Ustawa autorstwa ministra Marcina Warchoła napisana w duchu ochrony konsumentów przed firmami windykacyjnymi wciąż nie przybrała ostatecznego kształtu. Ministerstwo Sprawiedliwości (MS) ma nadzieję, że wejdzie w życie „jak najszybciej”, ale - jak podkreśla - uzależnione jest to od przebiegu prac legislacyjnych. Projekt doczekał się drugiej wersji, w której zmieniono połowę zapisów. Wciąż jednak wymaga dalszych uzgodnień - w szczególności z ministerstwami rozwoju (MRiT) i finansów (MF). A uwag jest sporo.
Za mało czasu
Zgodnie z projektem od 1 stycznia 2024 r. miałby działać Rejestr Przedsiębiorstw Windykacyjnych i Windykatorów. MRiT wskazuje jednak, że bez czynności przygotowawczych i ich finansowania nie jest możliwe utworzenie w pełni działającego systemu teleinformatycznego w wyznaczonym terminie.
Kością niezgody wydają się także kwestie podzielenia rejestru na dwa odrębne i nadzoru nad nim. Według MRiT rejestr przedsiębiorstw windykacyjnych powinien prowadzić minister właściwy, a rejestr windykatorów - wojewoda. MS kwestionuje taki podział.
„Utworzenie centralnego rejestru windykatorów ma (...) na celu spójne i szybkie wprowadzanie danych dotyczących windykatorów i przedsiębiorstw windykacyjnych oraz ich wyszukiwanie i nanoszenie zmian w zakresie wpisów widniejących w rejestrze, co w ocenie projektodawcy pozwoli na zapobieżenie ewentualnym nadużyciom, np. w sytuacjach cofnięcia windykatorowi licencji ” - ripostuje Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, w piśmie Olgi Semeniuk-Patkowskiej, wiceminister rozwoju.
MRiT ocenia także, że art. 14, przewidujący udostępnianie przez ministra ds. gospodarki publicznie, w tym także za pośrednictwem strony internetowej, danych przedsiębiorstw windykacyjnych i windykatorów należy doprecyzować, wskazując konkretne miejsc udostępniania. Resort proponuje także usunięcie z projektu zapisu dotyczącego podawania w nocie windykacyjnej numeru PESEL albo daty urodzenia dłużnika.
Bez finansowania
Niewystarczający czas na przygotowania rejestru to niejedyny problem. Ministerstwo Finansów interesuje źródło finansowania nowej ustawy. Resort podkreśla: „wydatki zostały zaprezentowane w taki sposób, że ocena wpływu projektu na zwiększenie wydatków budżetu państwa nie jest możliwa”
„W ustawie budżetowej na rok 2023, a także w kwotach wyjściowych na lata 2024-2025 dla ministra właściwego do spraw gospodarki nie zostały zabezpieczone żadne środki finansowe, w tym na wynagrodzenia, w celu realizacji zadań określonych w procedowanej ustawie. Zatem wszystkie koszty wynikające z realizacji zadań przypisanych projektowaną ustawą dla ministra właściwego ds. gospodarki powinny zostać sfinansowane w ramach limitów wydatków określonych dla MRiT w ustawy budżetowej na rok 2023 i lata następne, tj. 2024-2025” - podaje MF.
Wyjęci spod ustawy
Resort finansów podkreśla także, że mimo wyłączenia spod reżimu ustawy m.in. banków i instytucji kredytowych w dalszym ciągu, nierozwiązany pozostaje problem działalności windykacyjnej prowadzonej przez instytucje finansowe. Problem dotyczy m.in. działalności poręczeniowo-gwarancyjnej Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK). Banki i instytucje finansowe nie tylko zawierają umowy i je monitorują, ale również prowadzą, w imieniu BGK, czynności windykacyjne.
Dlatego MF proponuje wyłączenie spod reżimu proponowanej ustawy firm faktoringowych i leasingowych, których działalność jest objęta gwarancjami BGK. Umożliwiłoby to tym instytucjom prowadzenie działalności windykacyjnej na jego rzecz.
Ministerstwo proponuje także wyłączenie spod przepisów ustawy windykacyjnej Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego (UFG), zajmującego się m.in wyszukiwaniem osób, które nie spełniły obowiązku ubezpieczenia OC komunikacyjnego, i egzekwującego od zobowiązanych opłatę. MF podkreśla, że nakładanie dodatkowych wymogów w stosunku do współpracujących z funduszem osób prowadzących czynności windykacyjne jest nieuzasadnione.
„UFG prowadzi działalność quasi-ubezpieczeniową, wypłacając świadczenia ubezpieczeniowe, ale nie posiadając statutu zakładu ubezpieczeń. Mając zatem na względzie, że intencją projektodawcy było wyłączenie z obowiązku stosowania przepisów projektu ustawy w stosunku do zakładów ubezpieczeń, zasadne jest również rozszerzenie tego wyłączenia na Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny”- ocenia MF.
