W publikowanym na łamach „PB Weekendu” historyczno-biznesowym cyklu „Było, nie minęło” przedstawiamy kolejny podmiot z korzeniami w Centralnym Okręgu Przemysłowym (COP). Takie przedsiębiorstwa są szczególnymi przykładami praktycznego wdrażania przez kilkadziesiąt lat idei patriotyzmu gospodarczego. Obok portu w Gdyni strategiczny COP był bowiem największym przedsięwzięciem inwestycyjnym II Rzeczypospolitej, realizowanym w latach 1936-39. Jego budowę gwałtownie przerwał wybuch drugiej wojny światowej.
Popłatna produkcja uboczna
Jednym z punktów projektu COP było rozpoczęcie wiosną 1937 r. w centrum Rzeszowa budowy oddziału Fabryki Obrabiarek Hipolita Cegielskiego z Poznania. Zakłady powstały na terenie dawnej zbrojowni austriackiej, a później wytwórni kuchni polowych Wojska Polskiego. Tempo budowy było tak szybkie, że fabryka stanęła przed problemem braku wykwalifikowanej siły roboczej. Rozwiązaniem okazało się zbudowanie także mieszkań dla sprowadzanych z daleka fachowców. Rzeszowska filia Cegielskiego w 1939 r. zatrudniała już 1800 osób, wytwarzając najróżniejsze tokarki i wiertarki, a na boku również… działka przeciwpancerne i przeciwlotnicze. Paradoks polegał na tym, że produkcja nominalnie uboczna stanowiła połowę wartości zamówień, a umieszczona oficjalnie w nazwie fabryki — tylko 20 proc. Obrabiarki z Rzeszowa od początku miały jednak taką jakość, że spółka H. Cegielski już w 1938 r. wystawiła je na poznańskich targach i zdobyła dla nich pierwsze zamówienia eksportowe. Wojenne losy fabryki nie odbiegały od sytuacji całego przemysłu na polskich ziemiach. Hitlerowski okupant wywiózł cenne wyposażenie, a w Rzeszowie otworzył wojskowe warsztaty i magazyny. Wśród nich również warsztat naprawczy znanej już wtedy firmy Bosch, w którym Polacy pracowali przymusowo tę nazwę warto zapamiętać w kontekście jak najbardziej współczesnym…
Po zakończeniu wojny odradzające się zakłady obsługiwały wojsko, a później powoli odtwarzały przedwojenny profil produkcji. W pierwszym okresie nowego ustroju utrzymały działalność na zasadach ograniczonego rozrachunku gospodarczego, pod obowiązującą w latach 1948-51 skomplikowaną nazwą Zakład Przemysłu Drutowego Dyrekcji Państwowego Przemysłu Miejscowego w Rzeszowie. W asortymencie znalazły się druty i siatki ogrodzeniowe, ale także dziecięce rowerki, wózki i hulajnogi.
Zaopatrzenie ludności miast i wsi
W 1951 r. przedsiębiorstwo zostało doktrynalnie wchłonięte przez scentralizowaną strukturę gospodarki planowej i straciło resztki finansowej autonomii. W 1953 r. otrzymało nową nazwę — Rzeszowska Fabryka Sprzętu Gospodarskiego. Wiązała się ona z planowym poszerzeniem oferty — do rowerków doszły m.in. ostrzarki noży, cykliniarki, zamiatarki do podłóg, elektryczne suszarki. Centralna władza podjęła strategiczną decyzję, że w Rzeszowie produkcją wiodącą będą elektryczne odkurzacze i froterki. Stanowiło to dla rosnącej załogi poważne wyzwanie technologiczne.
Pozytywne skutki miała okoliczność, że w okresie planu sześcioletniego 1950-55, gdy przemysł PRL generalnie przestawiony został — zwłaszcza podczas wojny koreańskiej 1950-53 — na produkcje zbrojeniową, rzeszowskie zakłady uniknęły militaryzacji, która była przecież integralnym elementem… startu przedwojennego. Ich przeznaczeniem pozostało zaopatrzenie ludności miast i wsi w sprzęt służący poprawie stanu czystości gospodarstw domowych. Technologiczną lokomotywą stały się odkurzacze. W latach sześćdziesiątych wytwarzano wiele ich typów, w tym m.in. samochodowe. A także czyszczarki do dywanów, trzepaczki wibracyjne, suszarki do włosów i rąk, roboty kuchenne, a nawet urządzenia do masażu ciała. Pierwszym wyrobem kuchennym był mikser barowy dla małej gastronomii.
