Początek 2014 r. to prawdziwa katastrofa dla funduszy inwestujących w Rosji. Aneksja Krymu zdołowała moskiewskie indeksy, a im ceny były niższe, tym wyprzedaż stawała się bardziej paniczna — nie tylko na rosyjskiej giełdzie, ale również w polskich funduszach inwestujących na tamtejszym rynku. Zresztą z pięciu, które kiedyś funkcjonowały, pozostały tylko dwa. Caspar TFI, ING TFI (obecnie NN Investment Partners TFI) oraz BZ WBK TFI po prostu zlikwidowały fundusze, szukające okazji w kraju Tołstoja.

— Konflikt między Rosją a Ukrainą, choć właściwie należałoby dzisiaj powiedzieć: między Rosją a Zachodem, podaje w wątpliwość to, że w najbliższych latach polscy inwestorzy zapałają miłością do moskiewskiej giełdy. Jesteśmy przekonani, że w ciągu kilku najbliższych lat będą oni szerokim łukiem omijać rosyjski rynek — tłumaczył wtedy Leszek Kasperski, prezes Caspar TFI. Z rozwiązań celujących wyłącznie w Rosję na rynku pozostały tylko fundusze zarządzane przez towarzystwa Investors i Quercus. Kto zainwestował w nie pół roku temu, zarobił — odpowiednio — 22 i 28 proc.
Akcje jak ropa
Kluczowy dla odbicia na rosyjskiej giełdzie był wzrost cen ropy naftowej. By to zauważyć, wystarczy porównać wykres cen ropy z wykresem któregoś z rosyjskich indeksów. Sberbank wyliczył, że fair value dla indeksu RTS to 20-krotność ceny baryłki ropy. Obecny poziom indeksu jest więc tego odzwierciedleniem, a wzrost cen ropy o kolejne 10 USD za baryłkę dawałoby rosyjskim akcjom 20-procentową perspektywę wzrostu.
— Nie uważam, że dojdzie do osiągnięcia porozumienia przez kraje OPEC, które spowoduje, że ropa na dłużej pozostanie w okolicach 50 USD za baryłkę. Wydaje mi się, że będzie oscylować w granicach 40 USD, co powinno schłodzić nastroje na moskiewskiej giełdzie — mówi Magdalena Łapsa, zarządzająca funduszem PZU Akcji Rynków Wschodzących. Na koniec 2015 r., wśród dziesięciu największych lokat funduszu PZU, były dwa ETF nastawione na Rosję. Stanowiły około 15 proc. aktywów.
— Paliwo do zwyżek może się skończyć. Trudno sobie wyobrazić, by ropa podskoczyła do 70-80 USD za baryłkę — przytakuje Mikołaj Stępniewski, zarządzający funduszem Investor Rosja.
Wojna i pokój
Marek Buczak, zarządzający funduszem Quercus Rosja, uważa jednak, że za półroczną hossą stoją jednak również dwa inne czynniki — stabilizacja sytuacji na froncie rosyjsko-ukraińskim oraz działania restrukturyzacyjne, jakie przeprowadziły rosyjskie spółki. — Nie chodzi o firmy związane z ropą, ale branżę stalowo-metalową czy banki. To kwestia, która była niedoceniana przez inwestorów, bo mało kto zakładał, że w rosyjskich warunkach uda się działania restrukturyzacyjne przeprowadzić — zaznacza Marek Buczak.
Według zarządzającego Quercusa, brak dalszej eskalacji konfliktu z Ukrainą może sprawić, że w ciągu 6-12 miesięcy zostanie zniesiona przynajmniej część sankcji na Rosję. To daje zaś rosyjskim akcjom szansę na dodatkowe odbicie.
— Akcje rosyjskie były zawsze notowane z dyskontem wobec innych rynków wschodzących. Obecnie wynosi ono około 40 proc. Historyczna średnia to około 25 proc. By rosyjskie akcje osiągnęły ten poziom, musi być rozwiązana kwestia sankcji. One przekładają się na PKB, koszt finansowania dla rosyjskich firm, ale również wprost ograniczają dostęp do tamtejszego rynku części inwestorów, którzy mają w polityce inwestycyjnej zakaz lokowania w krajach mających tego typu problemy — tłumaczy Marek Buczak.
— Często jest tak, że brak złych informacji to dobra informacja. Jeśli nie liczyć ostatnich dni, to od dłuższego czasu nie było eskalacji konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. W efekcie, dyskonto w wycenie akcji rosyjskich do innych rynków wschodzących się zmniejszyło. Ewentualne cofnięcie sankcji może też być bardzo pozytywne dla rosyjskich akcji. Na razie były one jednak głównie beneficjentem tego, co ogólnie działo się na rynkach wschodzących. A to natomiast konsekwencja odbicia cen surowców i zmiany oczekiwań w kwestii podwyżek stóp procentowych przez Fed. Niskie stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych są zawsze korzystne dla rynków wschodzących. Gdy więc się okazało, że perspektywa ich podwyżek oddala się, zaczął się napływ kapitału na rynki wschodzące i szukanie wśród nich tych, które dawały największe szanse na zyski. Wśród nich była Rosja, która wcześniej została bardzo mocno przeceniona — tłumaczy Magdalena Łapsa.
Mikołaj Stępniewski w ocenie perspektyw rosyjskiego rynku jest również bardzo wstrzemięźliwy. Podkreśla, że mimo stabilizacji sytuacja makroekonomiczna nie zachwyca. — Kupując akcje rosyjskie, inwestorzy międzynarodowi kupowali z uwagi na naprawdę niskie wyceny i ekspozycję na rynek surowcowy — uważa Mikołaj Stępniewski.