangażowania – mówi Andrzej Dybczyński.

– Zainwestowane pieniądze będą kiedyś owocować – komentuje przedsiębiorca, choć wyliczenia wskazujące, że już dziś państwo finansowo zyskuje na sieci, budzą jego wątpliwości.

Żyjemy w zglobalizowanym świecie - wyłącznie globalny przepływ idei i kompetencji pozwoli nam konkurować międzynarodowo. W tym celu musimy mieć nie tylko projekty na światowym poziomie, ale też płace.

Andrzej Dybczyński

Wśród korzyści płynących ze stworzenia sieci Andrzej Dybczyński wymienia też wspólną strategię (powstała we wrześniu 2023 r., rada jeszcze jej nie zatwierdziła). Jednym z dwóch głównych celów jest uruchomienie tzw. kluczowych programów badawczych (2-5 rocznie), które w ciągu 5-10 lat mogą doprowadzić do przełomowych technologii zapewniających polskim firmom przewagę konkurencyjną.

– W grudniu wybraliśmy siedem projektów pilotażowych, które skończą się w drugiej połowie tego roku – w przypadku sukcesu staną się pierwszymi programami strategicznymi. Dotyczą one m.in. technologii bezzałogowych, diagnostyki medycznej, autonomicznych systemów transportu, technologii wytwarzania substancji czynnych w lekach oraz recyklingu surowców o znaczeniu strategicznym – informuje były szef Łukasiewicza.

Potrzeba świeżej krwi

W opinii Andrzeja Dybczyńskiego obecnie SBŁ potrzebuje większego umiędzynarodowienia. Strategia przewiduje zwiększenie udziału kadry badawczej spoza Polski z poniżej 1 do 5 proc. w ciągu pięciu lat.

– Żyjemy w zglobalizowanym świecie - wyłącznie globalny przepływ idei i kompetencji pozwoli nam konkurować międzynarodowo. W tym celu musimy mieć nie tylko projekty na światowym poziomie, ale też płace. Lider grupy badawczej w dobrym instytucie za granicą zarabia brutto 6-9 tys. EUR. Niektóre instytuty są bliskie tego poziomu, ale inne ledwie w jednej trzeciej drogi – wyjaśnia Andrzej Dybczyński.

Jego zdaniem większa powinna być też rotacja kadry naukowo-badawczej - postuluje wymianę 7-12 proc. naukowców w ciągu roku. Podkreśla, że to parametr niestosowany w Polsce i kontrowersyjny, ale kluczowy w najlepszych ośrodkach na świecie.

– Zapewnia dopływ nowych ludzi i świeżych idei, które napędzają innowacje, oraz rezygnację z osób, które nie wpisują się w strategię organizacji lub są po prostu zbyt słabe. Stagnacja kadrowa jest moim zdaniem jedną z wielkich bolączek polskiej nauki – twierdzi menedżer.

Odchodzący szef SBŁ twierdzi, że niezbędnych zmian jest więcej. Przyznaje, że wśród projektów, którymi zajmują się instytuty sieci, wciąż za mało dotyczy technologii odpowiadających na faktyczne potrzeby biznesu.

– Dlatego należy zacząć na bieżąco monitorować i przerywać programy, które utraciły innowacyjny charakter. Pracowników może to rozczarowywać, ale trzeba myśleć o potrzebach firm, a nie własnym komforcie – mówi Andrzej Dybczyński.

Nieoptymalna struktura

W 2019 r. SBŁ miała 1,4 mld zł przychodów i 16,5 mln zł zysku netto, a po czterech latach odpowiednio: 1,8 mld zł i ok. 50 mln zł. Andrzej Dybczyński uznaje to za niezły wynik i dodaje, że w 2018 r. instytuty, na bazie których utworzono sieć, odnotowały w sumie 2 mln zł straty.

– Moim celem było doprowadzenie w ciągu 5-10 lat do zmiany struktury przychodów: co najmniej 30 proc. powinno pochodzić z grantów i podobnie z komercyjnej działalności, a ok. 30 proc. z subwencji przy redukcji tzw. pozostałych źródeł. Obecnie to odpowiednio 14 proc., 44 proc., 20 proc. i 22 proc. – mówi Andrzej Dybczyński.

4 pytania do…
Konieczna zmiana wymagająca czasu
dr. inż. Adama Piotrowskiego
prezesa Vigo Photonics
Konieczna zmiana wymagająca czasu

PB: Prywatny biznes rozwija się w Polsce od dekad. Jak wyglądała jego współpraca ze światem nauki przed scentralizowaniem dziesiątek instytutów w ramach Sieci Badawczej Łukasiewicz?

Adam Piotrowski: Przez lata instytuty badawcze nie miały ścisłych relacji z sąsiednią fabryką czy zagłębiem przemysłowym i prowadziły prace bez wdrożeń u końcowych użytkowników. W latach 2017-19 jako przedstawiciel Polskiej Platformy Technologicznej Fotoniki i Izby Zaawansowanych Technologii uczestniczyłem w dialogu na temat stworzenia najpierw Narodowego Instytutu Technologicznego, a w końcu SBŁ. Naukowcy przekonywali wówczas, że sieć to najlepszy sposób na wzmocnienie organizacji badań w Polsce. Oba rozwiązania były dla mnie lepsze niż samorządne, rozproszone i słabe pojedyncze instytuty.