Produkcję fabryki z Rzeszowa naznaczył pewien socjologiczny paradoks. Ze względów technologicznych większość załogi stanowili rzecz jasna mężczyźni, ale wyroby służące gospodarstwom domowym kierowane były głównie do kobiet. To znaczy — w rodzinnych realiach nie one były płatniczkami, lecz na pewno zakupowymi decydentkami i potem użytkowniczkami sprzętu. W epoce wiecznych niedoborów rynkowych produkcja z Rzeszowa była rozchwytywana, problem marketingu w ogóle nie istniał.
Symbolem ewolucji przedsiębiorstwa stała się od 1967 r. kolejna nazwa — Rzeszowskie Zakłady Elektromechaniczne Zelmer. Zarejestrowany został znany na całym świecie znak towarowy Zelmer. Przed przyjęciem handlowego logo obowiązkiem stało się jednak nadanie w 1959 r. słusznego ideologicznie imienia, ale na szczęście nie żadnego tam Feliksa Dzierżyńskiego czy Karola Świerczewskiego. Patronem został lokalny działacz Augustyn Micał, ślusarz, członek przedwojennej Komunistycznej Partii Polski (zniszczonej przez Józefa Stalina), organizujący w 1932 r. strajk w wytwórni kuchni polowych istniejącej kiedyś na terenie Zelmeru. Było to naprawdę inteligentne wyjście, łączące obligo wobec politycznego betonu z lokalną tradycją pracowniczą.
Zachodnia jakość bez kupna licencji
Rozwojowym kamieniem milowym w dziejach Zelmeru stał się rok 1970, kiedy uruchomiono produkcję na eksport do „wysoko rozwiniętych państw kapitalistycznych” (ówczesne urzędowe określenie), w tym Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, czyli matki dzisiejszej Unii Europejskiej. Wymagało to wykonania w Rzeszowie skoku jakościowego, naturalnie podnoszącego również poziom oferty krajowej. Rzecz jasna jeśli gdzieś w sklepach pojawiały się zelmerowskie tzw. odrzuty z eksportu (np. z powodu zadrapania lakieru etc.), to szczęśliwi nabywcy byli wręcz wniebowzięci. Eksport rozszerzył asortyment produkcji, pojawiły się m.in. ekspresy do kawy, krajalnice, szatkownice do jarzyn i owoców, roboty z młynkiem żarnowym, malaksery, noże elektryczne. To były sprzęty rzeczywiście cywilizujące polskie gospodarstwa domowe. Co bardzo ważne, Zelmer rozwijał się w dekadzie towarzysza Edwarda Gierka dość nietypowo. Wiele wiodących fabryk wdrażało w latach siedemdziesiątych kupowane za kredyty zachodnie licencje, które miały być spłacane produkcją — niestety, ten ostatni element transakcji często nie wychodził. Tymczasem wyroby z Rzeszowa zawierały polską myśl techniczną, z kapitalistami została jedynie zawarta ważna i pożyteczna umowa o współpracy dystrybucyjnej na zachodnich rynkach ze szwajcarską firmą Rotel AG. W tamtym okresie Zelmer należał do zjednoczenia Predom, które zostało wpisane do nazwy. Mimo teoretycznego parasola zjednoczenia fabryka wolała ograniczać do minimum uzależnienie od powiązań kooperacyjnych z podmiotami rozsianymi po kraju, będących zmorą gospodarki planowej. Dlatego tak wielkie znaczenie miało np. rozwijanie na miejscu produkcji najróżniejszych elektrycznych silniczków, których sprawność ma dla sprzętu gospodarstwa domowego decydujące znaczenie.
