O podejrzanej działalności spółki Progres Investment (PI), notowanej w latach 2011-15 na NewConnect i specjalizującej się w udzielaniu krótkoterminowego finansowania, pisaliśmy w „PB” kilkakrotnie. Ostatecznie prokuratura uznała, że PI działał jak zorganizowana grupa przestępcza, która bezprawnie przejęła majątek klientów wart ponad 100 mln zł, a w ramach drugiego śledztwa, że 160 mln zł przez niegospodarność utopił w Progresie życiowy ubezpieczyciel Benefia (dziś Compensa).
Podejrzani: prezes i adwokat
Obie sprawy trafiły już z aktami oskarżenia do sądów, a wśród 17 osób, które stoją łącznie pod 69 zarzutami przestępstw, są dwaj kolejni prezesi PI: Paweł J. (z lat 2010-12) i Przemysław M. (z lat 2012-14). Z informacji „PB” wynika, że tę specyficzną sztafetę oskarżonych szefów Progresu może niedługo uzupełnić Andrzej S., prezes spółki w latach 2014-16, a wcześniej m.in. wiceprezes Ganta i Inventum TFI. Razem z warszawskim adwokatem Januszem S. jest bowiem podejrzany o niegospodarność i działanie na szkodę wierzycieli PI.
— Zarzuty przedstawione Andrzejowi S. i Januszowi S. obejmują działanie na szkodę spółki Progres Investment oraz uszczuplenie zaspokojenia jej wierzycieli w związku z nabyciem przez spółkę certyfikatów inwestycyjnych — mówi Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Kim jest Janusz S.? W 2014 r., po straceniu kontroli nad PI przez jego założyciela Pawła J., decydujący wpływ na spółkę zyskali jej prezes Andrzej S. i właśnie Janusz S., prawnik reprezentujący dwóch akcjonariuszy Progresu, posiadających łącznie ponad połowę kapitału spółki.
Wyprowadzanie majątku
Właśnie za czasów tego duetu, w 2014 r., PI przeprowadził dwie kontrowersyjne transakcje ze spółką Polmozbyt Szczecin (PS). Kupił od niej za 20,3 mln zł certyfikaty inwestycyjne Capital Insurance FIZAN oraz sprzedał PS nieruchomość położoną w pobliżu warszawskiego lotniska Okęcie, nie podając kwoty. Niedługo po tych transakcjach ujawniliśmy w „PB”, że PS nie był przypadkowym kontrahentem Progresu. Za pośrednictwem dwóch kolejnych firm — Polmozbyt Group i KDS Commimmo — kontrolowała go była żona Janusza S., a on sam był prokurentem PS i KDS Commimmo oraz prezesem Polmozbyt Group.
W sierpniu 2015 r. sąd ogłosił upadłość PI i władzę w firmie przejął syndyk Maksymilian Wrzesiński. Kilka miesięcy później zawiadomił prokuraturę o obu transakcjach z PS. Twierdząc, że certyfikaty Capital Insurance FIZAN były warte nie 20,3 mln zł, lecz… 0 zł, oraz że stołeczna nieruchomość została sprzedana za cenę wielokrotnie niższą (niecałe 400 tys. zł) niż rynkowa (syndyk oszacował ją na 24 mln zł).
To właśnie sprawa certyfikatów zaowocowała zarzutami dla Andrzeja S. i Janusza S. Prokuratura co prawda wyceniła papiery nie na 0 zł, lecz 1,73 mln zł, ale tak czy inaczej — uznała transakcję za nieuzasadnioną ekonomicznie i nakierowaną na wyprowadzenie z PI majątku o wartości ponad 18,5 mln zł.

Nieprawda w prospekcie emisyjnym
Jak do zarzutów prokuratury odnoszą się obaj podejrzani? Nie wiadomo. Z Andrzejem S. nie udało nam się skontaktować. W 2014 r. były szef PI tłumaczył zakup certyfikatów potrzebą pozyskania bardziej płynnych instrumentów, które „umożliwią uzyskanie środków do prowadzenia dalszej działalności”. Dwa lata później, kiedy już trwało śledztwo, przekazał „PB” przez współpracownika, że „nie podjął działań, które wykraczałyby poza ramy prawne”.
Nasze prośby o kontakt, przekazane Januszowi S., również pozostały bez odpowiedzi. We wcześniejszych rozmowach z „PB” przekonywał, że certyfikaty były wyceniane przez depozytariusza funduszu, czyli Raiffeisena, na „kilkadziesiąt milionów złotych”. Z ustaleń prokuratury wynika jednak, że już przy emisji certyfikatów ich wycenę prawie czterokrotnie zawyżono. Janusz S. natomiast miał świadomość ich małej wartości, bo kilka dni przed transakcją z Progresem dwa reprezentowane przez niego podmioty (w tym PS) kupowały większą liczbę tych samych certyfikatów za kwoty rzędu… 250—340 tys. zł.
O tym, czy Janusz S. i Andrzej S. są winni, ostatecznie zdecyduje sąd. Na razie trwa śledztwo, a w jego ramach były szef PI podejrzany jest jeszcze o niezłożenie na czas wniosku o ogłoszenie upadłości spółki. Zdaniem prokuratury Progres spełniał przesłanki bankructwa co najmniej od początku 2014 r. i dlatego te same zarzuty usłyszeli członkowie wcześniejszego zarządu PI: Bartłomiej Z., Przemysław M. i Marek A. Dwaj ostatni są dodatkowo podejrzani o podanie nieprawdy w prospekcie emisyjnym spółki z małego parkietu.
Opieszałe sądy
W śledztwie wciąż badane są też wątki, dotyczące podejrzenia faworyzowania jednego z wierzycieli PI oraz rozporządzanie nieruchomościami z pokrzywdzeniem wierzycieli. W tym drugim przypadku chodzi m.in. o sprzedaż działki zlokalizowanej przy stołecznym lotnisku, o której śledczych zawiadomił syndyk Progresu.
Równolegle Maksymilian Wrzesiński próbuje odwrócić skutki prawne obu transakcji z PS z 2014 r. na drodze cywilnej, ale procesy przeciągają się w nieskończoność — w żadnym nie zapadł nawet wyrok w pierwszej instancji. Sprawę komplikuje też fakt, że warszawska nieruchomość ma już nowego właściciela: jest nim nie PS, ale spółka Hana Leenlife, której prezesem jest Artur Pasik, były członek rad nadzorczych PI i PS. Dodatkowo roszczenia do działki wysuwa spadkobierca poprzedniego jej właściciela, opierając je na tym, że — jak uznaje też prokuratura — Progres nabył nieruchomość w drodze oszustwa.