Sir Alex Ferguson inwestuje w karty

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2014-05-30 09:03

Co ma wspólnego były trener Manchesteru United z Justinem Bieberem, Magicem Johnsonem i siostrami Kardashian? Wszyscy inwestują w karty przedpłacone. W Polsce w taki biznes mógł wejść może Adam Małysz. Dzisiaj już jest za późno.

Sir Alex Ferguson żywa legenda angielskiej piłki dorabia na emeryturze inwestując w karty przedpłacone, a dokładniej w startup działający na Wyspach – Pockit. Były menedżer MU dorzucił się do 1 mln funtów jakie firma zbierała w ramach ostatniej tury gromadzenia kapitału (pieniądze wyłożył też były szef Mothercare). Sir Ferguson powiedział, że jest bardzo podekscytowany planami rozwoju Pockit.


Co takiego kręcącego jest w jego kartach? Głowią się nad tym analitycy, bo przecież karty w związku z kroczącymi obniżkami prowizji interchange UE, które w perspektywie kilku lat spadną do 0,2 proc. wartości transakcji, to biznes doprawdy mało seksowny z punktu widzenia inwestorów.

Dla klientów Pockity wyglądają natomiast całkiem do rzeczy, choć tani to plastik nie jest, a gdyby w Polsce ktoś wymyślił takie prowizje, użytkownicy zabiliby go śmiechem. Karta jest wolna od miesięcznych opłat, ale od każdej transakcji pobierane jest 0,45 funta opłaty transakcyjnej, wypłata z bankomatu kosztuje 1,5 GBP. Kartę można doładować w 27 tys. punktów, jednak na poczcie zasilenie kosztuje 1 funta, a w paypoint – 3 proc. wartości doładowania.
Takie są minusy, ale marchewka też jest spora. Pockit oferuje cashback aż do 10 proc. w kilkunastu sieciach. W Marks&Spencer zwrot wynosi 6 proc., New Look 7 proc.) ToyRus 6 proc., a w Stradzie 8 proc. Jest się więc nad czym zastanowić, bo Pockit może być całkiem sensowną kartą zakupową z niemałymi zniżkami.


Czy w Polsce taki model by chwycił? Jak na razie prepaidy cieszą się równą popularnością jak stałe zlecenia, czyli prawie żadną. Trudno się dziwić, ponieważ w kraju gdzie rachunki są za darmo, lub  prawie za darmo, miejsca na przedpłacony plastik jest mało. W UK a głównie w USA (a także we Włoszech) prepaidy stały się popularne jako alternatywa wobec płatnych rachunków bankowych. W Stanach Zjednoczonych powstał ciekawy segment tego rynku – celebrity card. Chyba jako pierwsze własną kartę zaczęły emitować siostry Kardashian – Kardashian Kard. Pojawiła się na rynku na początku października w 2010 r. i pod koniec miesiąca zniknęła strawiona przez żywiołowy płomień społecznej krytyki jaki spłynął na „Kardaszianki” za kosmiczne prowizje i chęć oskubania klientów. Z internetowej kwerendy wynika, że karty celebrytek nadal są w obiegu. I nadal słono kosztują: 9,95 dolarów za aktywację, 7,96 USD miesięcznego abonamentu i 1,5 USD za wypłatę z bankomatu.

Mniej pazerny jest Justin Bieber, który też wydaje własną kartę SpentSmart, a także zabiera głos ekspercki w sprawach finansowych, radząc nastolatkom jak wydawać pieniądze. Naprawdę, niech lepiej już śpiewa. Bieber za wydanie karty nie liczy sobie nic, a także za użytkowanie w pierwszym miesiącu. W kolejnych zaśpiewa 3,95 USD i 1,5 USD za wypłatę gotówki. W przeciwieństwie do Kardashianek wprowadził też karna opłatę jeśli karta nie jest używana przez 30 dni – 3 dolary kary.

