Scenariusz klasycznego amerykańskiego thrillera sądowego nie może obejść się bez wątku, w którym obrona analizuje życiorysy członków ławy przysięgłych, żeby przewidzieć tok myślenia, znaleźć słabe punkty ławników itp. Podobnie jest z bankami, które przed posiedzeniem Izby Cywilnej Sądu Najwyższego (SN), zaplanowanym na 25 marca w celu podjęcia uchwały w sprawie wykładni dotyczących sporów frankowych, wertują CV 26 sędziów pod kątem decyzji, jakie mogą zapaść.

- Połowa sędziów izby wchodziła w skład zespołów orzekających w sprawach frankowych w ostatnich kilku latach. Wyroki były bardzo różne: od stwierdzenia, że umowa kredytowa może dalej obowiązywać przez wyeliminowanie klauzuli abuzywnej z zachowaniem pierwotnych warunków, po wprowadzenie przelicznika „złoty na LIBOR” – mówi prawnik jednego z banków.
Czy stanowisko zajęte w przeszłości w sprawach frankowych będzie miało wpływ na głosowanie sędziów 25 marca?
- Chodzi o jedną z najważniejszych uchwał Sądu Najwyższego w ostatnich latach. Czasu na rozważenie problemu jest mało. Krótki termin wyznaczony przez pierwszą prezes zaskakuje - zwłaszcza że w składzie izby są sędziowie o wybitnym warsztacie prawniczym oraz tacy, którzy - mówiąc oględnie - mają skromniejszy dorobek – mówi bankowy prawnik.
Uchwała musi zapaść większością dwóch trzecich członków izby. I tu pojawia się problem, ponieważ od czasu zmian wprowadzonych przez PiS w Sądzie Najwyższym istnieje podział na sędziów nominowanych przed reformą i wybranych przez tzw. neo-KRS. Rozłam na starych i nowych członków występuje też w izbie cywilnej, która dotychczas nie zebrała się w pełnym składzie.
- Sprawa ma charakter ustrojowy. Nawet jeśli izba zbierze się w komplecie, może pojawić się pytanie o prawomocność orzeczenia w świetle kontrowersji dotyczących powołania KRS i jej decyzji. Pytania do sędziów są tak napisane, że odpowiedzi będą miały charakter rozstrzygający dla obu stron frankowego sporu: banków i frankowiczów. W efekcie jedna ze stron poczuje się przegrana i być może nie będzie skłonna pogodzić się z tym faktem. To z kolei będzie stanowić podglebie do kwestionowania uchwały – mówi prawnik.
3,2 mln zł kredytu w euro...
Jednego natomiast większości sędziów zarzucić nie będzie można: braku bezstronności ze względu na posiadany kredyt frankowy. Jak wynika z ich oświadczeń majątkowych, na 22 członków izby, których oświadczenia nie zostały utajnione, sześciu spłaca hipotekę, w tym tylko dwóch w CHF. Sędzia Dariusz Dończyk ma stareńką pożyczkę hipoteczną we franku, zaciągniętą jeszcze w 2005 r. Pożyczył wtedy w banku 42,8 tys. CHF. Po czternastu latach (stan na 2019 r.) do spłaty zostało mu 15,8 tys. CHF.
Dr Tomasz Szanciło należy do rocznika frankowiczów, którzy przed laty zapoczątkowali cały ruch „stop bankowemu bezprawiu”. Zaciągnął kredyt w maju 2008 r., a więc w czasie, kiedy frank gwałtownie słabł i kosztował tylko 2,1 zł. Bank wypłacił mu równowartość 225 tys. CHF. W 2019 r. do spłaty miał 146,4 tys. franków.
Obydwa kredyty walutowe to nic nieznaczące pożyczki wobec zadłużenia, jakie w 2010 r. zaciągnął sędzia Marcin Krajewski. Było to 3,2 mln zł indeksowane do euro. Z oświadczenia majątkowego złożonego w ubiegłym roku wynika, że saldo kredytu zmniejszyło się do 411 tys. EUR (ponad 1,8 mln zł). Sędzia Marek Krajewski zasiadał w trzyosobowym składzie SN, który w kwietniu 2019 r. wydał głośne, bo pierwsze na takim szczeblu, orzeczenie wprowadzające do umowy kredytu przelicznik „złoty na LIBOR”. Był też sprawozdawcą w sprawie frankowej, rozpatrywanej również przez trójkę sędziów (wśród nich Tomasza Szanciłę), który za niedozwolone uznał zasady ustalania kursu waluty.
