W wierzytelności trzeba inwestować na lata

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2016-09-25 22:00

Funduszy zarabiających na odzyskiwaniu długów jest coraz więcej. To jednak oferta dla majętnych i cierpliwych

Długów nie ściąga się bez kosztów, ale jak mało która działalność przynosi stałe zyski oderwane od wahań koniunkturalnych występujących nie tylko na giełdzie, ale również na np. rynku nieruchomości. Przybywa też funduszy inwestycyjnych oferujących majętnym inwestorom indywidualnym zyski z odzyskiwania wierzytelności. Ustawowo regulowana minimalna wartość jednego certyfikatu takiego funduszu musi stanowić równowartość 40 tys. EUR. Biorąc pod uwagę zwyczajowo stosowane zaokrąglenia, w praktyce jest to 180-200 tys. zł. — Zapisy opiewają zazwyczaj na 1-2 certyfikaty. Pięć rzadko się zdarza — przyznaje Adam Dakowicz, prezes Agio Fund TFI.

Fundusze można podzielić z grubsza na dwie grupy — te o aktywach rzędu małych kilkudziesięciu milionów i te w okolicach 100 mln zł, a niekiedy więcej.

Według Jakuba Adamowicza, dyrektora rozwoju w Trigon TFI, inwestorzy kupują przeciętnie 2-3 certyfikaty. Dystrybucja odbywa się w formie ofert prywatnych, rozprowadzanych w private bankingu. Praktyka jest taka, że niektóre banki zmieniają swoich partnerów po stronie TFI, by oferować klientom różne produkty, inne — przywiązują się do współpracy z konkretnymi TFI. Część banków niechętnie podchodzi do dystrybucji funduszy wierzytelności, motywując to tym, że znajdują się w nich długi sprzedane przez banki jako stracone. Trudno więc taki produkt oferować swoim klientom. Długi bankowe to niewątpliwie trzon wierzytelności zgromadzonych w funduszach sekurytyzacyjnych. Do tego dochodzą rachunki telekomunikacyjne, niezapłacone ubezpieczenia czy kary za jazdę na gapę komunikacją publiczną.

Serwiser w akcji

Fundusze można podzielić z grubsza na dwie grupy — o aktywach rzędu małych kilkudziesięciu milionów i te w okolicach 100 mln zł, a niekiedy i więcej. W pierwszych specjalizuje się Trigon TFI. Towarzystwo wychodzi z założenia, że jeden fundusz to jeden pakiet wierzytelności. Fundusze większe nie stronią od reinwestowania odzyskanych pieniędzy w zakup kolejnych pakietów wierzytelności. Faktycznym odzyskiwaniem długów zajmuje się współpracująca z TFI firma windykacyjna, tzw. serwiser. Jej działalność nie różni się zasadniczo od tego, co robiłaby, kupując długi na własny rachunek. Może pójść do sądu i po uzyskaniu wyroku ściągać pieniądze przez komornika lub zawrzeć ugodę z dłużnikiem. To ostatnie sprowadza się do rozłożenia długu na relatywnie niskie raty, czyli długiego terminu jego spłaty.

— Kupując portfel wierzytelności do windykacji, można powiedzieć, że kupuje się nominał 100 zł za np. 15. Jeśli odzyska się 30-40 zł, to po odjęciu ceny zakupu i kosztów windykacji jest to właśnie zysk funduszu. Wartości nominalnej długu nigdy nie udaje się odzyskać — wyjaśnia Adam Dakowicz.

Niezależnie od wybranej ścieżki, odzyskanie pieniędzy wymaga czasu. W modelach windykacyjnych przyjmuje się, że 10 lat, a nawet więcej. Prawdopodobieństwo, że inwestor indywidualny zamrozi kapitał na taki czas, jest bliskie zeru. Wymyślono więc furtkę polegającą na stopniowym umarzaniu części należących do nich certyfikatów. Zaczyna się to 1-2 lata od uruchomienia funduszu. Wiadomo jednak, że w ciągu roku fundusz nie odzyska pieniędzy pozwalających na spłatę wszystkich inwestorów, gdyby ci tego oczekiwali. Spłaca więc ich częściowo — z reguły co roku oddając jakiś procent zainwestowanej kwoty powiększony o przypadający na nią zysk. Jak jednak spłacić częściowo inwestora, który kupił jeden certyfikat o nominale 200 tys. zł? Kluczowa jest operacja splitu certyfikatów. Fundusze dzielą pierwotny certyfikat np. na 1000 czy 2000. To bardzo ważny moment w życiu funduszu. Te o większych aktywach przeprowadzają bowiem kilka ofert certyfikatów, co trwa rok-półtora. Od splitu są jednak zablokowane na wpłaty osób fizycznych. Z drugiej strony mogą częściowo umarzać ich certyfikaty, bo ktoś, kto kupił jeden certyfikat o wartości 200 tys. zł, ma teraz 100 czy 200 certyfikatów o wartości 2 lub 1 tys. zł. Split to nie tylko furtka do stopniowego upłynniania inwestycji przez osoby fizyczne, ale też operacja pomocna TFI.

— TFI są zobowiązane do kontrolowania limitów płynności funduszy. W takim funduszu gotówka nie może stanowić więcej niż 25 proc. aktywów netto, dlatego split jest w wielu funduszach sekurytyzacyjnych używany jako mechanizm umożliwiający elastyczne zarządzanie płynnością. W funduszu, który zbiera windykowane pieniądze przez cały okres życia i na koniec wypłaca je inwestorom, limit byłby niechybnie przekroczony — tłumaczy Joanna Andryszczak-Lewandowska, dyrektor ds. funduszy sekurytyzacyjnych w Altus TFI.

Reszta dla windykatora

Całkowita spłata osób fizycznych, które zainwestowały w fundusz wierzytelnościowy, trwa z reguły 4-5 lat. Nie oznacza to, że fundusz po tym czasie przestaje istnieć. Przejmuje go w praktyce serwiser. Jego dodatkowy zysk stanowi to, co jeszcze uda się wycisnąć z różnicy między nominalną wartością zawartych w nim długów a ceną nabycia wierzytelności do funduszu pomniejszoną o pieniądze wypłacone do tego momentu inwestorom.

5,7 mld zł Takie były aktywa funduszy sekurytyzacyjnych na koniec sierpnia 2016 r.

2,2 proc. Taki był ich udział w całości aktywów funduszy inwestycyjnych.