Nowelizacja rozporządzenia ograniczającego nadmiarowe zyski ma być korzystna dla kontraktów PPA. Póki jej jednak nie ma, inwestorzy czekają albo próbują renegocjować umowy.
Resort klimatu zapowiedział nowelizację rozporządzenia ograniczającego nadmiarowe zyski wytwórców energii i spółek obrotu. Na razie znamy tylko lakoniczny opis planowanej nowelizacji, ale według wczorajszych wieści, pełen tekst rozporządzenia miał się pojawić w każdej chwili. Poza kwestiami PPA, ma doprecyzować m.in. kwestię kosztów zakupu i umorzenia świadectw pochodzenia.

Obecne rozporządzenie weszło w życie 1 grudnia, a opublikowane zostało miesiąc termu. Konieczność jego zmiany branża energetyczna wiąże ze zbyt pośpiesznym procesem legislacyjnym. W trakcie seminarium Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej dyskutanci narzekali, że rozporządzenia nie poprzedziły konsultacje, przez co w przepisach są ewidentne omyłki. W przypadku umów PPA omyłki oznaczają, że inwestorzy wiatrowi i fotowoltaiczni są obciążeni znaczącymi opłatami. Nowelizacja – jak mają nadzieję inwestorzy - ma te opłaty zmniejszyć do modelu takiego, który obowiązuje też innych wytwórców energii.
Banki są nieufne
Dopóki nowelizacja jest w drodze, dopóty obowiązuje rozporządzenie, które jest surowe dla kontraktów PPA. Dla farm wiatrowych funkcjonujących poza systemem aukcyjnym (wtedy limit jest na poziomie aukcji) limit wynosi 295 zł/MWh. To, co jest ponad tym poziomem, wytwórca musi przekazywać do Funduszu Wypłaty Różnicy Ceny.
Efekty rynkowe już widać – branża jest zmrożona, czeka. Dyskutanci zaproszeni przez PSEW wskazywali, że chwilowo kontrakty PPA są niebankowalne, nawet jeśli można szukać formalno-prawnych sposobów na obejście limitów cenowych. Kluczowe dla zielonych inwestycji jest podejście banków, a te – widząc potężną państwową interwencję – wykazują w tej chwili dużą nieufność.
Polska nie jest wprawdzie odosobnionym przypadkiem interwencji, ponieważ mrożenia cen na różne sposoby próbuje cała Unia Europejska, ale polska interwencja idzie dalej niż rekomendacje Komisji Europejskiej. Piotr Czopek, dyrektor PSEW ds. regulacji, podkreśla, że Komisja rozsądnie rekomendowała interwencję półroczną, podczas gdy Polska wprowadziła ograniczenia aż na cały rok.
PPA to najczęściej umowy bardzo długoterminowe, obliczone na 10-15 lat. Z takiej perspektywy jednoroczna interwencja rządowa nie musi wywracać całego biznesplanu. Wywraca go jednak w przypadku krótszych umów PPA, dwu- lub trzyletnich, których też na rynku nie brakuje. Jeden z prawników wyspecjalizowanych w umowach OZE wskazuje, że słychać już o próbach renegocjacji krótkich PPA, a strony powołują się na zmianę prawa w Polsce.
10h już nie śmieszy
Nowelizacja rozporządzenia nie usunie jednak wszystkich barier, z którymi borykają się inwestorzy w sektorze odnawialnym Polsce. Wspominanie o zniesieniu tzw. zasady 10h, blokującej rozwój nowych projektów wiatrowych, uchodzi już za nieśmieszny żart, ale branża na liberalizację tych zasad wciąż czeka. Jeden z gości PSEW podkreślał, że od 24 lutego, czyli od agresji Rosji na Ukrainę, można było tę potrzebną zmianę przegłosować już kilkadziesiąt razy, z konsultacjami i bez. Ale nie przegłosowano, a dokument utknął w Sejmie.
Problemem są też uśpione przyłączenia, czyli przyłączenia dotyczące projektów, które nie będą budowane, a inwestorzy nie starają się nawet o pozwolenia na budowę etc. Takie przyłączenia będą stopniowo anulowane.
Jednocześnie inwestorzy chcący budować otrzymują odmowy przyłączenia do sieci. Operatorzy odmawiają, bo duża liczba zielonych źródeł wymaga od nich modernizacji sieci i utrudnia pracę. dlatego inwestorzy nawołują do przyjęcia regulacji w tej kwestii.