To wyjście pokrętne, ale jedyne

Janusz Lewandowski
opublikowano: 2008-11-07 00:00

Decyzja Komisji Europejskiej w sprawie polskich stoczni jest negatywna i zarazem dająca nadzieję. Negatywna — czyli pozytywna. Wyobrażam sobie dezorientację i frustrację tysięcy rodzin zależnych bytowo od istnienia stoczni w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie — które słyszą komunikat takiej treści, a żyją w niepewności długie miesiące.

Polski rząd oraz Komisja Europejska próbują łowić w mętnej wodzie. Pomoc publiczna ma być zwrócona, ale może się to dokonać w drodze kontrolowanej likwidacji stoczniowych bytów, opartej na specustawie. Cała sztuka polega na takim pakietowaniu majątku, by zobowiązania pozostały w wydzielonej części, a reszta rozpoczęła "życie po życiu", wolna od obciążeń. Z nadzieją, że nadal będzie to produkcja stoczniowa, czego oficjalnie nie można zastrzec w otwartych i bezwarunkowych przetargach. Obie strony mają przed oczyma precedens greckiej firmy Olympic Airways, która — chociaż pokawałkowana — zachowała lotniczy profil. Nie wiedzą, że w Polsce podobnie operowaliśmy w 1991 r. Polkolor Piaseczno — by wierzycieli zaspokoić na wydzielonej spółce Adextra, a załodze dać szansę mariażu z Thomsonem.

Mniejsza o prototypy. Dla polskich stoczni nie widać innej szansy. Zaś ta jedyna nie spodoba się związkom zawodowym, które wolą trzymać się w kupie i generalnie wkroczyły na wojenną ścieżkę z rządem. Suma ludzkich błędów na górze i na dole sprawiła, że stocznie muszą przejść czyściec, by przeżyć. Bez nadziei, że trafią do raju.

Janusz Lewandowski

europoseł Platformy Obywatelskiej