Studia filmowe liczą na Oscary
Ruszyła coroczna akcja marketingowa związana z wyścigiem do Oscarów. Nagrody amerykańskiej Akademii Filmowej pomogą wytwórniom związać koniec z końcem.
Jak co roku o tej porze w USA rozpoczęła się oskarowa gorączka. Stawką w wyścigu o statuetki amerykańskiej Akademii Filmowej jest nie tylko prestiż, ale także pieniądze. Łakomym kąskiem są zarówno wpływy ze sprzedaży biletów, jak i późniejsze zyski z dystrybucji kaset wideo czy wreszcie praw do telewizyjnych emisji.
— Studio filmowe, które wyprodukuje nagrodzony Oscarem film, liczy na 15-proc. wzrost zysków — ocenia Jeffrey Logsdon, analityk Gerard Klauer Mattison & Co.
Dla przykładu — ubiegłoroczny zysk studia filmowego Walta Disneya sięgnął 110 mln USD (około 450 mln zł). Oskarowa gra toczy się o dziesiątki milionów dolarów. W czasach kryzysu gnębiącego hollywoodzką fabrykę snów dla wielu wytwórni oznacza to możliwość wyjścia na prostą. Zwłaszcza że akcje niektórych spółek filmowych straciły w ciągu roku nawet 50 proc. swojej wartości.
Tegorocznymi faworytami są: Universal Studios kontrolowane przez Vivendi, Sony Pictures, Miramax będące w posiadaniu koncernu Walt Disney oraz USA Networks. Universal wyprodukował dwa nominowane w tym roku filmy: „Erin Brockovich” i „Gladiatora”, z którego światowe wpływy do kas biletowych od czasu premiery w maju ubiegłego roku wyniosły 440 mln USD (około 1,8 mld zł). Należącej do Vivendi spółce nie wiedzie się jednak równie dobrze na parkiecie — notowane w Nowym Jorku akcje US straciły w ciągu roku aż 46 proc. swojej wartości.
Oscary dają wytwórniom filmowym szansę teoretycznie bezpłatnej promocji. Naprawdę jednak na nagrody mogą liczyć przede wszystkim obrazy wcześniej reklamowane. Marketing nabiera w branży filmowej coraz większego znaczenia — w 2000 roku na jeden wyprodukowany w USA film przypadało około 26 mln USD (około 106 mln zł) przeznaczonych na reklamę. Oscary okazują się jednak świetną inwestycją — najbardziej kasowi aktorzy często wybierają wytwórnie obsypane złotymi statuetkami.