Resort klimatu zakończył prace nad ustawą wiatrakową

Kamila Wajszczuk
opublikowano: 2024-12-13 15:25

Po ponad roku od przejęcia władzy rząd może zająć się nowelizacją ustawy, która pozwoli budować elektrownie wiatrowe w odległości 500 m od zabudowań. W piątek Ministerstwo Klimatu i Środowiska poinformowało, że wysyła ostateczną wersję projektu po konsultacjach do Stałego Komitetu Rady Ministrów.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • na jakim etapie prac jest nowelizacja przepisów o odległości elektrowni wiatrowych od zabudowań
  • co wpłynęło na długi czas konsultacji projektu
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Resort klimatu zorganizował w piątek konferencję prasową, by pochwalić się realizacją obietnic wyborczych po roku pracy. Do tych wciąż niezrealizowanych należy zmiana ustawy regulującej odległość elektrowni wiatrowych od zabudowań i obszarów cennych przyrodniczo.

Zgodnie z obowiązującymi przepisami elektrownie wiatrowe od takich miejsc musi dzielić co najmniej 700 metrów. Jest tak od czasu złagodzenia ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych w 2023 r. Wcześniej ustawa definiowała tę odległość jako dziesięciokrotność całkowitej wysokości wiatraka. Projekt, nad którym skończyło pracę ministerstwo, przewiduje minimalną odległość wynoszącą 500 metrów - zarówno od zabudowań, jak i od cennych przyrodniczo obszarów.

– Ustawa wiatrakowa dzisiaj trafi z naszego resortu do Stałego Komitetu Rady Ministrów, tak abyśmy mogli powiedzieć, że odblokowujemy potencjał energetyki odnawialnej już w pełni. To ustawa, która będzie gwarantowała podniesienie potencjału lokowania elektrowni wiatrowych z 17 do 25 proc. powierzchni kraju. To jest dobrze przygotowana, obszerna ustawa, która dotyka też kwestii związanych z biogazem – mówił Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska.

Skomplikowane konsultacje

Konsultacje ustawy zajęły niemal pół roku. Pod koniec czerwca projekt był już wpisany do wykazu prac Rady Ministrów. Według Miłosza Motyki tak długi okres był spowodowany dużą liczbą uwag od wielu podmiotów.

– Myślę, że żadna ustawa dotychczas tworzona nie wywołała tylu uwag. To dlatego, że dotyka wielu kwestii - od spraw samorządowych, sieci elektroenergetycznych, warunków przyłączenia, spraw ważnych dla przedsiębiorców i środowisk ekologicznych. Tych wniosków było naprawdę dużo. Traktując poważnie proces legislacyjny, na każdą z tych opinii chcieliśmy odpowiedzieć – tłumaczy wiceminister.

Kontrowersje budziła na przykład propozycja określenia odległości farm wiatrowych od obszarów Natura 2000 na co najmniej 1500 metrów.

Pierwsze efekty za rok

Miłosz Motyka mówi, że chciałby, żeby nowelizacja ustawy weszła w życie jak najszybciej. Nie ma jednak pewności, czy rząd zajmie się nią na posiedzeniu jeszcze w tym roku.

– Życzę całej branży OZE, ale też polskiej gospodarce, żeby rząd miał czas się tym zająć na najbliższym posiedzeniu, żeby potraktował tę ustawę priorytetowo – komentuje Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Według niego jeśli ustawa wkrótce przejdzie pełen proces legislacyjny, to jej pierwsze efekty możemy zobaczyć już za rok.

– Liczę, że już pod koniec 2025 r. bądź na początku 2026 r. dzięki tej ustawie będą powstawać pierwsze lądowe farmy wiatrowe w najnowocześniejszych technologiach – mówi Janusz Gajowiecki.

PSEW przekonuje, że każdy rok opóźnienia w liberalizacji ustawy to koszt około 6-7 mld zł dla gospodarki. W tych szacunkach organizacja uwzględnia wartość dodaną, wynikającą zarówno z możliwości obniżenia cen energii, jak i wpływów z podatków płaconych przez operatorów farm wiatrowych.

– Każda megawatogodzina energii z wiatru w systemie to rachunek za prąd niższy o około 25 zł, nie tylko dla odbiorcy indywidualnego, ale też dla przedsiębiorstw – wylicza prezes PSEW.