Odwrotny skutek
Spod reżimu ustawy nie wyłączono także podmiotów, które na podstawie umów outsourcingu wykonują czynności monitorowania i windykacji należności w imieniu banków i ubezpieczycieli, i na ich rzecz.
Tymczasem banki i ubezpieczyciele powierzają wyspecjalizowanym firmom windykacyjnym oraz kancelariom prawnym ok. 70 proc. wszystkich czynności windykacyjnych, które obejmują również działania na bardzo wczesnym etapie w postaci monitoringu płatności (wysyłania pism, mejli, esemesów, telefonicznego przypominania o upływie terminu płatności czy prowadzenia telefonicznych negocjacji ws. ustalenia harmonogramu spłaty).
Jakub Kulesza, wiceprzewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Praw Konsumentów i Przedsiębiorców, podkreśla w dezyderacie, że brak możliwości skorzystania przez banki i ubezpieczycieli z usług wyspecjalizowanych firm windykacyjnych negatywnie wpłynie na poziom odzyskiwanych przez nie należności, a tym samym na stabilność ich finansów, co z pewnością nie jest intencją projektodawcy.
„W naszej ocenie w ten sposób znacząco wzrośnie liczba i wartość wierzytelności, które banki będą zmuszone sprzedać do podmiotów, które zajmują się masowym skupowaniem długów konsumentów (obsługa tych wierzytelności odbywa się już poza nadzorem i kontrolą wierzycieli pierwotnych)” – napisał Jakub Kulesza po kwietniowym posiedzeniu zespołu.
Może to również dotyczyć innych wierzycieli masowych, np. firm telekomunikacyjnych i dostawców mediów.
Zbyt wiele wątków
Do projektu ustawy swoje trzy grosze dorzuciło także Ministerstwo Zdrowia (MZ), które zaznacza, że brak w nim przepisów dotyczących potwierdzania zdolności do wykonywania zawodu windykatora. Dotyczy to zakresu badań, którym powinna poddać się osoba ubiegająca się o wydanie licencji, zasad przeprowadzania tych badań (wstępne, okresowe, kontrolne), a także wydawania orzeczeń przez uprawnionych lekarzy, psychologów (jest to ograniczenie w wykonywaniu zawodu), czy maksymalnych stawek opłat za badania.
„Propozycja zmian przepisów nie jest możliwa do przedstawienia z uwagi na brak jakichkolwiek rozwiązań merytorycznych w projekcie ustawy przedstawionych przez wnioskodawcę” - napisało MZ w uwagach do projektu.
- Wydaje się, że projektodawca nie przewidział, jak szeroki jest zakres podmiotów, które objęłaby ustawa, i jakie konsekwencje niosłaby nie tylko dla firm windykacyjnych i ich klientów, ale też innych stron. Mam nadzieję, że Ministerstwo Sprawiedliwości wycofa się z tego projektu – mówi wiceprezes jednej z dużych firm windykacyjnych.
Sprzeciw trzyma się mocno
Liczne wątpliwości związane z projektem mają też rynkowi eksperci. Dotyczy to zwłaszcza instytucji sprzeciwu dłużnika. Projekt nadal jednoznacznie nie rozstrzyga, czy złożenie sprzeciwu obliguje do natychmiastowego zakończenia czynności windykacyjnych w konkretnej sprawie. Zdaniem Pawła Grabowskiego, pełnomocnika Polskiego Związku Instytucji Pożyczkowych, zgodnie z obecnym kształtem projektu ustawy tak właśnie jest.
Jeśli dłużnik złoży sprzeciw i nie będzie możliwości podjęcia dalszych czynności, czyli np. wysłania przez firmę energetyczną wezwania do zapłaty z dodatkowym terminem, nie będzie możliwe wstrzymanie dostawy prądu, co gwarantuje Prawo Energetyczne. Negatywne skutki odczują jednak również dłużnicy.
- Osoby, które pochopnie zgłoszą sprzeciw, albo te, wobec których nie można prowadzić czynności windykacyjnych, zostaną pozbawione możliwości prowadzenia windykacji polubownej, rozłożenia długu na raty lub innych możliwości. Wierzytelności trafią na drogę sądową, ścieżkę komorniczą i koszty wzrosną. Z tej perspektywy nie widzę korzyści dla osób, które projekt ma chronić - mówi Adrian Zwoliński z Konfederacji Lewiatan.
