PAP: Dobiegające końca półroczne przewodnictwo Włoch w Unii Europejskiej ocenia się w Brukseli głównie przez pryzmat niepowodzenia szczytu, który miał 12-13 grudnia uzgodnić konstytucję dla UE.
Odpowiedzialnością za brak zgody obarcza się w Unii zarówno Polskę i Hiszpanię, broniące nicejskiego systemu głosowania w Radzie UE, jak i Francję i Niemcy, obstające przy systemie, który dałby im większą przewagę nad Warszawą i Madrytem.
Ale wielu w Unii uważa, że całą sprawę źle rozegrał premier Włoch Silvio Berlusconi. Krytykują go za to nie tylko przeciwnicy polityczni, tacy jak liberałowie w Parlamencie Europejskim. Ich szef Graham Watson zarzucił Berlusconiemu, że jego propozycje kompromisu okazały się "poplamioną lodami serwetką z nagryzmolonymi na niej kilkoma kiepskimi dowcipami".
Zdaniem Kirsty Hughes z renomowanego brukselskiego Centrum Studiów nad Polityką Europejską (CEPS), "Berlusconi jest słusznie krytykowany za to, że nie przygotował szczytu lepiej, że nie przeprowadził zawczasu wystarczających rozmów przygotowawczych i że nie położył na stole propozycji kompromisu znacznie wcześniej".
Ale Berlusconi "zapewnił to, że Włochy - konkretnie Parma - dostały siedzibę unijnej agencji ds. żywności" - napisała Hughes w komentarzu po szczycie w Brukseli. Wielu w Unii podejrzewa, że to był jego prawdziwy priorytet.
Hughes widzi w porażce szczytu w Brukseli początek "poważnego i bezprecedensowego kryzysu". Bowiem "legły w gruzach ambicje, żeby poprzez nowy traktat uczynić Unię bardziej demokratyczną i przybliżyć ją do ludzi, zapewnić rozszerzonej Unii większą skuteczność i prawdziwy głos w sprawach światowych".
Do tego dochodzi niechlubna, zdaniem tutejszych komentatorów, rola Włoch w sporze o przestrzeganie reguł dyscypliny budżetowej (tzw. Paktu na rzecz Stabilności) przez Francję i Niemcy. Zamiast zająć neutralne stanowisko przewodniczącego, Rzym, który sam jest bliski złamania tych reguł, przyczynił się do ich faktycznego zawieszenia w stosunku do Paryża i Berlina.
Wybronił je tym samym przed bardziej zdecydowanym zaciśnięciem pasa, które wnioskowała Komisja Europejska poparta przez mniejsze państwa przestrzegające dyscypliny budżetowej.
Innym przykładem postawy krytykowanej jako "nielicująca z rolą przewodniczącego UE" było zachowanie Berlusconiego podczas szczytu UE-Rosja 6 listopada w Rzymie. Reprezentował tam UE w rozmowach z prezydentem Władimirem Putinem.
Nie tylko nie wywiązał się z powierzonego mu przez partnerów zadania, żeby przekazać Putinowi wyrazy niezadowolenia z braku poprawy sytuacji w Czeczenii, z postępowania władz w sprawie Jukosu czy z blokowania przez Moskwę objęcia nowych członków Unii układem UE-Rosja o partnerstwie i współpracy.
Berlusconi wręcz bronił Putina, gdy pytania o prawa człowieka postawili dziennikarze na konferencji prasowej w Rzymie. Usprawiedliwiając premiera, niektórzy Włosi wskazywali, że powściągliwość zachował też obecny na szczycie i konferencji prasowej przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi.
Rywalizacja obu polityków na włoskiej scenie politycznej nie przyniosła zresztą żadnych korzyści na szczeblu unijnym poza wzbudzającymi wesołość dziennikarzy potyczkami słownymi podczas konferencji prasowych w Brukseli.
Te i inne "gafy" Berlusconiego, poczynając od reakcji na krytykę ze strony niemieckiego eurodeputowanego Martina Schultza (premier Włoch zapowiedział, że zaproponuje go do roli kapo w filmie o obozach koncentracyjnych), zaważyły na bardzo krytycznej ocenie włoskiego przewodnictwa przez tutejszych ekspertów i przez wielu eurokratów.
Przyczynił się do tego również "spontaniczny" styl prowadzenia wielu spotkań, ogłaszanie porządku dziennego w ostatniej chwili lub wręcz jego brak. Na nic zdała się płomienna "mowa obrończa" samego Berlusconiego na grudniowej sesji Parlamentu Europejskiego, gdzie zapewnił, że pod jego przywództwem Unia podjęła wiele pożytecznych decyzji.
To prawda, że w debacie nad konstytucją UE doszło do ocenianego pozytywnie kompromisu w sprawie przyszłej "współpracy strukturalnej" w dziedzinie obrony, ale jest to przede wszystkim zasługa Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii.
Prócz kompromisu w sprawie ośmiu siedzib nowych unijnych agencji (prócz Włoch otrzymały je także Grecja, Finlandia, Francja, Hiszpania, Niemcy, Portugalia i Szwecja) szczyt w Brukseli zatwierdził też "inicjatywę na rzecz wzrostu" z listą priorytetowych inwestycji w zakresie infrastruktury transportowej, energetycznej i telekomunikacyjnej.
Pod przewodnictwem Włoch rozstrzygnięto też wiele innych, ciągnących się od lat sporów, na przykład uzgodniono przedłużenie okresu ochrony danych o lekach do 10-11 lat. Uczyniono to jednak wbrew protestom Polski nastawionej na produkcję leków odtwórczych (generycznych).
Podobnie ignorowano też postulaty Polski dotyczące sposobu dostosowania Traktatu Akcesyjnego do reformy wspólnej polityki rolnej. Dlatego też przewodnictwo Włoch nie może być uważane za pomyślne dla Polski, nawet jeśli rodzimi politycy i komentatorzy uznali zań brak zgody w sprawie konstytucji UE.
Brytyjka Kirsty Hughes widzi to inaczej: "Podczas, gdy polscy politycy i media komentowali na ogół pozytywnie i wręcz wyzywająco załamanie szczytu (w Brukseli), w rzeczywistości Polska poważnie nadwerężyła własną wiarygodność polityczną i kapitał polityczny w Unii (pomyślnie budowany przez polską minister ds. europejskich Danutę Huebner w czasie obrad Konwentu Europejskiego) zarówno przez swoje nieprzejednanie jak i bezkompromisową retorykę, zbytnio przypominającą brytyjski eurosceptycyzm z czasów (Margaret) Thatcher i (Johna) Majora".
Jacek Safuta