...zakładowe pożyczki i...
Wśród sędziów izby cywilnej hipotekę ma jeszcze Marcin Łochowski, spłacający archaiczny z dzisiejszej perspektywy kredyt „Własny kąt”, zaciągnięty w PKO BP w 2006 r. Z 290 tys. zł na początku zostało mu 112 tys. zł. Z kolei Paweł Grzegorczyk dostał 245 tys. zł z Pekao i spłacił już ponad 200 tys. zł. Sędzia Jacek Grela jest jeszcze bliżej pozbycia się kredytu. Kończy spłacać 665 tys. zł pożyczone na budowę domu - do spłaty zostało mu już tylko 6,9 tys. zł (w 2018 r. saldo wynosiło 120 tys. zł)
Ponadto sześcioro sędziów spłaca rozmaite pożyczki, zaciągnięte głównie w sądowych „kasach zakładowych”. Bywa, że są to niemałe kwoty. Grzegorzowi Misiurkowi SN udzielił 15-letniej pożyczki w wysokości 550 tys. zł na budowę domu. W 2019 r. do spłaty było jeszcze 349 tys. zł.
Stosunkowo niewielkie zadłużenie ma Małgorzata Manowska, Pierwsza Prezes SN. Jeszcze jako sędzia Sądu Okręgowego pożyczyła w zakładowej kasie 90 tys. zł na „poprawę warunków mieszkaniowych” z terminem spłaty do 2028 r. Do spłaty zostało jej 42 tys. zł. Warto dodać, że Małgorzata Manowska jest byłą frankowiczką. Kilka lat temu spłaciła kredyt frankowy w Raiffeisenie.
...jedna akcja
Kredyty hipoteczne ma niewielu sędziów, bo też ich sytuacja mieszkaniowa jest niezła. Wielu ma dom i mieszkanie. Agnieszka Piotrowska zbudowała pokaźne portfolio nieruchomości. Do oświadczenia wpisała pięć mieszkań. Poinformowała również, że dochody z tytułu najmu wyniosły 55 tys. zł.
Z oświadczeń majątkowych wynika, że większość sędziów z izby cywilnej to osoby dość zamożne. Wszyscy mają oszczędności, sięgające czasem kilkuset tysięcy złotych, co z punktu widzenia banków może mieć znacznie, bo świadczy o tym, że sędziowie mają jakie takie rozeznanie na rynku finansowym. Tylko w nielicznych wypadkach wykracza ono poza rachunek bankowy i depozyt. Najwięcej oszczędności zgromadził sędzia Marcin Krajewski – 728 tys. zł plus 18 tys. EUR. Czworo sędziów ma jednostki TFI, tyle samo wykupiło polisę ubezpieczeniową, jeden zainwestował w obligacje, a kolejny otworzył rachunek IKZE.
Gorzej z inwestycjami na rynku kapitałowym - akcje, dokładnie jedną sztukę (Swarzędz), wpisał do oświadczenia tylko Krzysztof Strzelczyk. Pozostali sędziowie ich nie mają.
W miniony piątek Komisja Nadzoru Finansowego poprosiła banki o przedstawienie wyliczenia kosztów ugód z frankowiczami. Szacuje się, że wyniosą one około 35 mld zł. Największa obawa bankowców, związana z marcową uchwałą Sądu Najwyższego, dotyczy jednego z czterech pytań zadanych przez pierwszą prezes - odpowiedź może wywindować koszty do 200 mld zł.
Chodzi o rozstrzygnięcie kwestii przedawnienia roszczeń banku wobec klienta z tytułu korzystania z kapitału w przypadku uznania umowy kredytu za nieważną. Jeśli sędziowie uznają, że roszczenie jest przedawnione, klient nie będzie musiał ani spłacać kredytu, ani płacić bankowi za to, że kiedyś dał mu pieniądze na kupno mieszkania. Więcej - sam będzie mógł zwrócić się o zwrot zapłaconych rat kredytu, którego umowa została unieważniona.
Darmowe mieszkania oznaczałyby katastrofę dla sporej części sektora bankowego. Większości banków nie byłoby stać na udźwignięcie kosztów takiego rozstrzygnięcia.
Bankowi prawnicy przyznają jednak, że choć pytania pierwszej prezes są dla banków niewygodne, odpowiedzi pozwolą wreszcie rozstrzygnąć najistotniejsze kwestie dotyczące spraw frankowych.