Od niedzieli wszedł w życie nowy rozkład jazdy pociągów. Niestety, w wyniku sporu między PKP Intercity a Przewozami Regionalnymi (PR) nie zostały zsynchronizowane ich połączenia, co będzie oznaczało długie przesiadki. Na dodatek 8 grudnia, czyli tuż przed wejściem rozkładu, PR zerwały związki z Grupą PKP. Ale nowa nazwa, system identyfikacji wizualnej i strona internetowa nie spowodują poprawy usług ani nie rozwiążą problemów finansowych spółki. Grozi to zmniejszeniem komfortu podróżowania, a w razie bankructwa PR — radykalnym ograniczeniem dostępu Polaków do poróży koleją.
Rok temu minister infrastruktury Cezary Grabarczyk ogłosił sukces, podpisując porozumienie między rządem a zarządami województw. Powiedział, że "usamorządowienie PKP Przewozy Regionalne to pierwszy w Europie przypadek, gdy duża spółka kolejowych przewozów pasażerskich przechodzi w ręce samorządów. Tym działaniem wskazujemy drogę restrukturyzacji kolei". Tymczasem żaden europejski kraj nie poszedł tą drogą!
Podział rynku kolejowego w Polsce na dwa segmenty — połączenia międzywojewódzkie obsługiwane przez PKP Intercity i połączenia regionalne obsługiwane przez PKP PR — wydawał się rozwiązaniem logicznym. Nie przewidziano jednak, że samorządy nie będą w stanie udźwignąć odpowiedzialności, jaką na siebie wzięły, i że każdy z szesnastu zarządów województw będzie prowadził własną przewozową politykę.