Jesteśmy mistrzami świata w narzekaniu na niby — za czarnowidztwem kryje się bowiem… nasz niepoprawny optymizm.
Pewien polski profesor przez 100 dni pytał grupę studentów, jak się czują: lepiej niż zwykle, tak samo jak zwykle czy gorzej niż zwykle. Z wyjątkiem dwóch osób zwykle wszyscy czuli się gorzej niż zwykle. Podobne badanie przeprowadzono kilkadziesiąt lat wcześniej w USA. Chyba nikogo nie zdziwi, że amerykańscy studenci zwykle czuli się lepiej niż zwykle. Czy to nie dowodzi, że samopoczucie człowieka zależy od kultury, w której żyje?
U nas dominuje kultura narzekania, tzw. polska norma negatywności. Na pytanie „co słychać?” Kowalski niezmiennie odpowiada „stara bieda” — choćby dopiero co dostał spadek, podwyżkę lub awans. Trenerzy rozwoju osobistego i mówcy motywacyjni próbują nam zaszczepić iście amerykański entuzjazm. Na próżno.

Pod koniec lat 90. socjolog Ewa Grzeszczyk przeprowadziła w Łodzi i Warszawie serię wywiadów dotyczących osiągnięć w życiu i pracy. Respondenci — młodzi pracownicy firm państwowych, prywatnych i bezrobotni — odnosili się z rezerwą do anglosaskich wzorców sukcesu, promowanych przez korporacje, media i poradniki rozwoju osobistego. Mówili, że chroniczne zmęczenie, stres i pośpiech, ale też kompromisy moralne, to zbyt wysoka cena prestiżu i kariery. Woleli pozostać przy swoim negatywnym postrzeganiu spraw. Skąd nasza odporność na pozytywne myślenie?
Przekleństwo słowiańskich bogów
Poszukiwania zawiodą nas do świata pogańskich Słowian, którzy wierzyli w demony uwielbiające szkodzić ludziom. Nic tak ich nie cieszyło, jak możliwość obrócenia czyjegoś szczęścia w tragedię, śmiechu w łzy — twierdzą etnografowie. Przezorny człowiek ukrywał więc, że mu się powodzi. Zawsze przyjmował zgnębiony wyraz twarzy i psioczył na swój los, by złośliwe duchy na swoją ofiarę wybrały kogoś innego. Polski rolnik, który zawsze narzeka na klęskę — urodzaju lub nieurodzaju — nawet nie zdaje sobie sprawy, że kieruje się życiową mądrością sprzed tysięcy lat.
Ludzie o dużej skłonności do chronicznego narzekania – a może ono być tak samo chroniczne jak katar – mają bardziej negatywną wizję świata społecznego. Nie konkretnych osób, ale całych kategorii typu uczeń, lekarz, nauczyciel. Policjant, który w pracy widzi samych złodziei, także po pracy będzie ich wszędzie widział.
Naiwnością byłoby sądzić, że po trzech dekadach demokracji i wolnego rynku wyzwolimy się z objęć biadolenia, które ma źródło w czasach prehistorycznych. O magicznej funkcji narzekania mówi psycholog Bogdan Wojciszke: zgodnie z przysłowiem „nie chwal dnia przed zachodem słońca”, unikamy przedwczesnej radości i marudzimy, żeby nie zapeszyć. Obowiązują scenariusze biadolenia, których nieprzestrzeganie grozi odrzuceniem przez grupę. Niemile widziani są ludzie zadowoleni z pracy, zarobków i szefa. Przyczepia się im łatkę korporacyjnych szczurów lub — co chyba gorsze — osób ograniczonych umysłowo.
Te epitety służą podtrzymaniu jedności. Wystarczy pogodę nazwać beznadziejną, a rząd głupim, by stworzyć więź z nieznajomym. Psycholodzy mówią o fenomenie towarzyszy niedoli, polegającym na poczuciu wspólnoty z tymi, którzy doświadczają podobnych problemów — sama świadomość, że w swoim czarnowidztwie nie jesteśmy sami, może łagodzić negatywne emocje.
Optymizm na opak
Umiejętne zrzędzenie przysparza nam sojuszników, a nawet fanów. Ktoś, kto narzeka na poziom polskiej polityki, służby zdrowia i piłki nożnej, sprawia wrażenie eksperta w tych dziedzinach. Prof. Dariusz Doliński podaje przykład badań oceniających recenzentów: surowi, w porównaniu z łagodnymi, zostali uznani za mniej sympatycznych, za to bardziej inteligentnych i kompetentnych.
Wreszcie narzekanie może być skuteczną strategią obronną. Wyobraźmy sobie człowieka, który chwali się wyjątkowymi zdolnościami biznesowymi. Nie zakłada jednak własnej firmy, bo — tłumaczy — państwo tłamsi wolność gospodarczą. To sprytny sposób na usprawiedliwienie swojego lenistwa i tchórzostwa. Zamiast wyśmiać delikwenta, słuchacze kiwają ze zrozumieniem głowami. Męczydusza staje się ich bohaterem. Głoszenie negatywnych przekonań — paradoksalnie — toruje drogę do pozytywnego samopoczucia.
© ℗Podpis: Mirosław Konkel