Na marnowanie plastiku nie pozwala też Russell Simons, producent muzyki hip-hopowej, właściciel marki BabyPhat (i kilku innych) oraz prepaida RushCard z logo Visa (Bieber i Kardashians współpracują z Mastercardem). Opłata karna za odłożenie karty do szuflady wynosi 1,95 USD, ale naliczana jest po 90 dniach leżakowania. Simons liczy sobie też 9,95 USD za wydanie karty i tyle samo w ramach miesięcznego abonamentu.

Taki sam taryfikator jak w kartach Biebera obowiązuje w karcie dla fanów sagi Twilight. Wydawcą jest Splash, firma współpracująca z Mastercardem, wyspecjalizowana w kartach przedpłaconych dla nastolatków, która ma na koncie całą serię kart celebryckich (żadne nazwisko nic mi jednak nie mówi). Inna jest tylko kara za odstawienie karty – 1,95 dolara i naliczana jest po 3 miesiącach.

Stosunkowo tanią kartę oferuje Magic Johnson. Nazywa się ona, a jakże, Magic. Wydanie kosztuje 4,95 USD, tyle samo wynosi opłata miesięczna. Magic trochę czaruje z bankomatami, ale efekt jest taki, że gotówkę wypłaca taniej niż konkurenci. Darmowe są wypłaty w sieciach bankowych. U niezależnych operatorów bezprowizyjne są dwie wypłaty, a każda kolejna kosztuje 2 dolary.

Swoją kartę przedpłaconą ma też bardzo popularna telewizyjna doradczyni finansowa, rodzaj Maćka Samcika w spódnicy, Suze Ormuz, która swoim nazwiskiem firmuje i zarabia na prowizjach „Approved Card”.

Nie wiem w jakim nakładzie rozchodzą się karty z celebrytami, ale musza sprzedawać się nieźle, ponieważ oprócz Kardashianek, na razie nikt nie zwinął kartowego biznesu. Tak myślę, że w Polsce takie karty też mogłyby sprzedawać się nieźle. Gdyby np. Adam Małysz w szczycie małyszomanii zaczął emitować karty a nie znaczki pocztowe, to być może zrobiłby na tym biznes. Gdyby taka karta dawała jeszcze zniżkę na piwno i kiełbasę z grilla pod skocznią, to żaden bank ze swoją kartą by mu nie podskoczył.

 

Zapraszam też do lektury mojego bloga na stronie Obiektywnie o finansach

Oraz na fejsbukową storę Twaróg o finansach


Poza Adamem Małyszem nie wiem czy jest jakiś polski celebryta, który mógłby zaryzykować wejście w taki biznes, choć przyznaję, że nie mam pojęcia kto jest dzisiaj idolem gimbazy, a to właśnie nastolatki w dużej mierze są konsumentami celebryckiego plastiku.

Jakieś podobieństwo do kart celebryckich wykazuje karta Legii, emitowana przez Getin dla kibiców stołecznego zespołu. Myślę, że być może własną kartę mogliby wydać producenci jakiegoś serialu: „Rancza”, czy innej „Mody na miłość”. W ramach product placementu można byłoby ją łatwo reklamować na ekranie. A gdyby udało się jeszcze wpiąć w jakiś program wspierania obrotu bezgotówkowego w Polsce, to kto wie, może i jakiś medal od ZBP lub nawet NBP by się trafił.
Sęk tylko w tym, że po cięciach interchange snucie takich planów to już czysta fantazja. O stworzeniu własnej karty mogą dzisiaj ewentualnie pomyśleć naprawdę duzi gracze, nastawieni na zarobek nie z prowizji, ale z obracania pieniądzem trzymanym na przedpłaconych rachunkach, co z powodzeniem robi Starbucks w USA, który dzięki kartom lojalnościowym ma kilka miliardów dolarów dodatkowej płynności pod ręką. Kto w Polsce mógłby się porwać na coś takiego poza PayU?