Sejmowa arytmetyka wskazuje Balcerowicza
Paradoksalnie, ale przymiarki do zmiany prezesa Narodowego Banku Polskiego na razie opierają się na wątłej podstawie prawnej — ustnej deklaracji Hanny Gronkiewicz- -Waltz, iż 31 grudnia 2000 r. chciałaby już mieć wolną rękę i spokojnie wyjechać do EBOiR. Tymczasem dotychczasowa prezes NBP przestanie nią być dopiero w chwili podjęcia przez Sejm uchwały o jej odwołaniu ze stanowiska, w związku ze złożoną pisemnie rezygnacją. Z kolei takowa nie powinna wpłynąć, dopóki pani prezes nie upewni się, że prezydent wynegocjował kandydaturę jej następcy.
Przypomnijmy, iż prezes NBP powoływany jest przez Sejm na wniosek prezydenta. Formuła „powoływany” oznacza, że prezydent wystawia tylko jednego kandydata — czyli dokonuje rzeczywistej rekrutacji na stanowisko szefa banku centralnego i oznajmia parlamentowi „ten, a jeśli go nie zechcecie — to będę myślał, co dalej”. Być może w aktualnej sytuacji wygodniejszy dla głowy państwa byłby konstytucyjny zapis „wybierany” — co umożliwiłoby zakwalifikowanie i przedstawienie Sejmowi nawet kilku kandydatur.
Prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu oczywiście zależy na trafieniu za pierwszym podejściem. Kwestia jest znacznie trudniejsza, niż miało to niedawno miejsce w przypadku nowego szefa Sztabu Generalnego — w tamtej sprawie potrzebne było tylko porozumienie prezydenta i premiera. Dlatego wczoraj w Pałacu Prezydenckim przyjmowani byli szefowie klubów parlamentarnych, którzy zapoznawali się z listą kandydatów na kandydata oraz wstępnie deklarowali, który z nich na czyje poparcie może liczyć.
Lista ta nie istnieje na piśmie, ale jest ogólnie znana. Hipotetyczną piątkę można podzielić na kadrę (trzy pierwsze nazwiska) oraz rezerwę (dwa kolejne). W grę wchodzą następujący kandydaci:
- Leszek Balcerowicz — były wicepremier i minister finansów. Popierany jest tylko przez UW, jednak z prostej arytmetyki sejmowej wynika, iż jako jedyny ma realne szanse, ponieważ Unia na nikogo innego (poza własnym kandydatem rezerwowym) głosów nie przerzuci! Dlatego zapewne zostanie wybrany przez koalicję AWS/UW, za cenę uchwalenia przez tę samą koalicję budżetu. Mało prawdopodobny jest alians SLD/UW, wspólnie wybierający prezesa NBP i następnie wspólnie zrywający budżet.
- Dariusz Rosati — były minister spraw zagranicznych, członek RPP powołany przez prezydenta. Może liczyć na głosy SLD i ewentualnie PSL.
- Bogusław Grabowski — członek RPP powołany przez Senat, potencjalny kandydat na premiera w czasie tegorocznego przesilenia rządowego. Może liczyć na głosy AWS i ewentualnie małych kół oraz posłów nie zrzeszonych.
- Jerzy Osiatyński — były minister finansów, rezerwowy kandydat UW w sytuacji, gdyby autorytarny styl Leszka Balcerowicza okazał się mimo wszystko nie do przyjęcia dla AWS. Popierany przez UW, a ewentualnie (z konieczności) także przez AWS.
- Cezary Józefiak — członek RPP powołany przez Senat. Może liczyć na głosy AWS i ewentualnie małych kół oraz posłów nie zrzeszonych.
Wypada zauważyć, że nieobecni na liście są:
4 Marek Belka — prezydent ma wobec swego doradcy ekonomicznego „inne plany”. Chciałby, aby w ewentualnym rządzie SLD profesor ponownie objął stanowisko wicepremiera, szefa KERM i ministra finansów — a wówczas prezydent będzie „spał spokojnie”.
4 Andrzej Olechowski — kandydat tak naturalny, że aż… nie mający w upartyjnionym Sejmie jakichkolwiek szans.
Z kalendarza wynika, iż zmiana na stanowisku prezesa NBP nastąpi na ostatnim tegorocznym posiedzeniu Sejmu, w dniach 20-22 grudnia. Potencjalny kandydat Leszek Balcerowicz zapewne 17 grudnia, na zakończenie V Kongresu UW, złoży członkostwo w partii — co zostanie przyjęte z pełną aprobatą przez delegatów.
Będzie to sygnał dla prezydenta o możliwości wysłania pisma do Sejmu.
A potem już wszystko w rękach posłów. Przy okazji prostujemy błędną informację, że do powołania prezesa NBP potrzeba 231 głosów. Otóż wymagana jest większość bezwzględna, ale w stosunku do liczby uczestniczących w głosowaniu.
Ponieważ ta nigdy
nie przekracza 430-440,
a zatem wystarczy elektorat realnie liczący 215-220 posłów.