- Proponuję wprowadzenie możliwości chociażby poinformowania dłużnika, który złożył sprzeciw, jakie są jego skutki, żeby miał świadomość, że wówczas przestaje być windykowany polubownie i przechodzi na drogę windykacji sądowej, która – co do zasady – jest dużo droższa – podkreśla Paweł Grabowski.
Stara śpiewka o dzikiej windykacji
Ministerstwo Sprawiedliwości zapewnia tymczasem, że „konsekwencją zgłoszenia sprzeciwu dla osób zobowiązanych nie będzie jednak uniknięcie przez nie <<zobowiązania do spłacenia swoich zobowiązań>>.” Twierdzi, że po złożeniu sprzeciwu osoba zobowiązana w dalszym ciągu będzie miała możliwość dobrowolnego spełnienia świadczenia na rzecz wierzyciela lub nabywcy wierzytelności.
„Co więcej, niejednokrotnie dochodzenie należności na drodze sądowej i jej egzekucja komornicza może być uznana zarówno przez dłużnika, jak i wierzyciela za korzystniejszą (pod względem prawnym, jak również finansowym) niż windykacja. Nie można bowiem zapominać, że w sytuacji windykacji wierzytelności koszty usługi przedsiębiorcy windykacyjnego obciążają zasadniczo wyłącznie wierzyciela i częstokroć sięgają nawet kilkudziesięciu procent wartości dochodzonej wierzytelności“ - twierdzi resort.
MS zaznacza, że „ustawa ma na celu wyraźne ograniczenie możliwości prowadzenia działalności z pogranicza prawa przez osoby nieupoważnione i nieprzeszkolone do stosowania przymusu i ingerencji w sferę prywatności i inne prawa osób zadłużonych. Projekt ustawy ma ograniczyć bądź zlikwidować zjawisko tzw. dzikiej windykacji”.
Czynność czynności nie równa
Adrian Zwoliński zwraca uwagę, że nadal nie została też rozstrzygnięta kwestia definicji czynności windykacyjnej. W obecnej wersji projektu jest ona bardzo szeroka, bo dotyczy niemal każdej czynności prawnej zmierzającej do polubownego wypełnienia przez osobę zobowiązaną należnego od niej świadczenia pieniężnego, podejmowanej w ramach prowadzonej działalności windykacyjnej.
- Pytania można mnożyć - czy taką czynnością jest np. napisanie pisma, zaadresowanie koperty i wysłanie jej na poczcie, czy jest nią praca informatyka przy aplikacji służącej do wysyłania korespondencji do dłużników, czy ustalanie strategii windykacyjnej wobec dłużnika, czy też redakcja komunikatów do osób zadłużonych – mówi Adrian Zwoliński.

Zastanawialiśmy się, czy w związku z planami wdrożenia ustawy duże instytucje finansowe nie zaczną się przygotowywać do wewnętrznej obsługi windykacji, co mogłoby mocno poturbować naszą dwudziestopięcioletnią współpracę. To się jednak nie wydarzyło i banki w jeszcze większym zakresie powierzają nam wierzytelności do serwisowania, a kolejne instytucje, które wcześniej tego nie robiły, zmierzają w tym kierunku. Banki nie chcą zajmować się windykacją, bo ich rolą jest udzielanie finansowania i zarządzanie aktywami, a nie procesem odzyskiwania należności.
Projekt torpeduje to, co przez lata zostało wypracowane przez całą branżę. Mam nadzieję, że ustawa nie wejdzie w życie w obecnym kształcie. Jesteśmy otwarci na dialog z autorami i wypracowanie lepszych rozwiązań, zwłaszcza że przed nami wdrożenie dyrektywy NPL. Banki i wierzyciele wtórni pozytywnie oceniają tę regulację. Dzięki niej m.in. ujednolici się proces przekazywania informacji służących rzetelnej wycenie portfeli wierzytelności. Nabywcy będą bardziej świadomi, co kupują, a w związku z tym będą w stanie zaoferować bankom lepsze ceny. Bardzo ważne jest jednak to, w jaki sposób dyrektywa zostanie wprowadzona do polskiego porządku prawnego. Mam nadzieję, że jej główny sens nie zostanie wypaczony.
Rozdwojenie jaźni
Firmy windykacyjne, które skupują wierzytelności, np. od banków, telekomów i dostawców prądu lub gazu, mogą mieć nie lada kłopot. W myśl obecnego projektu ustawy odzysk z portfeli bankowych byłby wyłączony spod reżimu ustawy windykacyjnej, ale z pozostałych już nie.
- Firma, która dochodzi wierzytelności bankowych i niebankowych, będzie de facto stosowała dwa reżimy prawne, dwa systemy, a osoby zobowiązane nie będą wiedziały, które zasady będą wobec nich stosowane ze względu na dualizm prawa – mówi Marcin Czugan, prezes Związku Przedsiębiorstw Finansowych.