Rynkowy skok na głęboką wodę
Do końca epoki PRL sytuacja się nie zmieniała. Zakłady Zmechanizowanego Sprzętu Domowego Predom-Zelmer pozostawały podmiotem absolutnie dominującym w krajowym sektorze AGD, mając ponad 80 proc. udziału w rynku. Dochodziły kolejne produkty — kuchenki mikrofalowe, ekspresy do kawy, wagi. Ponieważ firma zawsze stała na własnych nogach, nie została uderzona przemianami rynkowymi po 1990 r. tak silnie, jak wiele innych przedsiębiorstw, które w minionym ustroju również były niekwestionowanymi ikonami. W pierwszych latach Zelmerowi powodziło się wręcz dobrze, zdobywał nagrody jakości i nie tracił rynku. Przedsiębiorstwo państwowe zostało w 2001 r. standardowo przekształcone w spółkę akcyjną, a w 2005 r. jego akcje zadebiutowały na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie.
Na parkiecie spółka wytrwała osiem lat, a jej wycofanie w 2013 r. wiązało się ze zmianami właścicielskimi. W okresie giełdowym naturalnie uderzył w Zelmer globalny kryzys po upadku Lehman Brothers. Spadek zamówień spowodował w 2009 r. zwolnienia. Z drugiej strony podjęto wtedy decyzję o budowie nowej hali fabrycznej w nowym miejscu, gdyż starych obiektów nie było sensu modernizować.
Rok 2011 w dziejach Zelmeru można porównywać tylko z 1937. Spółka przeniosła całą produkcję z centrum Rzeszowa do Rogoźnicy, leżącej 11 km na północ, koło portu lotniczego Rzeszów Jasionka. Nowa siedziba w podstrefie Specjalnej Strefy Ekonomicznej Euro-Park Mielec ma ponad 32 tys. mkw. i jest jedną z najnowocześniejszych fabryk w Polsce. Trzynaście linii produkcyjnych specjalizuje się w odkurzaczach i sprzęcie kuchennym. Na miejscu skoncentrowano całość produkcji — od przetwórstwa tworzyw po pakowanie gotowego wyrobu. Przeprowadzka to niewątpliwie symbol rozwoju Zelmeru, który pozostaje krajowym potentatem w branży drobnego sprzętu AGD i eksportuje do 35 państw. Teren po starym zakładzie w centrum miasta sprzedano zaś firmie deweloperskiej, z pozostawieniem na jego skrawku administracyjnej siedziby spółki.
Los polskiej marki w obcych rękach
Rok 2013 przyniósł natomiast rozstrzygnięcie w sprawie kapitałowej i własnościowej przyszłości Zelmeru. Główny akcjonariusz, amerykański fundusz Enterprise Investors, postanowił sprzedać udziały i poszukiwał strategicznego inwestora. Zainteresowani byli m.in. Chińczycy, Koreańczycy, ale ostatecznie akcje kupił niemiecki koncern BSH Bosch und Siemens Hausgeräte GmbH z siedzibą w Monachium. 22 marca 2013 r. Zelmer stał się zatem częścią potężnej grupy, która w Polsce wypuściła odnogę BSH Sprzęt Gospodarstwa Domowego.
Wejście tak poważnego inwestora branżowego co do zasady było rozwiązaniem na pewno lepszym, niż np. kupienie akcji przez jakiś inny fundusz inwestycyjny. Ale natychmiast zawisło naturalne pytanie — co dalej z marką Zelmer... Skoro podkarpacką spółkę kupił koncern posiadający globalne i rozpoznawalne marki Bosch i Siemens — to jak długo produkowane będą odkurzacze z naszym logo? Przykłady z innych branż dowodzą, że biznesowym standardem staje się stopniowe wchłanianie i likwidowanie polskich marek przez zagranicznych nabywców — na przykład Telekomunikacji Polskiej przez Orange czy Ery przez T-mobile, tak samo dzieje się obecnie w bankowości.
Na szczęście nie istnieje — przynajmniej według stanu spraw w sierpniu 2014 r. — ryzyko zniknięcia szacownej marki Zelmer, która sama w sobie wyceniana jest na ponad 100 mln zł. Sztandarowa firma Podkarpacia należy już do kapitału obcego, ale czysto polskie pozostało jej logo, notabene wywodzące się z czasów upadlego ustroju. Znacznie większym historyczno-biznesowym paradoksem jest jednak zestawienie rzeszowskiej inwestycji niemieckiego koncernu BSH z rzeszowskim warsztatem firmy Bosch z okresu niemieckiej okupacji…