Kilkanaście dni temu Międzynarodowy Fundusz Walutowy ogłosił najniższą średnioterminową prognozę wzrostu PKB dla świata od 1990 r. Przez najbliższych pięć lat globalna gospodarka ma rosnąć o 3 proc. rocznie.
— Nie jest to łatwy rok dla zachodniej i środkowej Europy. Choć ceny energii spadły, to gaz naturalny jest sześciokrotnie droższy niż w USA, co negatywnie wpływa na konkurencyjność Europy. Rynki natomiast oczekują, że wysokie ceny utrzymają się do końca przyszłego roku — mówi Beata Javorcik, główna ekonomistka Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR).
Kraje środkowej i wschodniej Europy są uzależnione od przemysłu w większym stopniu niż kraje o podobnym poziomie dochodów, więc mocno odczują wysokie ceny energii. Dostaną też mniej zamówień z Niemiec, w których prognozowane jest spowolnienie na poziomie -0,1 proc. Do tego dochodzi wysoka inflacja obniżająca realną wartość zarobków i hamująca konsumpcję oraz niepewność związana z wojną, która negatywnie wpływa na inwestycje krajowe i zagraniczne.
Rządy powinny obecnie koncentrować się na walce z inflacją. Choć w ostatnich miesiącach spadły ceny energii, paliw i żywności, to inflacja bazowa zmienia się bardzo powoli i jest to zjawisko globalne.
— Nie powinniśmy przedwcześnie ogłaszać zwycięstwa — ostrzega ekonomistka EBOR.
Do prognoz dotyczących walki z inflacją podchodzi ze sceptycyzmem.
— Prognozy dezinflacji są bardzo optymistyczne w porównaniu z epizodami inflacyjnymi z przeszłości — wcześniej była na niższym poziomie, a pozbywaliśmy się jej dłużej — mówi Beata Javorcik.
Kto skorzysta na zmianach
W średnim okresie perspektywy są bardziej optymistyczne. Szansą dla regionu CEE może stać się wzrost eksportu usług.
— Akceptacja pracy zdalnej oznacza, że pracodawca niemiecki czy francuski nie musi ograniczać się do pracowników z jednego miasta czy kraju. Minimalne różnice czasowe, członkostwo w Schengen i te same przepisy dotyczące ochrony danych to szansa dla Polski. Pracę mogą znaleźć pojedyncze osoby zatrudniane przez zachodnie firmy, ale także centra usług działające w Polsce, które dostaną więcej zleceń z zagranicy — mówi ekonomistka EBOR.
Nowe możliwości niosą też zmiany w globalnych łańcuchach dostaw.
— Katalizatorem tych zmian była wojna. Od dawna mówiono, że trzeba uodpornić łańcuchy dostaw na wstrząsy, ale ponieważ jest to bardzo kosztowne, niewiele się działo. Wojna uświadomiła wszystkim, że koszt bezczynności jest większy niż koszt podjęcia działań — mówi Beata Javorcik.
Z ankiety przeprowadzonej przez monachijski instytut ifo latem ubiegłego roku wśród 3 tys. niemieckich firm przemysłowych wynika, że 2/3 przedsiębiorstw znalazło nowych dostawców, a połowa planuje znalezienie ich w 12 miesięcy. To szansa dla firm z Polski, bo dostawcy ze środkowej Europy są postrzegani bardziej pozytywnie niż firmy z Turcji, Azji Południowo-Wschodniej czy Chin.
Szansę będzie łatwiej wykorzystać, bo wojna zmieniła nastawienie do OZE — dawniej uważane za narzuconą przez Brukselę politykę, dziś postrzegane przez pryzmat bezpieczeństwa energetycznego.
— Dostęp do OZE będzie coraz bardziej determinował konkurencyjność regionu. Proces zmian w łańcuchach dostaw potrwa kilka lat, ale ważny jest trend — mówi Beata Javorcik.
Jak zmieniają się szlaki handlowe
Rewolucji jeszcze nie widać.
— Firmy nie wychodzą z Azji, nie przenoszą produkcji do krajów macierzystych. Stosują strategię Chiny + 1 i dywersyfikują bazę dostawczą. W przypadku firm amerykańskich obserwujemy wzrost importu z Wietnamu, który staje się nowym warsztatem produkcyjnym świata. Dla europejskich szansę na przechwycenie części zamówień mają nowe kraje Unii Europejskiej, Bałkany Zachodnie, Turcja i kraje Afryki Północnej — uważa ekonomistka EBOR.
Następuje również reorganizacja handlu z Rosją.
