Smooth Jazz Cafe serwuje muzykę zamiast deseru
Smooth Jazz Cafe można śmiało polecić osobom, które muszą spokojnie porozmawiać, nie tylko o interesach. Niestety, coś za coś. Spokój i dobra muzyka nie zrekompensują niedociągnięć kucharza, który... nie lubi łasuchów.
Europlex przy Puławskiej aspiruje niewątpliwie do miana zagłębia rozrywki dla klasy średniej.
Młodzi menedżerowie mogą tu przyjść i, powiedzmy sobie szczerze, w typowy dla siebie sposób szybko odpocząć. Gdyby jednak znaleźli się wśród nich tacy, którzy chcieliby na pewien czas nieco zwolnić tempo swego życia, mogą śmiało odwiedzić Smooth Jazz Cafe.
Od wejścia odczuwa się nastrojowy klimat restauracji: spokojny jazz sączy się z głośników, a sympatyczna kelnerka wita gości, podając menu. Lokal w dni powszednie nie jest zbyt przeludniony, muzyka nie zagłusza myśli, więc można swobodnie porozmawiać o... cóż, jak zwykle o interesach.
Zaczęłam tradycyjnie, od przystawek: sałatka grecka — raczej polska, ale smaczna. Na ciepło: pyszny knedelek z sosem grzybowym — jedynie z nazwy pyszny, w rzeczywistości nieco mdły. Godny polecenia jest za to bulion z naleśnikami. Tak dobrze przyrządzonej i delikatnie przyprawionej zupy dawno już nie jadłam. Na drugie danie polędwica z rusztu, która smakiem nie zaskakuje, ale też nie można jej niczego zarzucić. Można też się skusić na sandacza po polsku. Tylko, czy aby na pewno sandacze z naszej kuchni posiadają tak mało walorów smakowych? Cóż, być może w pewnych okolicznościach tracą je na rzecz jazzu.
Przejdźmy jednak do deseru. Tutaj zaczyna się zabawa z kelnerką w tzw. ciuciubabkę. Fantazja lodowa, chociaż brzmi ładnie i kusząco, musiała niestety pozostać w sferze moich fantazji. Sernika też nie było — ale jazz! Przemiła obsługa zaproponowała tort bezowy z bitą śmietaną, nie wszyscy jednak to lubią. Ja do nich należę.