Co w takim razie zmieniło się po powstaniu SBŁ?

Obserwowałem aktywizację młodych badaczy, powstawanie nowych pomysłów i odrodzenie energii twórczej. Jednocześnie postępowały niezbędne procesy likwidacji, a częściej konsolidacji słabszych jednostek z mocniejszymi. Najczęściej towarzyszyły temu wewnętrzne opory, niemniej rzadko wpływało to negatywnie na otoczenie. Odnoszę jednak wrażenie, że w ostatnim czasie proces synchronizacji między instytutami spowolnił i pojawiają się coraz większe niedobory w zakresie kadry, infrastruktury czy pieniędzy.

SBŁ wykazała się na tle innych organizacji badawczych szybkością, dużą elastycznością i efektywnością przy tworzeniu planu inwestycji pod Krajowy Plan Odbudowy. Była też w stanie stworzyć koncepcje pozwalające na rozwój infrastruktury dopasowanej do nowych potrzeb gospodarki. Niestety część planów została zawieszona z powodu wstrzymania KPO i roszad personalnych. W konsekwencji na razie niewiele działań zainicjowanych przez SBŁ odniosło znaczący sukces.

Utrzymanie sieci w obecnej formie ma w takim razie rację bytu?

Na tym etapie trudno bronić koncepcji utworzenia SBŁ, jednak zmiany w polskiej nauce wymagają spójnej wizji, transformacji pokoleniowej, nowego podejścia badaczy, ogromnego zaangażowania oraz pieniędzy. Dlatego jestem zwolennikiem kontynuacji konsolidacji i transformacji instytutów badawczych. Wszelkie alternatywne koncepcje wprowadzą chaos i dalszy odpływ kadr, a Polska gospodarka potrzebuje silnych podmiotów skupionych na pracach wdrożeniowych oraz specjalistów świadomych trendów technologicznych, którzy mają międzynarodowe relacje. Potrzebujemy też więcej ułatwień prowadzących do komercjalizacji innowacji opracowywanych w instytutach oraz tzw. spin-offów tworzonych na czytelnych regułach.

W jakim obszarze wiąże pan nadzieje z SBŁ?

Jesteśmy w trakcie wdrażania ogromnych bezpośrednich inwestycji zagranicznych, m.in. firm Intel, Northvolt, Umicore i LG. Małe podmioty badawcze mogą być zbyt uprzedmiotowiane w tym procesie, natomiast mocna i scentralizowana sieć badawcza może się okazać świetnym pomostem między krajowym biznesem a wchodzącymi dużymi graczami. A potrzebujemy ich inwestycji, by sprowadzić do Polski najnowsze technologie, wyszkolić kadry, rozbudować infrastrukturę i rozwinąć własny potencjał.

Jako inżynier, koordynator prac rozwojowych i prezes firmy technologicznej mam różne doświadczenia w kontakcie z pracownikami SBŁ. Wielu z nich ma szansę odegrać ogromną rolę w transformacji naszej gospodarki z rolniczo-przemysłowej w innowacyjną, ale trzeba zapewnić im godziwe warunki pracy i właściwie ich ukierunkować. Liczę, że uda się zachować pozytywne efekty stworzenia SBŁ i wprowadzać stopniowo zmiany wymagane przez zmieniające się otoczenie.

Państwowe tuzy nieskore do współpracy

SBŁ została stworzona z myślą o zapewnieniu kompleksowej oferty dla szerokiego grona start-upów, MŚP i wielkich koncernów. Andrzej Dybczyński podkreśla, że efektywny ekosystem innowacji wymaga połączenia pięciu elementów: uczelni prowadzących tzw. badania podstawowe, ośrodków realizujących badania aplikacyjne (jak Łukasiewicz), dużych firm zainteresowanych wdrożeniem nowych technologii, start-upów tworzących innowacje oraz funduszy dostarczających kapitał.

– W Polsce mamy już zintegrowaną sieć instytutów prowadzących badania aplikacyjne, doskonałą współpracę z uczelniami oraz dostęp do dużego finansowania. Problem jest z dwoma pozostałymi elementami. O ile z prywatnym biznesem relacje dobrze nam się układają – współpracujemy z wieloma przedsiębiorcami z listy najbogatszych – o tyle wiele do życzenia pozostawia sfera spółek państwowych, które wolą inwestować w zakup technologii niż jej tworzenie na miejscu – tłumaczy menedżer.

Za przykład podaje współpracę z Orlenem o wartości „małego grantu z Narodowego Centrum Nauki”, podczas gdy przychody SBŁ zbliżają się do 2 mld zł, a Orlen liczy je w setkach miliardów złotych.

– Ponadto polski rynek start-upów wciąż jest zbyt płytki. Mamy w kraju świetnych przedsiębiorców i specjalistów od niektórych technologii, ale nie pokonamy statystyki, według której najwyżej kilka procent start-upów osiąga realny sukces rynkowy. W programach akceleracyjnych w USA startują setki spółek, u nas pojedyncze dziesiątki. Statystyka jest brutalna – mówi Andrzej Dybczyński.

Zwraca też uwagę na potrzebę powstawania większej liczby nie tylko fabryk, ale też centrów B+R rozwijających rzeczywiste innowacje oraz pogłębienia relacji z globalnymi koncernami. Dla niektórych, jak Lafarge, Siemens, LG Electronic czy General Electric, SBŁ już prowadzi prace B+R.