— Obserwujemy 60-procentowy spadek bezpośredniego eksportu z Europy do Rosji i wzrost eksportu do krajów centralnej Azji, które z kolei eksportują do Rosji dużo więcej niż dawniej — wymiana handlowa skupia się na towarach podlegających sankcjom. Ten pośredni eksport w małym stopniu, bo średnio w około 5 proc., kompensuje spadek eksportu bezpośredniego, choć w niektórych kategoriach produktów współczynnik jest dużo wyższy. Korzystają na tym firmy z Turcji, która podwoiła eksport do Rosji, czy Chiny, które potroiły eksport ciężarówek z napędem diesla. Ciekawie zmienił się eksport szampana, objętego — tak jak inne towary luksusowe — sankcjami. Francuskie stowarzyszenie producentów szampana informowało niedawno o 75-procentowym wzroście eksportu do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, co może również wiązać się z handlem pośrednim. Wygrać mogą też producenci włoskiego prosecco, które nie jest uważane za dobro luksusowe i nie podlega sankcjom — mówi główna ekonomistka EBOR.

Groźna wojna handlowa
Zmieniają się także szlaki handlowe między USA a Chinami, które toczą wojnę handlową.
— Kilka lat temu myśleliśmy, że wynika ona z polityki administracji prezydenta Trumpa. Administracja się zmieniła, a wysokie cła zostały. Polityka wobec Chin to chyba jedyna kwestia, w której obie partie USA mają te same poglądy — mówi Beata Javorcik.
Widzi w tym zagrożenie dla światowej gospodarki.
— Może dojść do odwrócenia globalizacji i powrotu bloków handlowych, choć innych niż 30 lat temu. Zrobiliśmy analizę scenariusza, w którym świat dzieli się na blok wspierający Ukrainę i resztę krajów. Koszty handlu między tymi blokami wzrosłyby o 20 proc. Prawie wszystkie kraje straciłyby na tym, a najbardziej Maroko i Kazachstan, bo mają kontakty z gospodarkami, które znalazłyby się w dwóch różnych blokach — uważa ekonomistka EBOR.
Niektórzy sądzą, że fragmentacja światowej gospodarki to szansa dla krajów rozwijających się.
— Moim zdaniem błędne jest założenie, że w takim scenariuszu kraje nadal będą się stosować do reguł WTO. Obawiam się, że wszyscy zaczną wtedy podwyższać cła i blokować eksport — mówi Beata Javorcik.
Jak bardzo prawdopodobny jest to scenariusz?
— Amerykańsko-chińska wojna handlowa, brexit, teraz Chips Act ograniczający eksport technologii do Chin, a także Inflation Reduction Act czy przepisy wspierające amerykańskich producentów — każde z tych wydarzeń to krok w kierunku przeciwnym niż globalizacja. W Unii Europejskiej mówi się o legislacji dotyczącej łańcuchów dostaw, w ramach której dostawca towaru ma odpowiadać także za swoich poddostawców w kwestii przepisów dotyczących pracy i środowiska. Jeśli weszłyby w życie, wiele firm wycofałoby się z krajów, które mają słabsze instytucje, gdyż nie byłyby one w stanie monitorować dostawców lub byłoby to dla nich zbyt kosztowne. Mogłyby też przestać kupować towary od małych firm — ostrzega Beata Javorcik.
Za konieczne natomiast uważa śledzenie śladu węglowego, które ma zapobiec przenoszeniu produkcji do krajów, w których nie ma norm środowiskowych.
Ćwierć wieku powojennej odbudowy
Mimo tych zawirowań nie zabraknie chętnych do odbudowy Ukrainy, która według ostatnich szacunków pochłonie 411 mld USD.
— Ukraina ma wielu przyjaciół za granicą, wiele firm będzie zainteresowanych inwestycjami, jeśli będzie możliwość ich ubezpieczenia — uważa ekonomistka EBOR.
Aby odbudowa się powiodła, konieczne jest spełnienie dwóch wymogów.
— Konieczna jest poprawa działania instytucji, która zagwarantuje lepszy klimat biznesowy i zmniejszenie korupcji. Optymizmem napawa mnie perspektywa wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej. Mimo wojny rząd patrzy długoterminowo i próbuje reformować gospodarkę — podkreśla Beata Javorcik.
Kluczowe jest trzecie kryterium.
— To stabilne rozwiązanie konfliktu, pokój na dłuższy czas. Zbadaliśmy, jak w ostatnich 200 latach wojny wpływały na świat. Bardzo trudno było osiągnąć długotrwały pokój. Połowa krajów, które uczestniczyły w wojnie, nie wróciła do dochodu na głowę przez 25 lat. Sukcesem powojennej odbudowy jest Japonia, ale także tam powrót do trajektorii wzrostu zajął 15 lat. Nierealistyczne jest więc oczekiwanie, że kraj zniszczony wojną można odbudować w 2-3 lata. Tego uczy nas historia — mówi Beata Javorcik.